Obłożona sankcjami Moskwa niczym biedny krewny liczy na wsparcie zamożnego Pekinu. Tymczasem rosyjsko-chiński sojusz, tak hucznie obwieszczony przez Kreml, dobrze wygląda jedynie na papierze.
Choć Moskwa i Pekin podpisują jedno gospodarcze porozumienie po drugim, rosyjski eksport do Państwa Środka zamiast rosnąć – spada. Chińczycy niechętnie pożyczają pieniądze Rosji, a tamtejsi inwestorzy – podobnie jak Zachód – nie chcą inwestować w rosyjskie aktywa. Tymczasem Rosja potrzebuje gotówki jak powietrza.
Tylko w ubiegłym roku, według tamtejszego ministerstwa finansów, w wyniku sankcji nałożonych przez Zachód po zajęciu Krymu i wspieraniu buntu na wschodzie Ukrainy, kraj stracił 40 mld dol. Obrona rubla przed spekulantami mocno przetrzebiła rezerwy walutowe, a tania ropa tylko pogłębia budżetową dziurę oraz wymusza oszczędności. Najnowsze prognozy nie pozostawiają złudzeń – kraj czeka potężna recesja. Zgodnie z ostatnimi szacunkami resortu rozwoju gospodarczego – w tym roku PKB Rosji skurczy się o 3 proc. To niemal dwukrotnie większy spadek, niż przywidywano w grudniu ubiegłego roku.
Niechciany gaz
Dlatego Kreml próbuje powetować te straty, nawiązując współpracę z Chinami. Choć oficjalnie owa współpraca jest wielkim sukcesem mającym przynieść ogromne zyski, to w rzeczywistości sytuacja nie wygląda różowo. Dotychczas chińskie pożyczki udało się otrzymać zaledwie kilku rosyjskim firmom. Wśród nich czołowemu operatorowi telefonii komórkowej VimpelComowi, który otrzymał od China Development Bank i Bank of China w sumie 1 mld dol. Z kolei inny operator telekomunikacyjny Megafon dostał 500 mln dol. od China Development Bank Corporation. Jednak o masowym kredytowaniu firm z Rosji nie ma mowy. Choć Chiny oficjalnie nie przyłączyły się do zachodnich sankcji, praktyka świadczy o czym innym. Portal Gazeta.ru napisał, że chiński biznes jest wstrzemięźliwy wobec Rosji, bo boi się popsuć gospodarcze relacje z Ameryką. – Prowadziliśmy negocjacje w sprawie kredytów z tamtejszymi bankami. I na początku wszystko szło jak po maśle, ale ostatecznie nam odmówiono właśnie ze względu na troskę o dobre relacje z USA – anonimowo opowiada portalowi przedstawiciel rosyjskiej firmy.
Emisja rosyjskich papierów wartościowych w Państwie Środka również nie przyniesie sporych pieniędzy. Chińskie rynki finansowe są zamknięte dla zagranicznych graczy, a rynek obligacji w Hongkongu – gdzie emisje przeprowadzają zagraniczne firmy – jest zwyczajnie za mały. W ubiegłym roku rosyjskie firmy zdołały pozyskać ze sprzedaży obligacji ledwie 400 mln dol. – reasumuje analityk z moskiewskiego Centrum Analiz Makroekonomicznych i Prognoz Krótkookresowych Aleksander Apokin. Dla porównania: rok przed nałożeniem sankcji rosyjskie firmy wyemitowały euroobligacje na sumę 49 mld dol.
Jak twierdzą eksperci, Chińczycy – podobnie jak Zachód – traktują rosyjskie aktywa jako inwestycje obarczone dużym ryzykiem. I choć chińska agencja ratingowa Dagong wysoko ocenia wiarygodność kredytową Rosjan, jej prognozy nie mają wpływu na zachowanie inwestorów. – Pod koniec ubiegłego roku główny dziennik Chin „Renmin Ribao” opublikował artykuł, w którym chińscy eksperci nazwali rubel niestabilną walutą. Więc tamtejsi inwestorzy na razie nie zamierzają ryzykować – mówi Jewgienij Kolesow, szef Optim Consult, firmy pośredniczącej w handlu z Chinami. Z kolei analitycy Centrum Analiz Makroekonomicznych i Prognoz Krótkookresowych przewidują, że w ciągu najbliższych lat finansowanie z Azji zastąpi zaledwie 10–15 proc. obecnych przypływów kapitałowych z Europy i USA. Ale to najbardziej optymistyczny scenariusz, w którym nie ma już miejsca na kolejne polityczne i gospodarcze turbulencje.
Kreml jednak nie zamierza się poddawać i podpisuje nowe umowy z Chinami. Rosyjscy eksperci z kolei sceptycznie oceniają zwrot w kierunku Azji, twierdząc, że na szybkie profity nie ma co liczyć. Pierwsze korzyści z relacji z Pekinem Moskwa będzie czerpała dopiero za kilka, nawet kilkanaście lat, ale i to pod warunkiem że zrewiduje strategię gospodarczą względem Państwa Środka. Prócz swoich surowców musiałaby zaproponować Chińczykom także technologie i sprzęt. Wszystko po to, by saldo balansu handlowego z Pekinem zaczęło rosnąć. – Jak na razie na zmianę kursu się nie zanosi. Taka postawa bije już we wzajemny handel – uważa czołowy rosyjski ekspert ds. Chin Siergiej Cyplakow, który kieruje przedstawicielstwem Sbierbanku – największego rosyjskiego banku – w Chinach.
