Firmy muszą brać pod uwagę to, jaki mają wpływ na społeczeństwo i środowisko, oraz to, w jaki sposób oddziałują na klientów – przekonują Jan Mischke i José Pimenta da Gama.

Wobec biznesu formułowane jest oczekiwanie, by był społecznie odpowiedzialny, wspierał transformację energetyczną i zmiany gospodarce. Ale trzeba też zarabiać i utrzymać płynność.

José Pimenta da Gama: Wyniki finansowe i interes akcjonariuszy nie są jedynym celem firmy. Naszym zdaniem powinno się stosować bardziej kompleksowe podejście do tych kwestii. Oczywiście firmy muszą przynosić zyski, ale powinny także brać pod uwagę to, jaki mają wpływ na społeczeństwo i środowisko oraz to, w jaki sposób oddziałują na klientów. Przedsiębiorcy i menadżerowie powinni także zrozumieć, jak wpływają na zdrowie psychiczne pracowników i jaki typ organizacji tworzą.

Czy finanse i płynność schodzą na dalszy plan?

José Pimenta da Gama, partner zarządzający oddziałem iberyjskim McKinsey / Materiały prasowe

José Pimenta da Gama: Oczywiście trzeba zarabiać pieniądze, ale nie można dla tego celu poświecić wszystkiego. Są trzy powody, aby tak nie postępować. Mamy wiele dowodów na to, że jedynym sposobem na utrzymanie długoterminowej wydajności, jest zdrowa firma. Można w krótkiej pespektywie postawić tylko na zyski, ale w średniookresowej i długookresowej perspektywie to nie będzie trwałe. Po drugie, klienci są wymagający. 90 proc. milenialsów, czyli ludzi urodzonych w latach 80. i 90. XX w., jest skłonnych zapłacić więcej za zrównoważone produkty. 80 proc. chce zrozumieć profil firmy, zanim złoży tam swoje CV. Tu nie chodzi tylko o filozofię czy wartości, lecz potrzebę tworzenia długotrwałego dobrobytu firmy i społeczeństwa.

Co firmy powinny zrobić, aby osiągnąć ten cel?

José Pimenta da Gama: Powiedziałbym, że głównie chodzi o budowanie planu odporności firmy w krótkiej perspektywie.

Co to znaczy?

José Pimenta da Gama: Trzeba spojrzeć na sytuację finansową realistycznie i mieć pewność przetrwania następnego pół roku. Oznacza to rozważenie różnych scenariuszy i przygotowanie dla nich sposobów postępowania. Czasy niepewności wymagają elastyczniejszego stylu pracy, który nie opiera się na tradycyjnym modelu zlecania zadań i kontroli. Otwierając nowy biznes można wprowadzać elastyczne sposoby pracy, które polegają na łączeniu kilku funkcji w zespole, co daje dużą swobodę i wydajność pozwalającą na sprostanie niepewnościom.

Jak firmy mają przygotowywać takie plany w czasach szoku energetycznego i inflacyjnego.

Jan Mischke: Szok jest bardzo asymetryczny w gospodarce. Widzimy teraz, że o wiele więcej firm rozważa jakie są ich kluczowe aktywa, jak mogą się zabezpieczać przed tymi kryzysami, ale też jak mogą budować nowe produkty i usługi zabezpieczające przed zmianami energetycznymi i klimatycznymi. Wiele europejskich firm to robi. Kryzysy są również okresami tworzenia się nowych możliwości, bo zmuszają firmy do zasadniczego myślenia o zmianach, które trzeba wprowadzić, żeby utrzymać się na rynku.

Do tego potrzeba pieniędzy i odwagi.

José Pimenta da Gama: Firmy odporne na kryzysy osiągają w ciągu dekady wyniki o 60 proc. lepsze od średnich, ponieważ inwestują o wiele więcej, również w trudnych okresach, pozyskują talenty zamiast oszczędzać na pracownikach. Oczywiście trzeba mieć płynność, ale w takich sytuacjach wygrywają odważni.

Jak być odważnym, gdy mamy podażowy kryzys energetyczny i inflację?

