Obawy przed sekularną stagnacją sprawiły, że w krajach wysoko rozwiniętych nad głowami ekonomistów i polityków zawisł helikopter – ten sam, o którym mówił Ben Bernanke w 2003 roku, gdy zaproponował, by wobec słabej wtedy koniunktury finansować ulgi podatkowe emisją pieniądza.
W tamtym czasie profesor Bernanke wycofał się ze swojej propozycji, bo – jak sam o tym pisze – miał dość nazywania go Helikopterowym Benem. Teraz jednak – w obliczu obecnej chronicznej słabości gospodarek państw wysoko rozwiniętych – ponownie proponuje się finansowanie części deficytów budżetowych emisją pieniądza. Taką możliwość analizuje między innymi Adair Turner w swojej wydanej w tym roku książce „Pomiędzy długiem i Mefistofelesem”.
Tytuł bierze się stąd, że w powszechnym odbiorze finansowanie deficytu budżetowego emisją pieniądza to rada iście mefistofeliańska, której zastosowanie prowadziłoby niechybnie do hiperinflacji. Dlatego między innymi Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej zabrania takiego sposobu finansowania deficytu budżetowego. Adair Turner uważa jednak, że ryzyko związane z sypaniem pieniędzy z helikoptera byłoby zminimalizowane, gdyby – jak pisał o tym Milton Friedman jeszcze w 1948 roku – kontrolować, żeby ogólna podaż pieniądza nie rosła szybciej niż popyt na pieniądz wynikający z potencjalnego (długoterminowego) tempa wzrostu dochodu narodowego. Stąd Adair Turner proponuje, by możliwość okresowego wykorzystywania opcji helikopterowej stała się częścią strategii celu inflacyjnego.
Chroniczny nadmiar oszczędności
Zanim jednak ocenimy, czy i na ile Adair Turner może mieć rację, powiedzmy trochę więcej o wspomnianej na początku sekularnej stagnacji, bo to ona przecież jest przyczyną powrotu do dyskusji o sypaniu pieniędzy z helikoptera. Głównym przejawem sekularnej stagnacji jest gromadzący się w gospodarkach krajów wysoko rozwiniętych nadmiar oszczędności. W Japonii jest to poważny problem już od ćwierćwiecza. Przez cały ten okres inwestycje przedsiębiorstw były w Japonii zbyt małe, by wchłonąć całość gromadzących się w firmach zysków. Japonia radziła sobie z tym w taki sposób, że rząd pożyczał od banków (sprzedając im obligacje) kumulujący się w nich nadmiar oszczędności, a następnie wykorzystywał je na finansowanie swoich wydatków bieżących i infrastrukturalnych.
W dużej mierze japoński rząd odniósł sukces. Skutecznie chronił gospodarkę przed popadnięciem w długotrwałą recesję. Działo się to jednak za cenę stałego zwiększania się długu publicznego. Dzisiaj jego wielkość wynosi 240 proc. produktu krajowego brutto, co oznacza, że nie da się go spłacić w konwencjonalny sposób. Dlatego od 2013 roku Bank Japonii kupuje na rynku wtórnym więcej obligacji skarbowych, niż rząd ich emituje. Bank Japonii mówi, że z czasem je odsprzeda, ale trudno sobie wyobrazić, że odważy się to zrobić. Oznaczałoby to bowiem spadek cen papierów skarbowych i wzrost wysokości długoterminowych stóp procentowych w gospodarce, w której ostatnie porządne ożywienie widziano trzydzieści lat temu.
Wysiłki władz Japonii uchroniły ją przed popadnięciem w głęboką recesję, ale nie udało się przezwyciężyć sekularnej stagnacji. Nawet w okresach względnie dobrej koniunktury produkt krajowy brutto rósł w Japonii poniżej swojego potencjału. Może zatem to właśnie Japonia zacznie finansować w części emisją pieniądza deficyty budżetowe, które chronią ją przed popadnięciem w poważną recesję.
Zdaniem Adaira Turnera także w strefie euro można by pomyśleć o użyciu helikopterów do nawadniania koniunktury. Zastosowane przez Europejski Bank Centralny ilościowe luzowanie polityki pieniężnej przyniosło wprawdzie pozytywne efekty, ale symptomy sekularnej stagnacji są wyraźne. Na przykład na dane o wielkości inwestycji aż trochę strach patrzeć, nawet jeśli weźmiemy poprawkę na to, że w nowoczesnych branżach wytwórczości inwestycje nie są kapitałochłonne.
