Ostatnie lata stały pod znakiem wojny wypowiedzianej polskim przedsiębiorcom” – napisano w umowie koalicyjnej KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. Można przypuszczać, że to zdanie umieściły raczej pierwsze dwa ugrupowania. Kilka dni przed podpisaniem umowy reprezentantka Lewicy, senatorka Magdalena Biejat z partii Razem, wypowiadała się w tonie zdecydowanie odmiennym.

Sprzeciwiła się przywróceniu ryczałtowej składki zdrowotnej od działalności gospodarczej i zwróciła uwagę, że część przedsiębiorców właściwie ich udaje, by obniżyć swoje opodatkowanie i oskładkowanie. „My dostrzegamy różnicę między tymi, którzy zarabiają krocie i funkcjonują bardzo dobrze i którzy – jak to się ładnie mówi – optymalizują sobie, a de facto oszukują, by unikać podatków i współodpowiedzialności za państwo” – stwierdziła w rozmowie z Wirtualną Polską. Zaproponowała też powrót do koncepcji „testu przedsiębiorcy”, który kilka lat temu próbowała przeforsować część rządu PiS (z kolei inna aktywnie protestowała).

Jeszcze przed wyborami, na początku października, Andrzej Domański, odpowiedzialny za program gospodarczy KO, na łamach DGP przekonywał, że rząd PiS stłamsił i zniszczył ducha polskiej przedsiębiorczości. „Nic dziwnego, że odsetek Polaków, którzy myślą o założeniu własnej działalności, spadł z 20 proc. w 2015 r. do poniżej 3 proc. obecnie” – mówił Domański, sugerując, że spadek tego wskaźnika jest powodem do zmartwień.

Jeśli spojrzymy na dane OECD, to przekonamy się, że malejący odsetek osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą nie powinien być traktowany jako coś problematycznego. Pięć państw, w których odsetek samozatrudnionych jest najwyższy, to kolejno: Kolumbia, Brazylia, Meksyk, Grecja, Turcja. Z kolei w grupie pięciu krajów z najniższym są Norwegia, USA, Kanada, Niemcy i Dania. Gdyby do OECD należały państwa najbiedniejszej na świecie Afryki Subsaharyjskiej, to one okupowałyby czołowe miejsca – tam nawet 9 na 10 mieszkańców prowadzi własny „biznes”.

Według Eurostatu w latach 2015–2023 liczba samozatrudnionych w Polsce wzrosła o 200 tys. – z 2,9 mln do 3,1 mln. To trzeci wynik w Europie – po Włoszech i Francji, ale przed Niemcami i Hiszpanią. W porównaniu z 2019 r. ich liczba wzrosła o ponad 300 tys., bo to w pierwszej kadencji rządu PiS grupa ta skurczyła się do mniej niż 2,8 mln. Nie było to jednak spowodowane działaniami władzy, lecz przemianami na rynku pracy – stopa bezrobocia spadła dwukrotnie (z 6 proc. do 3 proc.), a w efekcie mniej pracowników (szczególnie słabo wykwalifikowanych) wysyłano na samozatrudnienie. Realia ekonomiczne są obecnie zupełnie inne niż dekadę temu, gdy założenie firmy bywało jedyną opcją zdobycia sensownego zajęcia.

Po 2015 r. zanotowaliśmy też ogólny wzrost liczby zatrudnionych, więc odsetek przedsiębiorców nieco spadł – według OECD z ponad 21 proc. do niespełna 20 proc. pracujących w 2022 r. Choć to i tak wciąż jeden z wyższych wyników. Zamykamy pod tym względem pierwszą dziesiątkę, zaraz za Włochami (21,5 proc.) i Koreą Południową (23,5 proc.). W Czechach samozatrudnieni stanowili 16 proc. pracujących, we Francji 13 proc., a w Niemczech 9 proc.

PiS przyjął również szereg rozwiązań, których celem było ułatwienie życia przedsiębiorcom. Zacznijmy od składek, które wzbudzają największe emocje. Poza wprowadzeniem proporcjonalnej składki zdrowotnej i zakazu odliczania jej od podatku, partia Jarosława Kaczyńskiego wykonała w stronę JDG-owców inne ukłony. Mowa np. o składce na start, która pozwala przez pierwsze pół roku od założenia firmy płacić tylko składkę zdrowotną. Wprowadzono mały ZUS plus, który umożliwia przez maksymalnie trzy lata obliczanie swojej składki na podstawie połowy średniego dochodu z roku poprzedniego. W ten sposób wydłużono okres korzystania ze składek preferencyjnych z 2 lat do 5,5 roku. Gdy się do tego dorzuci obniżenie PIT do 12 proc. i podwyższenie kwoty wolnej do 30 tys., to konieczność płacenia 9 proc. składki zdrowotnej robi się mniej złowroga.

Z powyższego nie skorzystają podatnicy liniowego PIT, ale rząd wykonał w ich stronę inne znaczące gesty. Składka liniowców wynosi 4,9 proc., a zatem jest prawie dwukrotnie niższa niż w przypadku etatowców. A niemal wszyscy znajdują się w górnych 10 proc. pod względem dochodów. PiS obudował też Polski Ład nowymi rozwiązaniami, które pozwalają niektórym uciec od wyższych podatków. Ryczałtowcom zapewniono składkę o stałym wymiarze, liczoną w taki sposób, żeby dla najlepiej zarabiających było to wyjątkowo korzystne – przy przychodzie do 60 tys. zł składka wynosi 336 zł (niecałe 7 proc. górnej granicy), a powyżej 300 tys. – tylko 1008 zł (4 proc. dolnej granicy).

