Brytyjczycy skarżą się na wysokie koszty utrzymania. Rząd wskazuje z kolei na problem bierności ekonomicznej i chce go rozwiązać poprzez szybszą imigrację.

– Chodzi nam o to, by Wielka Brytania miała najbardziej innowacyjną gospodarkę na świecie – mówił w niedawnym wywiadzie premier Rishi Sunak. Sytuacja gospodarcza na Wyspach nie wygląda jednak najlepiej. Inflacja utrzymuje się powyżej 10 proc., a Brytyjczycy mierzą się z czymś, co określają mianem kryzysu kosztów życia. Prawie 40 proc. mieszkańców kraju żyje od pierwszego do pierwszego, a 24 proc. wręcz brakuje pieniędzy na podstawowe produkty – wykazał sondaż przeprowadzony w ramach inicjatywy Together Through This Crisis. Tylko wczoraj na Wyspach strajkowali nauczyciele i pracownicy kolei. Na ulice w tym tygodniu wyszli też urzędnicy i młodzi lekarze.

W rządzie rośnie z kolei obawa, że spadająca od pandemii aktywność zawodowa Brytyjczyków dodatkowo hamuje gospodarkę. Ludzie przechodzą na wcześniejsze emerytury i częściej zapadają na długoterminowe choroby. Liczba osób w wieku produkcyjnym niezdolnych albo niechętnych do podjęcia pracy wzrosła od 2019 r. o ok. 630 tys. Skutek? Na rynku pracy brakuje 9 mln osób. Kanclerz skarbu Jeremy Hunt ogłosił już plany, które miałyby rozwiązać problem bierności ekonomicznej. Zakładają one m.in. rewizję sposobu, w jaki osoby z niepełnosprawnościami są oceniane pod kątem możliwości podjęcia pracy, oraz przeznaczenie dodatkowych pieniędzy na szkolenia dla osób mających ponad 50 lat.

Władze przygotowują też poluzowanie zasad imigracji, by rozwiązać problem braków kadr m.in. w sektorze budowlanym. Obawiają się, że zachęcanie Brytyjczyków do powrotu do pracy nie wystarczy, by wypełnić luki. Jak pisze „Financial Times”, już w zeszłym roku doszło do niespodziewanego wzrostu wszystkich form migracji do Wielkiej Brytanii. „Pomimo ograniczeń po brexicie migracja netto osiągnęła w zeszłym roku rekordowy poziom ponad 500 tys. osób” – czytamy. Gwałtowny wzrost jest częściowo spowodowany wyjątkowymi okolicznościami, w tym wzmożonymi przyjazdami mieszkańców Hongkongu i Ukrainy. Ale wpływ na taki wynik mieli również pracodawcy, którzy w większym stopniu, niż oczekiwano, wykorzystali nowe, postbrexitowe zasady migracji, wprowadzone w styczniu 2021 r. Te zaś znacznie utrudniają zatrudnianie osób z UE, ale w wielu przypadkach ułatwiają rekrutację pracowników z innych krajów.

Wzrost dotyczy zwłaszcza pracowników z wysoko opłacanych sektorów. Wniosków wizowych dla konsultantów ds. zarządzania w III kw. 2022 r. było o 40 proc. więcej niż w I kw. 2021 r. W przypadku programistów i twórców oprogramowania odnotowano wzrost o 36 proc. Przyciągnięcie wysoko wykwalifikowanych pracowników i zagranicznych firm to jeden z głównych celów Sunaka. – Najlepszym sposobem na napędzenie wzrostu jest zwiększenie inwestycji biznesowych i upewnienie się, że do Zjednoczonego Królestwa przybywają ludzie najbardziej utalentowani – przekonywał. Z kolei Hunt w tym duchu nawoływał do uczynienia z kraju „naukowego i technologicznego supermocarstwa”. Rząd wierzy zarazem, że Londyn będzie w stanie zachęcić zagraniczne firmy do inwestycji na Wyspach pomimo planowanej na kwiecień podwyżki podatku korporacyjnego z 19 do 25 proc. Pytanie, czy znajdująca się poza Unią Europejską Wielka Brytania ma wystarczającą siłę, by konkurować z większymi graczami.

Tym bardziej że przyjęta w 2022 r. w USA ustawa o redukcji inflacji (IRA) oferuje setki miliardów dolarów zwolnień podatkowych i środków na inwestycje w czystą energię. Bruksela pracuje z kolei nad Planem Przemysłowym Zielonego Ładu, odpowiedzią na amerykańską legislację. Niektóre brytyjskie firmy zapowiedziały już, że z tego względu rozważają raczej ekspansję w USA lub Europie niż u siebie. Sunak niechętnie przygląda się działaniom amerykańskiej i unijnej administracji. – Duże zaangażowanie państwa i rządu w gospodarkę nie jest czymś, co przynosi najlepsze rezultaty. Wybieranie zwycięzców przez rząd nigdy nie szło szczególnie dobrze – powiedział. Czasu na działanie brytyjscy konserwatyści nie mają zbyt wiele. W II połowie 2024 r. odbędą się wybory. Ostatni sondaż Deltapoll wskazuje, że torysi mogliby liczyć na poparcie ledwie 27 proc. społeczeństwa, podczas gdy na Partię Pracy planuje zagłosować aż 50 proc. ankietowanych. ©℗