Największe firmy windykacyjne szacują, że podaż złych kredytów w I kw. wyniosła 4–4,5 mld zł i była mniej więcej dwukrotnie większa niż rok wcześniej. Banki chętnie pozbywały się niepracujących aktywów, również tych hipotecznych.
/>
– Ponad 40 proc. wartości nominalnej wierzytelności wystawionych na sprzedaż stanowiły sprawy zabezpieczone hipotecznie. Rok temu odsetek ten wynosił ponad 20 proc. – wyjaśnia Krzysztof Borusowski, prezes firmy Best. Anna Gawęska, prezes spółki Ultimo, podaje zbliżone szacunki: z 4 mld zł sprzedawanych portfeli ok. 1,1 mld zł stanowiły niespłacane kredyty na nieruchomości.
Firmy windykacyjne twierdzą, że banki na początku roku bardzo aktywnie pozbywały się długów. Prezes Bestu tłumaczy to trzema przyczynami. Pierwsza: banki o mniejszej kapitalizacji robią miejsce pod nową akcję kredytową. Druga: duże umocnienie franka szwajcarskiego w połowie stycznia uzmysłowiło bankowcom – zwłaszcza tym, którzy mają w swoich bilansach dużo frankowych kredytów – że być może zmierzą się z problemem gorszej obsługi portfela kredytów hipotecznych. I dlatego zaczęli wyrzucać na rynek kredyty, których wcześniej nawet nie planowali sprzedawać. Trzecia przyczyna to zmiany właścicielskie w bankach. – Wiąże się to z porządkowaniem bilansu i usuwaniem z niego pozycji, które mogłyby potencjalnie obciążyć wartość aktywów banku – mówi Krzysztof Borusowski.
– Instytucje finansowe kontynuują przegląd aktywów i chcą redukować poziomy swoich wierzytelności nieregularnych. Wcześniejsza sprzedaż portfela wyspecjalizowanej firmie pozwala uwolnić zamrożoną gotówkę i poprawić wskaźniki. Jednocześnie bank może się skupić na obsłudze swojego regularnego portfela i rozwijaniu akcji kredytowej – dodaje Piotr Krupa, prezes firmy Kruk.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że na rynku zaczęły dominować dwie tendencje. Przede wszystkim sprzedający żądają za wierzytelności wysokich cen. Było to widoczne już w ubiegłym roku, kiedy to średnia cena sprzedawanego długu wynosiła – według szacunków firmy Kruk – ok. 15 proc. jego nominalnej wartości. Rok wcześniej było to 11 proc. Krzysztof Borusowski potwierdza te spostrzeżenia: wyceny nadal są wysokie, co wiąże się też z tym, że kupujący godzą się na stosunkowo niskie stopy zwrotu z takiej inwestycji, rzędu 1–3 proc. Widać to szczególnie wyraźnie na rynku wierzytelności hipotecznych. – To zdecydowanie za niski poziom, nieadekwatny do ryzyka charakteryzującego inwestycje w naszej branży. Wolimy nie angażować się w takie przedsięwzięcia – wyjaśnia prezes Bestu.
Anna Gawęska ocenia, że taki jest skutek łatwego dostępu do finansowania. I potwierdza: rzeczywiście zysk z kupionych długów z automatu jest niższy, poradzą sobie ci, którzy są w stanie dobrze wycenić portfel i zmniejszyć koszt późniejszej windykacji.
– Popyt na portfele spowodowany jest m.in. nadpodażą pieniądza na rynku. Za portfele podobnej jakości jak w 2013 r. trzeba zapłacić znacznie więcej – dodaje prezes Ultimo. I zwraca uwagę na drugi wyraźny trend na rynku: pojawili się na nim inwestorzy zagraniczni z dużym kapitałem.
Banki zwietrzyły w tym dobry interes, licząc na uzyskanie jeszcze wyższych cen. Ale ten medal ma też drugą stronę: zagranicę interesują duże „paczki” długów. Paweł Trybuchowski, wiceprezes spółki GetBack, uważa, że przy podaży dużych portfeli – o wartości od 1 mld zł w górę – krajowi windykatorzy mogą mieć problem ze sfinansowaniem zakupu. Jego zdaniem wyjściem dla nich może być alians z dużym zagranicznym graczem, który wyłoży większość (lub całość) środków na zakup długów. Polska firma mogłaby się w takim układzie zająć odzyskiwaniem kupionych wierzytelności. GetBack wspólnie z Kredyt Inkaso wzięły udział w podobnej transakcji, jednej z największych na rynku w ostatnich miesiącach: współfinansowały (i będą serwisować) portfel wart ok. 2 mld zł sprzedany przez Getin Noble Bank. Głównym inwestorem było amerykańskie PRA.