Poza tym Zjednoczona Prawica obniżyła stawki ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych z 17 proc. i 15 proc. do 14 proc. i 12 proc. Wcześniej ryczałtowcy zostali jeszcze zwolnieni z daniny solidarnościowej, czyli 4 proc. podatku od dochodów powyżej miliona złotych rocznie. Wprowadzono też ulgę IP Box, która obniża opodatkowanie dochodów z wytworzonych lub ulepszonych praw własności intelektualnej do 5 proc.

Tych drobnych przywilejów czy uprawnień jest tak dużo, że wielu Polakom nadal opłaca się korzystać z JDG jako formy zatrudnienia – także tym, którzy mogliby pracować na etacie. Widać to doskonale, gdy porówna się Polskę z Niemcami i Danią, w których samozatrudnienie służy do prowadzenia realnej działalności gospodarczej. Według OECD odsetek samozatrudnionych Niemców i Duńczyków, którzy sami mają pracowników, stanowi 5 proc. zatrudnionych. W Polsce – 4,6 proc., czyli podobnie. Podobieństwo znika, gdy spojrzymy na odsetek samozatrudnionych, którzy nikogo nie zatrudniają: to prawie 18 proc. Polaków oraz 5 proc. Duńczyków i Niemców. Odsetek przedsiębiorców będących pracodawcami mamy więc niemal identyczny, za to odsetek samozatrudnionych bez pracowników jest u nas znacząco wyższy. Zresztą większość osób na działalności nawet nie myśli o zatrudnianiu kogokolwiek. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Przedsiębiorcy 50+” tylko co piąty właściciel firmy w wieku powyżej 50 lat zatrudnia pracownika. W efekcie na budowach mamy jednoosobowe brygady budowlane (budowlanka to jedna z najpopularniejszych branż w tej grupie), które spokojnie mogłyby być na etacie u inwestora albo któregoś z wykonawców.

Nadużywanie samozatrudnienia jest szczególnie popularne wśród informatyków. Z „Badania Społeczności IT 2023” wynika, że tylko połowa z nich jest zatrudniona na umowę o pracę. Jedna trzecia ma JDG, a pozostali zawarli umowy cywilnoprawne. Tymczasem prawie 90 proc. informatyków pracuje tylko dla jednego podmiotu. Wybierają jednak korzystniejszą podatkowo i składkowo formę B2B, która jest fikcją. Połowie tych samozatrudnionych ich kontrahent zapewnia nawet płatny urlop.

Senatorka Biejat, proponując „test przedsiębiorcy”, chciałaby zidentyfikować samozatrudnionych, którzy wykorzystują formułę JDG do omijania podatków, chociaż mogliby pracować na umowie o pracę. Ocena tego rozwiązania zależy od szczegółów. Urzędnicy fiskusa już teraz mogą sprawdzać, czy samozatrudniony podatnik prowadzi realną działalność gospodarczą na podstawie kryteriów zawartych w ustawie o PIT. Kompetencje w tym obszarze ma również Państwowa Inspekcja Pracy, która może składać wnioski do sądu o uznanie stosunku pracy. Wystarczyłoby wzmocnić kompetencje PIP, skarbówki i ZUS w zakresie kontroli prowadzenia działalności gospodarczej i doprecyzować kryteria w odpowiednich ustawach. Nie ma nawet potrzeby tworzenia nowego testu, którego przeprowadzenie na 3 mln przedsiębiorców byłoby długą i karkołomną operacją.

Zamiast walczyć ze skutkami, można usunąć przyczynę. Pracownicy wybierają samozatrudnienie z powodu korzystniejszego sposobu rozliczania różnych obciążeń. Składki na ubezpieczenie społeczne są ryczałtowe i wyliczane na podstawie 60 proc. średniej krajowej pensji. W rezultacie takie osoby czekają głodowe emerytury – z symulacji przeprowadzonej w zeszłym roku przez ZUS wynika, że przedsiębiorcy, którzy mają przekroczoną czterdziestkę, odłożą mniej, niż wynosi emerytura minimalna. Dopłacimy więc z publicznych pieniędzy – taka jest cena utrzymywania przywilejów składkowych jednej grupy.

Niestety dwie z trzech części nowej koalicji – KO i TD – zapowiedziały podczas kampanii przywrócenie ryczałtowej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, co będzie kolejnym czynnikiem skłaniającym do ucieczki na samozatrudnienie. Wojna państwa z przedsiębiorcami jest mitem, który stworzono, aby torpedować przykrócenie ich przywilejów, z ryczałtową składką zdrowotną na czele. W UE są obecnie dwa kraje, które stosują składkę ryczałtową dla JDG – to Węgry i Grecja. Pozostałe wybrały składkę proporcjonalną do dochodu, która jest podstawą solidarystycznego modelu finansowania ochrony zdrowia przyjętego również w Polsce kilka dekad temu.

Wyjściem mogłoby być stopniowe zmniejszanie różnic w opodatkowaniu między etatem a działalnością gospodarczą. Co roku można np. znosić kilka preferencji podatkowych, co finalnie doprowadziłoby do zrównania ich podatków i składek z tymi, którymi obciążeni są pracownicy. Faktyczni przedsiębiorcy, którzy zatrudniają ludzi i ponoszą ryzyko biznesowe, powinni zakładać spółki. To docelowa formuła działania każdego poważnego biznesu.

Jeśli znikną różnice w opodatkowaniu JDG i etatu, to zniknie też potrzeba testowania przedsiębiorców. Jeśli komuś będzie zależeć na umowie B2B ze swoim jednym kontrahentem, to nie ma przeszkód – pod warunkiem zrównania obciążeń. ©Ⓟ