Rządowi trudno będzie powtórzyć tak dobry wynik w finansach, jaki w 2015 r. osiągnęli poprzednicy.
GUS podał wstępny wynik deficytu finansów publicznych za ubiegły rok. Według urzędu wyniósł on 2,5 proc. PKB. To nie tylko mniej niż w 2014 r. (3,3 proc. PKB) i lepiej niż prognozowano (około 2,9 proc.) – to najniższy deficyt od 2007 r., kiedy polska gospodarka była w szczytowym okresie dobrej koniunktury (wówczas dziura w finansach zmalała do 1,9 proc. PKB).
Co więcej, spadek deficytu to kontynuacja trendu zapoczątkowanego w 2011 r. A na to szczególną uwagę zwraca Komisja Europejska. Dla KE jednostkowy wynik za rok jest mniej istotny od tego, czy kraj członkowski rzeczywiście stara się ograniczyć deficyt na trwałe. Komisja za dobrą monetę wzięła deklaracje poprzedniego rządu, że nie zamierza ze ścieżki obniżenia deficytu schodzić. Stąd zdjęcie procedury nadmiernego deficytu już w połowie 2015 r.
Spadek deficytu w 2015 r. to w dużym stopniu zasługa samorządów. W ubiegłym roku dziura w ich finansach miała wynieść 7,3 mld zł. Wszystko wskazuje zaś na to, że samorządy miały nadwyżkę 2,5 mld zł.
– Część inwestycji planowanych na 2015 r. samorządy przełożyły na później. Można oczywiście się zastanawiać, czy to dobrze z punktu widzenia dynamiki PKB, ale lepiej chyba, by finansowanie inwestycji odbywało się tak, by nie powodować zbyt dużych perturbacji w finansach publicznych – mówi Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale.
Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka Raiffeisen Polbanku, dodaje, że inwestycyjna wstrzemięźliwość władz lokalnych była efektem przejściowym, wynikającym z wygasania jednej perspektywy finansowej i nieuruchomieniem jeszcze kolejnej. – To tylko przystanek. W 2017 r., gdy ruszą fundusze unijne, samorządy znów będą dokładać się do deficytu. Wynik za 2015 r. jest ostatnim, którym możemy się pochwalić – ocenia.
Skąd ten pesymizm? Ekonomistka przypomina, że w planach rządu jest realizacja kolejnych obietnic składanych w kampanii, jak zwiększenie kwoty wolnej w PIT czy obniżenie wieku emerytalnego. Co prawda rząd zapowiada np. stopniowe podwyższanie kwoty wolnej, ale może to być za mało, by zmiany te wprowadzić w sposób bezpieczny dla finansów publicznych.
Rząd deklaruje utrzymanie deficytu finansów publicznych w ryzach. W tym roku ma być on poniżej 3 proc. PKB, w przyszłym ok. 3 proc. PKB. Eksperci są zdania, że powodzenie tego planu zależy od kilku czynników. Najważniejszy z nich to znalezienie dodatkowych dochodów. Zwłaszcza poprawa ściągalności podatków.
– Na razie mamy mało konkretnych rozwiązań, które miałyby ograniczać lukę podatkową. Resort finansów przyznaje, że w przyszłym roku potrzebuje ok. 12 mld zł dodatkowo, by zmieścić się w 3 proc. PKB deficytu. A trzeba pamiętać, że w przyszłym roku wzrost gospodarczy może być jeszcze dość wysoki, bo do połowy roku dynamikę wzrostu będzie nakręcał uruchomiony właśnie program „Rodzina 500 plus” – mówi Petka-Zagajewska.
Utrzymanie wzrostu gospodarczego na wysokim poziomie to kolejny warunek powodzenia planu ograniczenia deficytu. Jarosław Janecki mówi, że przy wzroście na poziomie ok. 4 proc. PKB do 2018 r. 3-proc. deficyt jest osiągalny. Gorzej, jeśli za dwa, trzy lata zacznie hamować gospodarka USA i UE – co może wynikać choćby z wejścia tych gospodarek w taką fazę koniunkturalnego cyklu. Spowolnienie na świecie może wyhamować również polski wzrost gospodarczy ze wszystkimi negatywnymi skutkami – np. spadek dochodów z podatków.
– Utrzymanie deficytu na poziomie wymaganym przez UE będzie uzależnione nie tylko od działań rządu, wpływ na to będą też miały czynniki zewnętrzne. Żeby się to udało, trzeba by założyć brak spowolnienia w największych gospodarkach. To dość ryzykowne założenie, bo w ostatnich latach fazy spowolnienia i zmniejszenia aktywności zdarzały się tam dość często – podkreśla Jarosław Janecki.