Inwestorzy w ostatnich latach przyzwyczaili się, że hasło „Grecja” potrafi namieszać na rynkach finansowych. Wiele wskazuje, że taki stan rzeczy będzie utrzymywał się jeszcze przez dłuższy czas, biorąc pod uwagę rozwój sytuacji (ostatnie informacje z Brukseli wskazują na pewien postęp w negocjacjach, jednak wierzyciele zdają sobie sprawę, że Grecja będzie potrzebować kroplówki jeszcze przez wiele lat).
Scenariusz z ostatnich dni nie różnił się znacząco od poprzednich epizodów eskalacji greckiego kryzysu. Przecieki do prasy o możliwej niewypłacalności kraju, informacje o braku postępów w implementacji programu reform przez rząd w Atenach czy o braku porozumienia w sprawie dalszych oszczędności sprawiały, że uczestnicy rynku już wielokrotnie poszukiwali bezpiecznej przystani i ze strachu byli skłonni nawet zaakceptować ujemne stopy zwrotu.
Wiele razy mieliśmy już do czynienia z rozmowami ostatniej szansy i za każdym razem okazywało się, że osiągnięte porozumienie nie rozwiązuje problemu, a tylko – w najlepszym przypadku – pozwala zarówno Grecji, jak i kredytodawcom kupić trochę czasu. Obecnie podstawowym problemem jest to, że grecka tragedia stała się w znacznej mierze problemem politycznym, a nie tylko gospodarczym. Dziś w analizie sytuacji pod uwagę nie są brane wyłącznie pieniądze. Coraz więcej uwagi przywiązuje się do jedności Unii Europejskiej i ryzyka, że odrzucona przez strefę euro Grecja może m.in. zwrócić się w stronę Rosji. Kilka lat temu wydawało się, że problem Grecji nie może być już bardziej skomplikowany. Dzisiaj z całą pewnością wiemy, że może.
Można zaryzykować stwierdzenie, że każda ze stron preferowałaby osiągnięcie kompromisu niż jego brak i w konsekwencji niekontrolowany upadek Grecji. Problemem jest to, że każda ze stron bardzo mocno obstaje przy swoim rozwiązaniu i nie jest skłonna do znaczących ustępstw. Grecki rząd – wybrany dzięki zapowiedziom twardego podejścia wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego – robi wszystko, żeby uniknąć dalszego zaciskania pasa i dzięki temu utrzymać poparcie wyborców. Wierzyciele Grecji z jednej strony boją się wyjścia tego kraju ze strefy euro (niebezpieczny precedens i trudne do przewidzenia skutki dla europejskiej gospodarki), z drugiej zaś nie chcą pokazywać, że niewypełnianie obietnic dotyczących reform strukturalnych może być nagrodzone umorzeniem części długu. W związku z powyższym mamy do czynienia z grą, która (jeśli żadna ze stron nie będzie skłonna do kapitulacji) może doprowadzić do najgorszego – dla obu stron – z możliwych rozwiązań tego kryzysu (tj. grexitu).
Kryzys w Grecji obecnie przyciąga największe zainteresowanie zarówno europejskich polityków, jak i mediów. Biorąc pod uwagę jego skalę i charakter, nie jest to zaskoczenie. Nie powinniśmy jednak zapominać, że nie jest to jedyny problem Europy, choć na pewno obecnie najbardziej palący. Starzenie się społeczeństw i związane z tym wyzwania, zagrożenia geopolityczne w regionie oraz reformy sektora bankowego – mające na celu uniknięcie kolejnego kryzysu w przyszłości – zeszły na dalszy plan. Im dłużej Grecja pozostanie w centrum uwagi, tym dłużej inne istotne tematy będą pomijane. Prędzej czy później Unia Europejska – z Grecją lub bez – będzie musiała się z nimi zmierzyć. ©?
Kryzys w Grecji to niejedyny problem Europy, choć na pewno najbardziej palący