Dobrze się stało, że Polska strona „w imię zasad” i na użytek wewnętrznej walki politycznej nie powiedziała od razu „nie”. Są to zdolności wojskowe, które nam się przydadzą, mogą pomóc chronić terytorium RP przed „zabłąkanymi” pociskami, a szybkie i nieuzasadnione odtrącanie pomocy od sojusznika z Zachodu byłoby trudno wytłumaczalne, choćby na forum NATO. Warszawa powiedziała partnerom z Berlina „sprawdzam”. Teraz piłka jest po ich stronie.
Z niemieckiego punktu widzenia obszary problemowe są dwa. Pierwszy jest w sferze politycznej. Wcale nie jest oczywiste, że ta propozycja nie była obliczona właśnie na to, że Polacy szybko powiedzą „nie”, a Niemcy będą mogli mówić, że my chcieliśmy, ale… Z kolei, jeśli już ministrowie się faktycznie dogadali, to pytanie, ile czasu zajmie Niemcom wdrożenie tej decyzji politycznej. Bo jak pokazują doświadczenia z dostawami broni na Ukrainę, od deklaracji do realizacji często mijają długie miesiące, a efekt i tak nie jest taki, jak pierwotnie deklarowany. Najlepszym tego dowodem jest to, że np. niemiecki przemysł zbrojeniowy komunikował, że gotów jest wysyłać sprzęt od razu (choćby wozy bojowe Marder), a jednak odpowiednie zgody z rządu się nie pojawiały. Z kolei np. na Litwie nasi sojusznicy zza Odry zwiększają swoje zaangażowanie, ale tylko… deklaratywnie. Mimo zapowiedzi od kilku miesięcy żadnych konkretnych planów nie ma, o czym donosił ostatnio „Die Welt”. To Litwinów coraz bardziej denerwuje. Jeśliby także w przypadku Polski miało się skończyć na deklaracjach politycznych, to rząd PiS na pewno nie zmarnuje takiej sytuacji do strzelenia politycznego gola.
Drugi obszar, w którym mogą, choć nie muszą, pojawić się problemy, to zdolności niemieckiego wojska. Niemcy posiadają obecnie 12 jednostek ogniowych systemu Patriot, z których każda ma po cztery wyrzutnie pocisków. Dwie takie jednostki rozmieszczono na Słowacji w pierwszych tygodniach po agresji Rosji na Ukrainę. Niemcom zostało więc 10 jednostek. Ale warto pamiętać, że w żadnym wojsku nie jest tak, że wszystko jest sprawne i od razu gotowe do wysłania w rejon konfliktu. Tym bardziej w tak niedofinansowanym jak u naszych sąsiadów. Jednak niemieckie siły lotnicze zakomunikowały, że są gotowe.
W najbliższych tygodniach przekonamy się, co niemiecka gotowość wojskowa faktycznie znaczy. Jeśli w ciągu kilku, kilkunastu dni nie będziemy mieli konkretnego harmonogramu działań, to niemiecka propozycja okaże się tylko politycznym gadaniem. A tak jak kiedyś między Odrą a Renem mówiło się „polnische Wirtschaft”, określając w ten sposób pejoratywnie chaotyczne działanie, „gospodarzenie” nad Wisłą, tak teraz w Polsce może zacząć funkcjonować powiedzenie „pomagać jak Niemcy”. Rozmieszczenie patriotów w Polsce to dla Niemców test sojuszniczej wiarygodności. Trzymam kciuki, by go nie oblali.©℗