Ambicje Moskwy ostudził początek roku, gdy okazało się, że po raz pierwszy od 2009 r. poziom handlu między obu państwami uległ znaczącemu spadkowi. Główny urząd celny ChRL podał, że wymiana handlowa pomiędzy Rosją a Chinami w pierwszym kwartale tego roku skurczyła się o ponad jedną trzecią. Rosyjskie dostawy do Państwa Środka spadły o prawie 32 proc., chiński eksport do Rosji zmalał natomiast o 34,5 proc. Załamaniu winien jest słaby rubel, który na przestrzeni roku w wyniku sankcji i taniej ropy stracił aż połowę wartości. – Sprawiło to, że zdolność nabywcza rosyjskich importerów mocno zmalała – analizuje statystyki Cyplakow. Zaznacza, że spadkowy trend będzie bardzo trudno odwrócić, bo struktura rosyjskiego eksportu do Chin coraz bardziej odbiega od zapotrzebowania Chińczyków. Tamtejsza gospodarka wkroczyła w fazę wolniejszego rozwoju, a sektor produkcji powoli kurczy się pod naciskiem rozstrajającej się sfery usług. Oznacza to, że chiński apetyt na surowce nie osiągnie już takich rozmiarów, na które liczy Rosja.
Tymczasem Rosja zamierza w dalszym ciągu sprzedawać do Chin głównie surowce, które już dziś stanowią ponad 71 proc. w strukturze rosyjskiego eksportu do Państwa Środka. Według planów Kremla sprzedaż nośników energii ma tylko rosnąć. Podbić chiński rynek Rosjanie zamierzają tradycyjnie za pomocą gazu. Za pięć lat do Chin ma popłynąć ten surowiec poprzez gazociągi Ałtaj i Siła Syberii. Budowa tego ostatniego rozpoczęła się jesienią ubiegłego roku i zgodnie z podpisaną w maju umową tym szlakiem do Państwa Środka ma trafiać 38 mld m sześc. gazu rocznie. Kolejnych 30 mld ma popłynąć do Chin zachodnim szlakiem poprzez gazociąg Ałtaj. Tyle w teorii. W praktyce droga rosyjskich surowców na Wschód jest ciernista. Chiny bowiem de facto nie potrzebują gazu z Rosji. Według szacunków koncernu BP i chińskiego CNPC za pięć lat Pekin zaimportuje ok. 170 mld m sześc. gazu. Niemal połowę tego ma stanowić tani surowiec z Azji Środkowej. Kolejnych 81,6 mld m sześc. ma trafić do Chin w postaci LNG z krajów Zatoki Perskiej.
Status quo
To tłumaczy brak entuzjazmu Chińczyków do współpracy z Gazpromem. Już dziś wiadomo, że Pekin nie udzieli wartej 25 mld dol. zaliczki Rosjanom. Pieniądze te miały pójść na współfinansowanie budowy rurociągu Siła Syberii. Oznacza to, że rosyjski gigant będzie musiał sam pozyskać od 55 mld dol. do 70 mld dol. na dokończenie projektu. To nie koniec problemów Rosjan, którzy chcą narzucić Pekinowi dostawy gazu w ramach zasady „take or pay”, zgodnie z którą odbiorca ma zapłacić za zakontraktowany gaz, nawet jeżeli go faktycznie nie odbierze. Pekin dotychczas sceptycznie podchodził do tego pomysłu. W 2010 roku Chińczycy gotowi byli poprzestać na objęcie tą zasadą najwyżej 1/3 przyszłych dostaw. Jak podaje portal Slon.ru, w najlepszym wypadku obecny kontrakt zobowiązuje Chińczyków do kupna najwyżej połowy zakontraktowanego gazu. To oznacza, że Moskwa zainwestuje dziesiątki miliardów dolarów w wydobycie gazu, którego większości nikt nie ma obowiązku zakupić.
Chińczycy nie śpieszą się też do finansowania projektów, które mogą przyczynić się do zmodernizowania rosyjskiej gospodarki – potwierdza znany rosyjski ekonomista Władisław Inoziemcew. Na Rosję przypada zaledwie 0,7 proc. bezpośrednich inwestycji lokowanych przez Chińczyków za granicą. – Chiny nie chcą tworzyć sobie konkurencji – tłumaczy ekspert. W ich interesach pozostaje utrzymanie statusu quo, w którym Rosja jest rynkiem zbytu dla chińskiej produkcji. – W latach 2000-2014 eksport Chin do Rosji wzrósł prawie dwudziestopięciokrotnie – tłumaczy Inoziemcew. Tymczasem Rosja z roku na rok traci chiński rynek. – O ile w 2000 r. nadwyżka w handlu z Chinami wynosiła 3,5 mld dol. rocznie, o tyle w 2014 r. mieliśmy 12,5 mld dol. deficytu – dodaje Inoziemcew.
Rosja na próżno więc oczekuje, że Pekin poskromi swoje gospodarcze apetyty na rzecz politycznego sojuszu z Moskwą. W przeciwieństwie do Rosjan Chińczycy kierują się ekonomicznym rachunkiem zysków i strat i nie zamierzają dokładać do interesu, by uratować znajdującego się w tarapatach rosyjskiego niedźwiedzia.