Niemcy i Holandia wykorzystują gromadzący się w nich nadmiar oszczędności głównie na finansowanie nadwyżek eksportowych, ale nie należy się spodziewać, że pójdą śladem Japonii w swojej polityce fiskalnej, ponieważ wszystkie rządy państw strefy euro chcą zmniejszać zadłużenie publiczne. Dlatego właśnie Adair Turner uważa, że strefa euro powinna rozważyć możliwość okresowego finansowania wydatków budżetowych emisją pieniądza, co nie pociągałoby konieczności zwiększania długu publicznego. Opcja helikopterowa byłaby uruchamiana w tych latach, w których wzrost podaży pieniądza, będący efektem zwiększania się akcji kredytowej banków, byłby niższy od popytu na pieniądz zgodnego z potencjalnym tempem wzrostu europejskiej gospodarki.
Co jest jednak potrzebne, by można było w ogóle myśleć o zrealizowaniu takiej propozycji w strefie euro lub w innych krajach? Przede wszystkim potrzebny jest bank centralny, który pod żadnym pozorem nie ulegałby naciskom rządu, by na stałe włączyć emisję pieniądza jako jedno ze stałych źródeł finansowania wydatków budżetowych. To rzecz o znaczeniu kluczowym, ponieważ każdy rząd może łatwo uzależnić się od opcji helikopterowej i zawsze będzie podawał tysięczne powody uzasadniające, że zażycie kolejnej działki emisji pieniądza jest mu absolutnie i bezapelacyjnie potrzebne.
Pełnej odpowiedzi na pytanie, w jakich warunkach instytucjonalnych istniałaby gwarancja, że bank centralny nie ulegałby takiej presji, dotąd nie ma. Dodajmy, że w strefie euro pojawiłby się także drugi, jeszcze poważniejszy problem. Opcja helikopterowa oznaczałaby redystrybucję dochodów, a na to nie ma dotąd zgody i niełatwo sobie wyobrazić, by coś się w tym względzie miało zmienić.
Powrót polityki fiskalnej?
Jedno jednak – niestety – wiemy. Banki centralne nie mają dostatecznie skutecznego lekarstwa na sekularną stagnację. W powszechnym odczuciu, w czym jest jakaś część racji, przekształciły się one w spęczniałe i trochę bezsilne olbrzymy. Dlatego jakiś czas temu Larry Summers przepowiadał na łamach „Financial Timesa”, że pod wpływem sekularnej stagnacji mogą się zmienić dotychczasowe paradygmaty polityki gospodarczej. To polityka fiskalna stanie się bardziej aktywna.
Trudno zanegować taką możliwość. Być może efektem ograniczonej skuteczności polityki pieniężnej rzeczywiście będzie powrót do aktywnej polityki fiskalnej i dochodowej, a więc mieszanki, która pozwoliła przezwyciężyć stagnację gospodarczą po Wielkim Kryzysie, a później, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych poprzedniego stulecia, pomogła przekształcić amerykańskie społeczeństwo w jedną wielką klasę średnią.
Wiele recept na przezwyciężenie sekularnej stagnacji oferuje spychana dotąd na margines teoria postkeynesowska. Teraz zaczyna się ją zauważać, skoro to Hyman Minsky – jej wybitny przedstawiciel – opisał w 1986 roku w swojej książce „Stabilizowanie niestabilnej gospodarki”, jak może dojść do globalnego kryzysu bankowego, co dwadzieścia lat później sprawdziło się wręcz w szczegółach. My mamy szczęście, że jedną z najwybitniejszych postaci teorii postkeynesowskiej jest Kazimierz Łaski i od niedawna łatwo można mieć przyjemność przeczytania jego wydanej w tym roku książki „Wykłady z makroekonomii”, którą profesor zdążył skończyć tuż przed tym, gdy tak dotkliwie go wśród nas zabrakło. Paul Krugman ciągle powtarza, coraz bardziej tym poirytowany, że recepty na sekularną stagnację są, ale nie są stosowane. Niestety, źródeł irytacji noblisty sami tylko ekonomiści nie są w stanie usunąć.
Strefa euro powinna rozważyć możliwość okresowego finansowania wydatków budżetowych emisją pieniądza, co nie pociągałoby konieczności zwiększania długu publicznego