Jan Mischke: Mamy w kilku europejskich krajach problem z niedoborami energii. Działalność operacyjna jest zawieszana, ponieważ kryzysy energetyczny i gazowy sprawiają, że nie ma już sensu, żeby dalej produkować. To się dzieje właśnie teraz i nie pokonamy tego w najbliższej przyszłości. Można się spodziewać rozwiązania niedoborów energii poprzez kolejkowanie odbiorców, już w przyszłym roku. Optymiści mówią, że w połowie przyszłego roku będziemy mieć wystarczającą wydajność i efektywność, aby zwalczyć problem. Niektórzy twierdzą, że problem potrwa do przyszłej zimy i wtedy już więcej nie będziemy doświadczać takiego zapotrzebowania na energię. Oczywiście nie powrócimy już do stanu sprzed kryzysu, a ceny dalej będą wysokie. Lecz będzie to podobne do tego, z czym biznes miał do czynienia wcześniej. Myślę, że sytuacja uspokoi się i ustabilizuje.

Myślę, że ważniejszą kwestią w perspektywie długoterminowej jest inflacja. Wiele prognoz mówi, że jeśli odzyskamy stabilny dostęp do energii w przyszłym roku, będzie to prowadzić do deflacji. Inni twierdzą, że kryzys potrwa 10 lat i będzie nową erą dla biznesu.

Czy ta ostatnia prognoza jest realna?

Jan Mischke: Wkraczamy w nową erę na wielu płaszczyznach. Niekoniecznie oznacza to, że wszystko będzie gorsze, ponieważ będzie to okres odważnych decyzji. Wkraczamy w czas, kiedy będziemy wiele inwestować, aby zmierzyć się z kwestią dostępu do energii i jej prawdopodobnie wyższymi cenami. To fantastyczna wiadomość dla branży budowlanej, która będzie tworzyć nowe instalacje energetyczne. W długiej perspektywie może być to sposób na zapobiegnięcie kolejnemu kryzysowi. Możemy też wykorzystać energię odnawialną, która obniży koszt i będzie wymagała mniej nadzoru.

Wkraczamy też w nową erę globalizacji, z ograniczonym zaufaniem i przekonfigurowanymi łańcuchami dostaw. Niektóre firmy mogą zmienić podejście do miejsc produkcji i np. przeniosą się z Chin do Indii, przy okazji obniżając koszty.

Czy możliwa jest masowa relokacja produkcji do Europy Środkowej?

dr Jan Mischke, partner w McKinsey Global Institute (MGI) / Materiały prasowe

Jan Mischke: Będzie wiele takich możliwości, choć wiele firm może kontynuować handel i produkcję w Azji. Możliwe, że niektórzy producenci przeniosą się do innych krajów w regionie, np. do Indonezji, a pozostali uznają, że obecność w regionie Europy Środkowo-Wschodniej i krajach NAFTA, np. Meksyku, może być prawdziwą zaletą.

Co należy zrobić, aby rosły europejskie firmy technologiczne?

José Pimenta da Gama: Można się skupić na tym, żeby umieć przyciągać talenty i budować wyróżniające się firmy, które będą w różny sposób zmieniać świat. Obserwujemy obecnie, że ludzie odchodzą od dużych korporacji na rzecz startupów, co wcześniej nie miało miejsca. To dużym firmom utrudnia pozyskiwanie talentów, ale jest też nadzieją na rozwój w wielu aspektach. Musimy w Europie rozpocząć skalowanie tego modelu i tworzyć programy mobilności, które zachęcą do powiększania firm w Europie w łatwiejszy sposób niż obecnie.

Mogę podać przykład z perspektywy finansowania. Rola funduszy venture jest niedoceniana, w USA alokuje się w nich ok. 20 proc. inwestycji. W Europie jest to o wiele mniejszy procent głównie ze względu na regulacje.

Konieczne są zmiany na poziomie unijnym?

José Pimenta da Gama: Mogą okazać się one niezbędne, aby stworzyć zdrowszy i aktywniejszy rynek venture capital. A ma on olbrzymią rolę do spełniania, również ze względu na specyficzną odwagę takiego kapitału.

Czyli powinniśmy wzmocnić rynek finansowy kontynentalnej Europy?

José Pimenta da Gama: Mamy już silny sektor finansowy. Powiedziałbym, że moglibyśmy mieć bardziej dynamiczną społeczność venture capital, która inwestowałaby w startupy.

Jakie informacje warto śledzić, aby zrozumieć co dzieje się w gospodarce?

Jan Mischke: Największe zmiany długookresowe, które zaszły w tej układance to geopolityka oraz kryzys energetyczny i rekonfiguracja łańcuchów dostaw. W krótkiej perspektywie odporność na inflację jest właściwym miernikiem, który pozwala na zrozumienie, jak dobrze będziemy sobie radzić przez następne 5-10 lat.

Rozmawiał Marek Tejchman
Współpraca Maria Lipińska