Wzrosła siła nabywcza naszych płac w odniesieniu do wielu podstawowych produktów spożywczych.
/>
Z ostatnich danych GUS wynika, że w listopadzie żywność była o 0,2 proc. droższa niż przed rokiem. Był to drugi miesiąc wzrostu jej cen po siedemnastu miesiącach spadków. Równocześnie przeciętna płaca netto w przedsiębiorstwach poszła w górę w ciągu roku o 3,9 proc. i wyniosła w listopadzie 2968 zł. Zarobki rosły więc szybciej niż ceny żywności, co sprawiło, że mogliśmy kupić jej więcej. Tym bardziej że w dodatku duża część podstawowych produktów spożywczych była tańsza niż przed rokiem. W rezultacie za średnie wynagrodzenie netto w przedostatnim miesiącu ubiegłego roku można było nabyć na przykład 1349 półkilogramowych bochenków chleba pszenno-żytniego – o 50 więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego.
Natomiast mięsa wołowego z kością mogliśmy kupić o 4,1 kg więcej, wieprzowego o 15,3 kg, a drobiu o 17,3 kg. – To dlatego, że ceny mięsa spadają, bo jest go więcej zarówno u nas, jak i na Zachodzie, w związku z rosnącą produkcją i m.in. embargiem na jego dostawy do Rosji – ocenia prof. Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ).
Zwiększyła się siła nabywcza płac także w odniesieniu do produktów mleczarskich. Bo za pensję można było kupić więcej na przykład mleka (o prawie 100 litrów), sera twarogowego półtłustego (o 13,3 kg), masła świeżego (o 19,8 kg). – Był to przede wszystkim efekt spadku cen tych wyrobów zarówno u nas, jak i na rynku światowym nie tylko z powodu rosyjskiego embarga na ich dostawy, ale i zmniejszonego popytu ze strony Chin oraz innych krajów – twierdzi dr Piotr Szajner z IERiGŻ.
Zmniejszyła się natomiast wyraźnie siła nabywcza wynagrodzeń w stosunku do owoców i warzyw, ponieważ wzrosły zdecydowanie ich ceny detaliczne w związku z ich słabymi zbiorami. W przypadku na przykład warzyw gruntowych były one w ubiegłym roku aż o jedną piątą mniejsze niż w roku poprzednim, a produkcja ziemniaków spadła o 18 proc. To sprawiło, że za średnie zarobki netto można było nabyć w listopadzie mniej niż przed rokiem m.in. buraków (o 24 proc.), marchwi (o 37 proc.), cebuli (o 28 proc.) i ziemniaków (o 27 proc.).
Zdaniem analityków grudzień ubiegłego roku nie przyniósł istotnych zmian w cenach żywności mimo okresu świątecznego. Przyczyniła się do tego korzystna pogoda i taniejące paliwa. Dzięki temu nie wzrosły m.in. koszty transportu produktów żywnościowych, które mają wpływ na ich ceny.
– Można oczekiwać, że w tym roku żywność będzie drożała. Nie należy się jednak spodziewać gwałtownego wzrostu cen. W grudniu mogą być o 1,5–2 proc. wyższe niż przed rokiem – prognozuje prof. Świetlik. Natomiast płace mogą w tym czasie rosnąć w tempie 4–5 proc. w skali roku – pisaliśmy o tym we wczorajszym wydaniu DGP. A to oznacza, że nadal wynagrodzenia będą rosły szybciej niż ceny żywności. Zwiększy się więc ich siła nabywcza. Tym samym w wydatkach gospodarstw domowych skurczy się nieco ich część przeznaczona na żywność. Obecnie gospodarstwa domowe przeznaczają na nią ok. 24 proc. (w 2005 r. ok. 28 proc.) ogólnej kwoty, jakie pochłaniają ich wydatki m.in. na utrzymanie mieszkania, transport, łączność, energię, odzież, zdrowie, edukację i żywność.