- Od wybuchu wojny średnio rozładowujemy jeden samolot z pomocą co sześć godzin. Wysłaliśmy kilkadziesiąt tysięcy ciężarówek. To logistyka rządowa na niespotykaną wcześniej w tym obszarze skalę - uważa Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.

Budżet Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych radykalnie rośnie. Dlaczego?
Ostatnie lata to skokowy wzrost liczby zadań związanych z zarządzaniem kryzysami, również poprzez rezerwy strategiczne. Najpierw COVID-19, a teraz sytuacja w Ukrainie sprawiły, że nasze budżety związane z dokonywanymi zakupami z kilkuset milionów zwiększyły się nawet do kilku miliardów rocznie. Wzrosły również koszty utrzymania agencji. W tym roku wynoszą 154 mln zł, z czego 130 mln zł to zadania związane z rezerwami, a 24 mln zł to koszty zarządzania zapasami paliw.
Jednocześnie zwiększyły się środki przeznaczane na rezerwy strategiczne. Przyjęty przez Radę Ministrów Rządowy Program Rezerw Strategicznych (RPRS) ma kosztować w ciągu najbliższych pięciu lat ok. 4,5 mld zł.
Na co będą przeznaczone te środki?
Patrzymy przez pryzmat ostatnich kryzysów i zagrożeń, z których wyciągnęliśmy wnioski. Nie tylko jeśli chodzi o asortyment, lecz także w kontekście uproszczenia procedur i procesów decyzyjnych. RPRS jest dokumentem niejawnym, nie mogę więc ujawnić zbyt wielu szczegółów, ale zakłada różne ryzyka, na które musimy być przygotowani. Jednym z kluczowych obszarów są m.in. programy związane z bezpieczeństwem lekowym. Nie wykluczamy tego, że będziemy gromadzić zapasy substancji czynnych, które służą do produkcji leków.
Ostatnio zabrakło w Polsce leków i musieliśmy czerpać z zapasów strategicznych.
Zostały one uruchomione przez ministra zdrowia, który ma kompetencje uruchamiania rezerw pod kątem potrzeb zdrowotnych. Takie rezerwy muszą być szybko odtwarzane.
Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych / Dziennik Gazeta Prawna / fot. Wojtek Górski
Jeśli chodzi o rezerwy, to są też tematy bardzo „tradycyjne”, jak choćby gromadzenie sprzętu przeciwpowodziowego: worków na piasek, pomp, osuszaczy itd. W ubiegłym roku udostępniliśmy taki ekwipunek naszym partnerom z Niemiec. Zmiany klimatu powodują, że tego typu zagrożeń będzie coraz więcej. Bardzo ważne jest też bezpieczeństwo energetyczne.
Przez lata funkcjonowało to tak, że był to po prostu mechanizm dotowania kopalni, który polegał na skupie węgla.
Raczej utrzymywaliśmy rezerwy, które zostały wykorzystane, gdy zapotrzebowanie na węgiel gwałtownie wzrosło. Oczywiście surowce energetyczne są niezwykle ważne dla zachowania bezpieczeństwa - utrzymujemy na rezerwach i zapasach gaz, paliwa, węgiel. I na pewno jesteśmy dobrze zabezpieczeni. Ale trzeba również pamiętać np. o agregatach prądotwórczych. Taki szeroki asortyment może nas zabezpieczyć w kryzysie, co wyraźnie pokazują obecne doświadczenia ukraińskie. Gromadzimy też kontenery modułowe czy sprzęt medyczny, aby w razie potrzeby szybko budować szpitale lub schronienia tymczasowe.
Rezerwy to nie tylko produkty, lecz także usługi. Tu jest duża nowość - przygotowujemy zdolności dla różnych resortów, aby w kryzysie mieć dodatkowe możliwości produkcyjne czy móc zapewnić ciągłość działania w niektórych specjalistycznych obszarach. W tym rozwiązaniu płacimy firmom za gotowość.
Tak dotowana jest np. zbrojeniówka.
