Nawet do 10 proc. owoców i warzyw może pozostać w ziemi, na drzewach i krzakach z powodu niedoboru pracowników sezonowych.

Już co czwarte gospodarstwo korzysta z rąk pracowników kontraktowych. Tych jednak brakuje. Stawki oferowane przez plantatorów i hodowców są zbyt niskie, bo ceny skupu płodów rolnych o ile w ogóle rosną, to znacznie wolniej niż koszty produkcji, szczególnie pracy, paliw, energii i nawozów. Problem jest na tyle poważny, że wielu plantatorów m.in. malin likwiduje uprawy z powodu ich nieopłacalności. Na chętnych czekają w tej chwili oferty takie jak sortowanie pietruszki – za 17 zł/h brutto, zbieranie jabłek – 20 zł/h, czyszczenie kapusty – 16 zł/h, workowanie cebuli i marchwi – 20 zł/h. To poniżej 23,50 zł, czyli minimalnej stawki godzinowej obowiązującej obecnie w Polsce, przy czym na ogół pracodawca zapewnia zakwaterowanie, a nawet częściowe wyżywienie.

Brak rąk do prostych prac na wsi to problem rolnictwa w większości krajów rozwiniętych, gdzie lokalni pracownicy nie są zainteresowani niskimi stawkami oraz pracą tylko przez kilka miesięcy w roku. Na ogół wykonują ją więc osoby przyjeżdżające na okres zbiorów z zagranicy. Ich deficyt jednak jest coraz mocniej odczuwalny. Problemu w Polsce nie rozwiązali pracownicy z Ukrainy, którzy chętnie najmowali się do takiej pracy, wielu – głównie mężczyzn – wróciło do kraju po wybuchu wojny.

Według wczorajszych danych Głównego Urzędu Statystycznego w końcu kwietnia 2023 r. w Polsce było zatrudnionych 982,2 tys. cudzoziemców, z czego 687,3 tys. to Ukraińcy. Ich udział w ogólnej liczbie cudzoziemców wykonujących pracę zmniejszył się od stycznia 2022 r. o 3,3 pkt. proc.

Przyjezdni z Ukrainy to jednak wciąż najliczniejsza grupa pracowników sezonowych. – U nas pracują głównie Ukraińcy, Polaków z roku na rok jest coraz mniej. W moim gospodarstwie mam dziewięciu Ukraińców i dorywczo jednego–dwóch polskich sąsiadów. Im większe gospodarstwo, tym udział pracowników z Ukrainy jest wyższy. Przyjeżdżają do Polski z nastawieniem na pracę, a Polakom częściej zdarzają się dni nieobecności czy porzucanie pracy – tłumaczy Maciej Cybulak ze Związku Sadowników RP, który prowadzi 13,5-hektarową plantację jabłek. Jak zaznacza, paradoksalnie, w tym sezonie niedobór rąk do pracy jest dla niego mniej odczuwalny przez słabsze zbiory. – Jabłek jest w tym roku znacznie mniej, wynik będzie gorszy nawet od prognoz GUS. Mimo to wszyscy sadownicy i plantatorzy narzekają na brak pracowników. Możemy szacować, że 5–10 proc. tego, co zakwitło na drzewach i krzewach, nie zostanie zebrane – mówi.

Jak dowiadujemy się w agencji pracy tymczasowej EWL, obecnie największy odzew na oferty pracy sezonowej w rolnictwie jest udziałem kobiet z Ukrainy, szczególnie z terenów przygranicznych. – Z naszych badań wynika, że 7–8 proc. obywateli Ukrainy, pracujących w Polsce zarówno przed, jak i po wybuchu wojny, znalazło zatrudnienie właśnie w sektorze rolniczym – mówi Marcin Kołodziejczyk, dyrektor rekrutacji międzynarodowych platformy migracyjnej EWL.

Dodaje, że w ostatnich latach jest wzmożone zainteresowanie pracą w branży rolniczej i sadowniczej ze strony kandydatów z Ameryki Południowej. W zeszłym roku agencja znalazła zatrudnienie w sektorze rolniczym ponad 20 pracownikom z Kolumbii, a w tym roku było ich ponad 50. – Pracują głównie przy zbiorze borówki (to – jak tłumaczą nasi rozmówcy – jedna z bardziej intratnych prac, przy której można zarobić nawet więcej niż na plantacjach w Holandii – red.) i na sortowniach warzyw. Przewidujemy kolejne podwojenie liczby pracowników z Ameryki Południowej w tej branży w przyszłym roku – mówi Kołodziejczyk. Wyjaśnia, że przeszkodą w ich zatrudnieniu są długotrwałe i skomplikowane procedury legalizacyjne.

Również Maciej Cybulak widziałby rozwiązanie problemu w upraszczaniu procedur i pozyskiwaniu pracowników z odległych krajów, szczególnie z Azji. – Afera wizowa może utrudnić ściągnięcie tych pracowników na przyszły sezon. Poza tym to tylko doraźne rozwiązanie problemu, który z roku na rok będzie narastał – mówi. Tłumaczy, że w przypadku zbiorów owoców i warzyw przemysłowych sporo pracy przejmują maszyny. – Do zbioru, sortowania i pakowania owoców i warzyw deserowych, czyli tych, które trafiają do sklepów i na bazary, potrzeba jednak rąk, i to wielu. Myślę, że polskie rolnictwo rocznie potrzebuje 200–300 tys. pracowników sezonowych – dodaje. ©℗

1 309,9 tys. liczba gospodarstw indywidualnych w Polsce wg Powszechnego Spisu Rolnego z 2020 r. W 2010 r. takich gospodarstw było 1 505,0 tys.

25,4 proc. odsetek indywidualnych gospodarstw korzystających z pracowników kontraktowych. Przed dziesięciu laty było ich 6,2.

514,7 tys. tyle gospodarstw korzysta wyłącznie z pracy właściciela i członków rodziny. W 2010 r. liczba takich gospodarstw wynosiła 1011,9