Gdyby TTIP, negocjowana od 2013 roku umowa handlowa pomiędzy Ameryką i krajami Unii Europejskiej, i CETA (umowa pomiędzy Kanadą a UE) zaczęły obowiązywać, to na lata za sprawą deregulacji i prywatyzacji wprowadziłyby totalną liberalizację w handlu – przekonywali uczestniczący debaty „CETA i TTIP a handel w Polsce i krajach Europy Środkowej i Wschodniej”.
Wolny handel nie został wymyślony dla małych graczy
- Zaledwie 4 proc. spotkań konsultacyjnych z przedstawicielami Komisji Europejskiej stanowiły spotkania ze stroną społeczną. W pozostałych brali udział przedstawiciele wielkich korporacji – mówiła prof. Leokadia Oręziak z Katedry Finansów Międzynarodowych SGH.
Wg polskiej ekspertki, nawet gdyby z TTIP wykluczyć mechanizm ISDN (kontrowersyjna klauzula pozwalająca występować inwestorowi zagranicznemu przeciwko państwu, w którym założył firmę – przyp. red.) i tak nie wolno jej podpisywać, bo filozofia tej umowy jest destrukcyjna dla krajów takich jak nasz. - Około 80 proc. obrotu w handlu UE-USA odbywa się za sprawą wielkich korporacji. A te 80 proc. obrotu realizuje 19 tys. firm. Nie łudźmy się, że TTIP to zmieni i pozwoli wejść na rynek małym i średnim firmom. Wręcz przeciwnie, ta umowa jeszcze pogłębi ten stan rzeczy - przestrzegała prof. Oręziak.
Podobnego zdania był Martin Konecny z Austrii. – Na tej umowie zyskają Niemcy, Wielka Brytania, i może ewentualnie niektóre kraje Europy Północnej i choć zwolennicy TTIP przekonują, że zniesienie ograniczeń taryfowych i pozataryfowych poprawi wzajemny handel pomiędzy UE a USA, to tak się nie stanie.
Wg Konecnego, obowiązujące ograniczenia pozataryfowe w większości chronią interes publiczny; nie mają na celu hamować biznes. - Mają zabezpieczać naszych pracowników, zdrowie, środowisko. Jeżeli 25-30 proc. przepisów ma zostać zharmonizowanych z obowiązującymi w USA, to zapłacimy za to naszym bezpieczeństwem socjalnym. Ale o tym w badaniach promujących TTIP wcale się nie wspomina – dodaje.
Konecny: Korporacyjni negocjatorzy chcą, by konkurencyjność była główną wartością, a to sprowadza społeczeństwo tylko do wymiaru gospodarczego.
Co do tego, że TTIP nie przyniesie korzyści małym i średnim firmom nie ma też wątpliwości Andrej Gnezda ze Słowenii, na co dzień badający wpływ umów handlowych na społeczeństwo, środowisko i lokalną gospodarkę. - Nie ma żadnych dowodów, że te firmy skorzystają, za to są potwierdzające, że spadnie eksport i import w obrębie krajów członkowskich UE. Zintensyfikowana wymiana handlowa z USA nie zrekompensuje strat w handlu w UE.
Wzajemne uznawanie norm
Wśród zagrożeń spowodowanych przez umowy trzeciej generacji, prof. Oręziak wymieniła też zasadę wzajemnego uznawania norm. Obecnie obowiązuje ona w ramach jednolitego rynku UE. Latami dopracowywana, opiera się na harmonizacji prawa, przepisów, standardów krajów członkowskich. – Negocjując umowę z USA, Unia będzie teraz musiała zharmonizować standardy z Ameryką, co w praktyce oznacza, że albo kraje unijne odstąpią od pewnych norm (wyższych niż obowiązujące w USA), albo Ameryka. Co jest mocno wątpliwe – tłumaczyła prof. Oręziak.
TTIP i CETA nie idą w parze z demokrają
Kolejny, często podnoszony przez panelistów wątek dotyczył wpływu umów inwestycyjnych na demokrację. TTIP i CETA jej zagrażają - podkreślali debatujący. - Komisja Europejska nie ma prawa negocjować o wszystkim, ponieważ go jej nie daliśmy – wskazywała prof. Leokadia Oręziak. - Jak to się dzieje, że jako społeczeństwo przestajemy mieć wpływ na cokolwiek - pytała Pani Profesor. - To zamach na demokrację.
Prof. Oręziak zwróciła uwagę, że mimo akcji społecznych, dostęp do dokumentów negocjacyjnych nadal jest bardzo ograniczony, nawet dla eurodeputowanych, od których zależeć będzie przyjęcie TTIP. Mała jest też świadomość polityków na temat umów trzeciej generacji i ich konsekwencji. Tymczasem jeśli te umowy wejdą w życie, żaden pojedynczy kraj członkowski UE nie będzie w stanie wpłynąć na zmianę zapisów lub się z nich wycofać. Trzeba sobie uświadomić, że negocjowaną umowę z jej konsekwencjami otrzymają kolejne pokolenia.
Umowy handlowe a Globalne Południe i migracje
- Idea tworzenia umów handlowych i inwestycyjnych pozostaje w sprzeczności z inicjatywą Światowej Organizacji Handlu dotyczącą inicjowania umów wielostronnych, włączających do nich wiele krajów świata - zwróciła uwagę prof. Oręziak. - Nowe umowy zakładają zawieranie umów wykluczających innych, a to cios dla krajów słabszych ekonomicznie. Także krajów Globalnego Południa czyli tzw. rozwijających się. Pani Profesor przypomniała, że w chwili gdy kraje słabsze ekonomicznie przestały godzić się na znoszenie wszelkich barier i ograniczeń w ich krajach, kraje wysoko rozwinięte zamiast iść na kompromis zostawiły je na obrzeżach i negocjują korzystne dla siebie umowy. Trudno więc się dziwić, że w krajach afrykańskich wybuchają konflikty, a migracja do Europy nasila się. Takie są efekty tego typu polityki gospodarczej.
Organizatorem międzynarodowego seminarium "Global Investment Impacts 2016 - dwustronne umowy inwestycyjne a Globalne Południe" w dniach 21-22 stycznia w Warszawie był Instytut Globalnej Odpowiedzialności