Polska jest krajem, który dorobił się na globalizacji. Ostatnie 30 lat, podczas których kapitał napływał do naszego kraju, a jednocześnie zwiększała się nasza baza produkcyjna, eksport i wartość inwestycji zagranicznych, stawia nas wśród beneficjentów wolnego handlu. Dzisiaj mamy jednak szansę na to, by zarabiać na friendshoringu i deglobalizacji.

Dołączenie do europejskiego rynku w 2004 r. było ogromną szansą, z której skorzystały setki tysięcy polskich przedsiębiorstw. Dlatego dzisiaj, gdy coraz częściej widać, że globalny handel nie będzie wyglądał tak jak do tej pory, musimy z ostrożnością patrzeć na protekcjonizm czy wojny handlowe. Agresja Rosji na Ukrainę, a także twardy lockdown w chińskim Szanghaju, pokazały wyraźnie, jak zdarzenia geopolityczne mogą negatywnie wpłynąć na funkcjonowanie globalnych łańcuchów dostaw.

Ograniczenia w światowym handlu wcale nie muszą być dla Polski korzystne. Wiele krajów śledzi napięcia między USA i Chinami, obawiając się sankcji wtórnych, które mogą ograniczyć możliwości realizowania europejskiego biznesu zarówno w Chinach, jak i w USA. Wprowadzenie dodatkowych subsydiów na rzecz ograniczenia emisyjności amerykańskiej gospodarki wielu postrzega jako szansę na zabranie części produkcji z Europy do USA. Ponadto wykorzystanie pomocy publicznej przez Niemcy i Francję może prowadzić do zaburzeń jednolitego rynku, bo Europy Środkowej i Południowej na pomoc publiczną tej skali, jaką oferuje duet największych gospodarek Unii, może nie być stać.

Globalizacja hamuje od dawna

Wolny handel, jaki znaliśmy, powoli przestaje istnieć, ale proces spowalniania globalizacji rozpoczął się z nadejściem kryzysu finansowego w 2009 r. Globalny handel przestał rosnąć. Chiny nie rosły już dzięki eksportowi, ale dzięki inwestycjom wewnętrznym (na własny kredyt).

Nie udało się ratyfikować umowy o wolnym handlu między USA i UE, a umowa z Kanadą jest tylko częściowo ratyfikowana w 16 krajach UE. Od czasów prezydentury Baracka Obamy mamy problemy z obsadzeniem stanowisk sędziów sądu arbitrażowego WTO, a proces marginalizacji tej instytucji dostał turbodoładowania za czasów Donalda Trumpa i wcale nie zmienił się z nadejściem Joego Bidena.

Zapraszamy do zapoznania się ze wszystkimi artykułami z Wydania Specjalnego DGP - Wall Street Journal CEO Summit London 2023

USA odwróciły się od wolnego handlu z lat 90. XX w. w kierunku większego bezpieczeństwa dostaw i produkcji części dóbr strategicznych na swoim terenie, nawet jeżeli oznacza to wyższe koszty. Tą drogą podąża amerykańska, ale też europejska polityka przemysłowa.

Po zniesieniu restrykcji pandemicznych w Chinach funkcjonowanie globalnych łańcuchów dostaw w dużej mierze wróciło do normalności, a polskie firmy nauczyły się funkcjonować w warunkach wojny za wschodnią granicą i przy większej niepewności i wahaniach na rynkach. Przy okazji pandemii zaczęło się jednak pojawiać dużo głosów, które w skracających się łańcuchach dostaw dostrzegały szansę dla polskiego biznesu. Pytanie, które często się pojawiało przez ostatnie trzy lata, to: jak polski biznes mógłby skorzystać z większych zamówień czy inwestycji firm międzynarodowych w sytuacji rosnącej wyceny ryzyk dostaw z Chin czy Rosji.

Friendshoring to proces, w którym decydujemy się handlować z przyjaciółmi, którzy mają podobne lojalności geopolityczne. Nie oznacza to perfekcyjnego dogrania się co do wartości, ale wspólnotę interesów i to, że nie dąży się do najazdów na swoich sąsiadów.

Friendshoring może się wydarzyć w Polsce

Deklaracje firm w badaniu jakościowym realizowanym przez bank ING sugerują, że przenoszenie produkcji z Azji będzie procesem stopniowym, a już realizuje się przez dywersyfikację dostawców. Według deklaracji firm, w perspektywie średnio- czy długoterminowej można liczyć na wzrost inwestycji zagranicznych.

