Tarcia między Warszawą a Brukselą w obszarze polityki rolnej nie są pochodną eurosceptycyzmu PiS. Mają charakter strukturalny.
Nowe otwarcie polityczne w Polsce może się przysłużyć poprawie relacji z UE, w tym i tych dotyczących rolnictwa. Choć polscy farmerzy chętnie korzystają z dopłat bezpośrednich płynących z unijnego portfela, to od lat pozostają w kontrze do polityki UE i… vice versa. We wrześniu KE zdecydowała o pełnym otwarciu unijnego, w tym polskiego, rynku na tanie ziarno z Ukrainy, co było ruchem wbrew interesom kilku państw członkowskich z Europy Środkowej. Problem – zdaniem ekspertów – będzie się nasilał.
– Już teraz Unia Europejska posiada wyłączną kompetencję do kreowania naszej polityki celnej, która ma ogromne znaczenie dla przyszłości polskiego rolnictwa w kontekście wymiany handlowej z Ukrainą i napływu z niej tanich produktów rolno-spożywczych – zauważa Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej (IGR).
Poparcie dla eurosojuszu na wsi od lat utrzymuje się poniżej średniej krajowej. Wśród ogółu Polaków aż 85 proc. deklaruje poparcie dla członkostwa, a raptem 10 proc. jest przeciwnych (badanie CBOS, maj 2023 r.). Tymczasem wśród mieszkańców wsi proporcje pro- i antyunijne wynoszą odpowiednio 57 proc. do 11 proc., a wśród samych rolników – 60 proc. do 14 proc. (badanie ARiMR, październik 2023 r.).
Eurosceptycyzm był przez wiele lat paliwem wyborczym Prawa i Sprawiedliwości na wsi – konserwatywny elektorat wiejski był straszony wizją unicestwiania polskiego rolnictwa przez unijne regulacje. Rząd pozycjonował się jako obrońca tradycyjnego modelu rolnictwa, chroniącego polskiego producenta rolnego przed postępową konkurencją z zachodniej Europy. Ta narracja przyniosła skutek – aż dwie trzecie rolników w październikowych wyborach parlamentarnych poparło partię Jarosława Kaczyńskiego.
Narodowe modele rolnictwa są różne, a cele i interesy rozbieżne
Konrad Hennig z think tanku Law4Growth zwraca jednak uwagę, że tarcia z UE w obszarze rolnictwa nie są wynikiem narracji tej czy innej opcji politycznej, ale mają podłoże strukturalne. – Polska wieś jest w konflikcie interesów z UE. Nasi rolnicy są znaczącą konkurencją dla rolnictwa zachodniego. Ostatnio do gry włączyła się też Ukraina, której produkty rolne Bruksela dopuściła do wspólnego rynku wbrew Polsce. Dochodzi do tego również restrykcyjna polityka środowiskowa narzucana przez UE, która natrafia na duży opór polskiej wsi – tłumaczy ekspert.
Prezes Instytutu Gospodarki Rolnej podkreśla zaś, że choć rolnictwo ma strategiczne znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski, to Warszawa – m.in. przez wspólną politykę rolną oraz wspólny rynek konsumencki – pozostaje w znacznej mierze zależna od regulacji, których wdrożenie planuje się w Brukseli. A te, dla wielu rodzimych producentów rolnych, mogą być bardzo kosztowne.
– Planowane ograniczenia dotyczące, tak powszechnego w Polsce, systemu utrzymywania zwierząt przy wykorzystaniu klatek, ograniczenia stosowania środków ochrony roślin, traktowanie gospodarstw rolnych jako „instalacji rolno-przemysłowych”, wprowadzanie tylnymi drzwiami zakazu promocji mięsa czy próby jego opodatkowania – to tylko kilka z zagadnień, których wprowadzenie jest rozważane w Brukseli i które będą determinowały kształt polskiego rolnictwa – wymienia Wójcik.
Jego zdaniem rząd koalicji demokratycznej oraz nowe kierownictwo w Ministerstwie Rolnictwa powinny utrzymywać twardy kurs w rozmowach z Brukselą, a „stosunek Warszawy do inicjatyw szkodliwych dla polskiego rolnictwa, jego konkurencyjności i opłacalności, powinien być jednoznaczny”.
– Produkcja żywności, a także wszystko, co wpływa na poprawę opłacalności jej wytwarzania, powinny się znajdować pod szczególną ochroną nowego rządu, a decyzje w tym obszarze powinny być oparte na merytoryce, a nie ideologii – ocenia.
Wiele wskazuje na to, że za politykę rolną w Polsce przez najbliższe lata będzie odpowiadać PSL, którego przedstawiciele mają objąć resort rolnictwa. Jako partia chłopska ludowcy mogą stawać twardo w obronie rodzimego rolnictwa, aczkolwiek język negocjacji z Brukselą być może będzie mniej agresywny niż w przypadku przedstawicieli PiS.
– Choć Tusk może być nieco bardziej koncyliacyjny w Brukseli niż Morawiecki, to akurat za odcinek rolniczy odpowiadać będzie PSL, który rywalizuje z PiS o elektorat wiejski. Na pewno więc lekką ręką nie będzie szedł na ustępstwa. Interesy polskiego rolnictwa pozostają niezmienne i nadal będą w kontrze do głównych sił w UE, czyli np. Niemiec – przekonuje Konrad Hennig.
Oceniając stanowisko kolejnych polskich rządów w kwestii wspólnej polityki rolnej UE, warto jednak pamiętać, że państwa członkowskie „od zawsze” na tym polu pozostają w rozdźwięku. Narodowe modele rolnictwa poszczególnych krajów są tak różne, a cele i interesy tak rozbieżne, że polityka rolna uchodzi za ten obszar europejskiej wspólnoty, w którym decyzje rzadko kiedy w pełni satysfakcjonują wszystkie strony. ©℗