Zapewne ze względu na magię rocznicy transformacji gospodarczej pojawiło się w ostatnich miesiącach w Polsce wiele analiz wskazujących, że polska gospodarka znajduje się w krytycznym punkcie rozwojowym.
W ciągu 25 lat osiągnęliśmy bardzo wiele, ale żeby kontynuować ten sukces, musimy dokonać głębokich reform – to dość powszechna narracja. Nie wystarczają już bowiem proste zmiany efektywnościowe, jak prywatyzacja, stabilizacja pieniądza czy import technologii. Konieczne są bardziej zaawansowane innowacje. Jako receptę podaje się najczęściej zmiany w polityce gospodarczej rządu – przestawienie machiny państwa na wspieranie innowacji i przedsiębiorczości.
Trudno powiedzieć, czy moment jest rzeczywiście krytyczny, chyba wszystkim pokoleniom wydaje się, że żyją w przełomowym momencie. Ale mobilizacja do zmian jest na pewno pożądana. Tyle że moim zdaniem równie ważne co zmiany w polityce gospodarczej, a może nawet ważniejsze będzie to, jakie strategie rozwojowe w najbliższych latach przyjmą polskie firmy – szczególnie małe. Ostatnie ćwierćwiecze to chwalebna erupcja polskiej przedsiębiorczości w skali wręcz wulkanicznej. Ale jest też druga strona tego medalu – mamy w Polsce za dużo firm małych, które nie potrafią lub nie mają ochoty stać się firmami średnimi, nie podejmują ryzyka odważniejszych projektów rozwojowych. Nieprzyjazne państwo niekoniecznie jest tu kluczową przeszkodą. Brak kapitału też nie, bo po Polsce krąży teraz masa funduszy szukających okazji inwestycyjnych. Wyzwanie leży w tym, że w Polsce przedsiębiorczość to była strategia przetrwania, a nie strategia rozwoju – defensywa, a nie ofensywa. W czasach rozwoju wolnego rynku mogło się to sprawdzać, teraz, gdy chcemy dogonić najsilniejszych graczy – mniej. Małe jest piękne, ale jest też mniej efektywne. Najbardziej efektywne gospodarki na świecie, jak USA czy Niemcy, opierają się na firmach średnich lub dużych. Takie firmy osiągają bowiem wystarczającą skalę działalności, by ponosić koszty ryzyka obecnego przy innowacjach czy ekspansji zagranicznej.
Dlatego gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, jaki pojedynczy czynnik będzie kluczowy dla rozwoju polskiej gospodarki, powiedziałbym, że chęci i zdolności małych przedsiębiorców do tworzenia większych firm i wypływania na szerokie wody światowej gospodarki. To już się zmienia: jeżdżąc po Polsce, z podziwem patrzę na to, jak innowacyjne stają się małe firmy. Ale jeszcze daleko nam do punktu krytycznego.
Dlaczego na przykład zagraniczne sieci kawiarni mogą prowadzić tak udaną ekspansję w dużych polskich miastach, skoro mamy rodzime małe firmy produkujące doskonałe pieczywo, ciasta, napoje itd.? Bo duże firmy mają dobre strategie marketingowe, pozwalające im dotrzeć do dużych grup klientów, umieją rozpoznawać i wyznaczać mody, mają też środki na badania rynku i budowanie strategii rozwojowych. Weźmy Starbucks, amerykańską ikonę kawiarnianą. Kawa przeciętna, ciasta nijakie, kanapki jak z waty – skąd więc tak szybki rozwój w Polsce? Właśnie z tych miękkich przewag, którymi dysponują większe firmy. Jeżeli chcą szybko się rozwijać, nasze firmy muszą rzucić wyzwanie Starbucksom i im podobnym, w różnych branżach.
Trzy obszary aktywności firm wydają mi się szczególnie istotne.
Po pierwsze: konsolidacja lub przynajmniej współpraca horyzontalna między małymi firmami. Organizacje, stowarzyszenia, klastry – budowanie takich struktur na skalę masową będzie podstawowym warunkiem rozwoju. Małe firmy powinny łączyć część kosztów innowacji, ekspansji zagranicznej, marketingu czy obsługi prawnej. Inaczej trudno im będzie osiągnąć taką dynamikę rozwoju jak w pierwszych dwóch dekadach transformacji. W jednym z dużych miast rozmawiałem z przedsiębiorcą, który opowiadał, że mniejsze firmy w jednej z branż próbują zorganizować się w stowarzyszenie, które podejmie wspólne działania marketingowe pozwalające podjąć konkurencję z większymi sieciami. Ale współpraca nie jest łatwa, bo po prostu firmy nie były do tej pory do tego przyzwyczajone.
Po drugie: ekspansja zagraniczna. Polska jest gospodarką coraz bardziej otwartą, stosunek eksportu do PKB wzrósł w ciągu ostatnich 15 lat z 20 do niemal 50 proc. Do tej pory jednak była to głównie zasługa dużych firm zagranicznych lub państwowych. Tymczasem wzrost roli handlu internetowego oraz rozwój usług cyfrowych daje ogromną szansę małym firmom. Koszty ekspansji zagranicznej maleją, coraz więcej usług jest zamawianych lub wykonywanych wirtualnie. Wciąż za mało firm na tym korzysta, na razie zdecydowana większość małych firm nie zakłada nawet stron internetowych w języku angielskim. Tymczasem bez globalnej ekspansji nie ma rozwoju, bo obecność na zagranicznych rynkach stabilizuje firmy i gospodarkę, daje dostęp do wiedzy i technologii, zwiększa zdolności organizacyjne.
Po trzecie: innowacje. Banał. Ale wokół tego tematu jest cała masa nieporozumień, są one często utożsamiane z supernowoczesnymi produktami lub z zastosowaniem nauki w biznesie, do znudzenia można czytać pytania, czy w Polsce stworzymy jakiegoś Google’a. Tymczasem innowacje to pojęcie dużo szersze. Innowacje to permanentne poszukiwanie nowych sposobów wytwarzania i sprzedawania starych rzeczy – wygląd i jakość produktu lub usługi, dopasowanie do mody, marketing, sposoby organizacji firmy, kontakt z klientem to tylko niektóre przykłady innowacji. Mała firma Vzór z Warszawy kupiła prawa do projektu fotela stworzonego przez znanego polskiego projektanta i artystę Romana Modzelewskiego w latach 50., wyprodukowała ten fotel na nowo z nowych materiałów i z powodzeniem sprzedaje go na świecie. Nie jest to innowacja, która zmieni świat, ale daje zapewne niezłą marżę, a o to chodzi w rozwoju – o wchodzenie po drabinie marżowości.
Mali przedsiębiorcy muszą inwestować w innowacje – poświęcać swój czas, pieniądze, ale przede wszystkim swoją kreatywność. Rozwój bierze się z pomysłowości i apetytu na ryzyko.