Niezwykle ważnym obszarem jest obronność, czyli nowy program mobilizacji gospodarki, który wprowadziła ustawa o obronie ojczyzny. Na podstawie listy przedsiębiorstw otrzymywanej z resortu obrony zawieramy specjalne umowy i finansujemy dodatkowe zdolności produkcyjne.
Dużo w zakresie przygotowania na kryzys czerpiemy z doświadczeń Ukrainy, która w sytuacji wojny bez zasilania z zewnątrz nie poradziłaby sobie. Na przykład bardzo istotne okazały się tymczasowe przeprawy wodne, czyli różnego rodzaju sprzęt, który pozwala szybko zastąpić uszkodzone mosty.
A czy w tym wypadku RARS nie wchodzi w kompetencje resortu obrony?
Absolutnie. Ministerstwo Obrony ma takie zdolności dla jednostek bojowych i na potrzeby mobilizacji. My uzupełniamy je o sprzęt, który również może być wykorzystany na potrzeby cywilne, szczególnie do zapewnienia potrzeb humanitarnych ludności. Z tych zasobów mogą korzystać różne ministerstwa. Blisko współpracujemy i się uzupełniamy.
Co by było, gdybyśmy nagle mieli powtórkę epidemii?
Jesteśmy przygotowani na różne scenariusze.
Tak jak byliśmy „przygotowani” w marcu 2020 r.?
Teraz jesteśmy w stanie zabezpieczyć praktycznie wszystkie potrzeby wszystkich szpitali w Polsce. Sprzęt jest. Ale rezerwy nie mają na celu zabezpieczenia w każdym obszarze i w nieograniczonej skali. Rezerwy mają nam „kupić” czas, który jest potrzebny, aby odbudować łańcuchy dostaw, zabezpieczyć potrzebne zasoby, po prostu zareagować w danym kryzysie.
Wróćmy do tych doświadczeń z wojny w Ukrainie. Jakie jeszcze wnioski płyną z tego dla Polski?
Agencja koncentruje się na zagadnieniach cywilnych, humanitarnych. Krytycznym tematem są migracje i zabezpieczenie potrzeb ludzi uciekających przed zagrożeniem. Zabezpieczamy sprzęt kwaterunkowy, ale też kontenery modułowe. Dlatego również zmieniamy strukturę rezerw żywnościowych - odeszliśmy od gromadzenia niepraktycznych w kryzysie mrożonych półtusz wieprzowych, a zamiast tego gromadzimy dania gotowe w słoikach, które mają długie terminy przydatności, są łatwe w przechowywaniu, a ich rotacja jest prosta. W przypadku gdy ten produkt nie jest wykorzystywany na potrzeby kryzysowe, a leży w magazynach już jakiś czas, może zostać przez przedsiębiorcę sprzedany i zastąpiony nowym, bez dużej utraty wartości. Oprócz żywności skupiamy się też na zabezpieczeniu energetycznych potrzeb ludzi, czyli gromadzimy agregaty i generatory prądu. Trzeci ważny obszar to zgromadzenie infrastruktury do kryzysowego dostarczania wody pitnej, m.in. stacji uzdatniania.
A zabezpieczenie przed zagrożeniami biologicznymi czy radioaktywnymi?
Oczywiście mamy zapasy jodku potasu, ale istotnym zadaniem jest też zabezpieczenie służb, które mają pracować przy tego typu kryzysach. Nasze kompetencje w tym zakresie dostrzegła Unia Europejska - wygraliśmy właśnie konkurs na utrzymanie zasobów i magazynów z wyposażeniem CBRN, czyli dla skażeń chemicznych, biologicznych, radiacyjnych i nuklearnych, także na potrzeby innych państw europejskich. W tym zakresie zostaniemy centrum rezerw UE. Odpowiednią umowę już podpisaliśmy. To będzie duże przedsięwzięcie, jego wartość to ok. 150 mln euro.
Jedna rzecz to gromadzenie zapasów, których na początku pandemii nie mieliśmy. Ale wówczas były też problemy z logistyką. Co się w tym obszarze zmieniło?