Na poziomie danych makroekonomicznych widzimy, że w 2022 r. wartość transakcji z tytułu zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce wyniosła 118,7 mld zł, czyli była o 4,5 mld zł (3,8 proc.) większa niż w 2021 r. Był to kolejny rekordowy rok, jeżeli chodzi o wartości inwestycji w Polsce. Co przy spadku inwestycji zagranicznych w krajach rozwiniętych jest dla nas dobrym sygnałem.

W badaniu Reutersa na zlecenie Maersk Polska jest wskazywana jako lokalizacja numer jeden dla firm europejskich przy decyzjach o przeniesieniu do kraju innego niż kraj pochodzenia (23 proc. wskazań; dalsze miejsca zajęły: Niemcy – 19 proc., Turcja – 12 proc., Wielka Brytania – 11 proc. oraz USA i Wietnam – po 10 proc.). Zaangażowanie na rynku polskim dla europejskich przedsiębiorstw może stanowić przyczółek do dalszych inwestycji, również w Ukrainie.

W badaniu Polskiego Instytutu Ekonomicznego z kwietnia 2023 r., kiedy pytaliśmy firmy o ich oczekiwania i doświadczenia dotyczące relokacji biznesu, widać, że dużo przedsiębiorstw widzi tu dla siebie szansę. Ponad trzy czwarte przedsiębiorców (76 proc.) uważa, że Polska skorzysta na budowie przez UE lub USA nowych łańcuchów dostaw w państwach przyjaznych politycznie. W szczególności z tym stwierdzeniem zgadzają się firmy handlowe (80 proc.) oraz budowlane (79 proc.).

Aż 77 proc. firm jest przekonanych, że friendshoring poprawi bezpieczeństwo energetyczne Polski. Wśród przedstawicieli firm produkcyjnych odsetek ten sięga 78 proc., a jeszcze większy procent takich wskazań dotyczy przedstawicieli handlu (82 proc.) oraz budownictwa (80 proc.). Kryzys energetyczny wywołany wojną jest przyczyną wysokich cen energii, a to z kolei jest dziś jedną z poważnych barier prowadzenia biznesu.

Ponad połowa badanych (52 proc.) widzi korzyści z friendshoringu dla własnej firmy. Na tworzeniu nowych łańcuchów dostaw przez UE lub USA w państwach przyjaznych politycznie mogą skorzystać szczególnie duże podmioty (74 proc.).

Jak dotąd 26 proc. badanych firm miało kontakt z inwestorami, którzy w ostatnich trzech latach dywersyfikowali łańcuchy dostaw. Najczęściej są to przedstawiciele handlu (34 proc.), branży TSL (transport-spedycja-logistyka) (27 proc.) i budownictwa (26 proc.).

Nieco ponad jedna czwarta ogółu przedsiębiorstw (27 proc.) planuje uczestniczyć w sieci dostawców w ramach budowy przez UE lub USA nowych łańcuchów dostaw. Są to przede wszystkim przedstawiciele dużych firm (46 proc.).

Okazja, ale i ryzyko

Pytanie o friendshoring ma również istotny wymiar sektorowy: większe szanse są w branżach high-tech, automotive, produkcji maszyn i logistyce, mniejsze w przemyśle lekkim (odzież, obuwie) i branżach energo chłonnych – ze względu na przewagi kosztowe Azji i drogą energię w Europie. To stwarza szansę na awans polskich firm w drabinie globalnych łańcuchów wartości i na wzrost polskiej wartości dodanej.

Myliłby się jednak ten, kto spodziewałby się, że w tych nowych realiach gospodarczych zaleje nas masa inwestycji. Będzie to proces powolny i stopniowy, związany z decyzjami o braku kontynuacji realizacji zamówień lub kooperacji z partnerami azjatyckimi po tym, jak skończą się kontrakty lub linie produktów. Potrwa to kilka lat. Na razie widać na ten trend dowody raczej anegdotyczne – nowe inwestycje, które nie wiemy, czy i tak nie byłyby realizowane na terenie Polski.

Friendshoring jest na pewno narracją, która może być dla Europy Środkowej korzystna, o ile nie zamieni się w Unii w niemiecki i francuski protekcjonizm. Więcej taryf lub zaburzeń wolnego handlu w UE i USA może doprowadzić do mniejszego wzrostu globalnej gospodarki. To ryzyko trzeba mieć na uwadze. Do tej pory wolny handel był dla nas oczywistą szansą. Dlatego nie możemy przejść z epoki liberalizmu do ery protekcjonizmu.

Regionalizacja łańcuchów dostaw i dywersyfikacja – tak, ale cła i nielegalna pomoc publiczna – nie. ©℗