Ostatnie kryzysy nauczyły nas tego, że odpowiednie rezerwy to tylko jedna strona medalu, by sprawnie zarządzać trudną sytuacją. Druga, nie mniej istotna, to logistyka i dystrybucja - my koordynujemy to „od drzwi do drzwi”. Kupujemy rezerwy, magazynujemy je, a w razie potrzeby zapewniamy transport do miejsca, gdzie ten sprzęt jest potrzebny. Podczas pandemii dostarczaliśmy produkty do poszczególnych szpitali, dzisiaj zapewnimy też logistykę pomocy humanitarnej Ukrainie. Często dowozimy pomoc nie tylko do hubów ukraińskich, lecz czasem także bezpośrednio do odbiorców.
Jednocześnie podkreślę, że my nie tworzymy wyjątkowo rozbudowanej organizacji. Zatrudnienie w agencji w ostatnich trzech latach zmalało, a jednocześnie liczba realizowanych zadań mocno wzrosła. Pracujemy coraz bardziej efektywnie, także w zakresie przechowywania rezerw. I co ważne, by trzymać koszty w ryzach, nie budujemy kompetencji, które są już w innych resortach czy po stronie komercyjnej. Na przykład, mówiąc o logistyce, dystrybucję organizujemy w dużej mierze przy wsparciu Straży Pożarnej, Wojska Polskiego czy Poczty Polskiej. W czasie pandemii korzystaliśmy ze wsparcia hurtowni medycznych. Jeśli jest możliwość, sięgamy do firm komercyjnych i integrujemy to, co jest dostępne na rynku.
Stawiamy też mocno na wymianę informacji między różnymi podmiotami i resortami. Rezerwy to nie ma być jakiś mityczny twór przykryty różnymi klauzulami, ale coś, z czego wszystkie instytucje w razie kryzysu mogą łatwo i szybko skorzystać. Przygotowujemy w tej chwili wiele rozwiązań informatycznych, które umożliwią bezpośredni podgląd posiadanych zasobów. Taki system powinien być koordynowany na poziomie międzyresortowym, np. przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.
Polska odgrywa kluczową rolę w przekazywaniu pomocy Zachodu Ukrainie. Jak to wygląda w praktyce?
Od początku wojny w Ukrainie staliśmy się jako kraj przez nasze położenie jednym wielkim „hubem logistycznym”. RARS na podstawie decyzji premiera koordynuje logistykę pomocy humanitarnej. Po pierwsze, przekazujemy pomoc materialną, która pochodzi od naszego państwa. Z naszych składnic docierają do potrzebujących takie towary, jak: leki, sprzęt medyczny, wyposażenie kwaterunkowe (łóżka, koce, pościel, agregaty prądotwórcze) czy żywność. To ważne, aby ta pomoc odpowiadała na bieżące potrzeby - pomagamy na miejscu, ułatwiamy życie na terenach dotkniętych działaniami wojennymi. Po drugie, koordynujemy przekazywanie pomocy od rządów innych państw oraz różnych organizacji pomocowych. Przyjmujemy transporty, rozładowujemy i przepakowujemy na ciężarówki czy do pociągów. Od wybuchu wojny średnio rozładowujemy jeden samolot z pomocą co sześć godzin. Wysłaliśmy kilkadziesiąt tysięcy ciężarówek. To logistyka rządowa na niespotykaną wcześniej w tym obszarze skalę.
Trzeci obszar to zakupy pomocy ze środków, które wpływają do agencji od darczyńców indywidualnych, innych krajów czy instytucji europejskich. Teraz z takich dużych projektów realizujemy np. zakup agregatów prądotwórczych ze środków unijnych o wartości ponad 100 mln euro. To olbrzymie przedsięwzięcie, również logistycznie, ponieważ one muszą tam dotrzeć jak najszybciej, kiedy problemy z prądem są codziennością, a temperatury są niskie. ©℗
Rozmawiał Maciej Miłosz