Rzeczywistość jest nazbyt skomplikowana, a eksperymenty gospodarcze na żywym organizmie mogą doprowadzić do katastrofy. To dwa główne powody, dla których siedzący za biurkami ekonomiści budują modele – uproszczone światy – które mają dać odpowiedzi na najróżniejsze pytania, np. czy warto wprowadzać jakąś politykę albo jaki będzie wpływ jakiegoś zdarzenia na nasze bogactwo. Immanentnym mankamentem tej techniki jest rozbieżność między modelem (uproszczeniem) a światem. W konsekwencji naukowcy stoją przed wyborem: rozbudowywać schemat, aby odzwierciedlał rzeczywistość, i ponosić ryzyko jego nadmiernego dopasowania do bieżących danych czy też nie komplikować modelu, godząc się na jego niedostosowanie.

W modelach makroekonomicznych bardzo ważną charakterystyką wpływającą na stopień skomplikowania modelu pozostaje uwzględnienie różnorodności konsumentów (w języku akademików: heterogeniczności agentów), a więc np. ich preferencji, awersji do ryzyka, ról na rynku, wykształcenia, dochodów czy majątku. Rozwój narzędzi informatycznych i mocy obliczeniowych komputerów sprawił, że nie musimy już „zaokrąglać” konsumenta, który zamieszkuje nasze światy. Bo uśrednianie i koncepcja agenta reprezentatywnego prowadziła do konieczności poprawiania modeli, gdyż nie wytrzymywały one próby czasu.
Dirk Krueger (Uniwersytet Pensylwanii), Kurt Mitman (szwedzki Institutet för internationell ekonomi) i Fabrizio Perri (Fed w Minneapolis) zbadali potencjalny wpływ zróżnicowania dochodowo -majątkowego konsumentów na przebieg cyklu gospodarczego; nawet szerzej – na szybkość dostosowania się gospodarki do nowych realiów po pewnym szoku, takim jak np. kryzys finansowy lat 2007–2008. Naukowcy wykorzystali dane z Panelowego Badania Dynamiki Dochodów (PSID), dotyczącego zarobków, dochodów, konsumpcji i majątku mieszkańców USA, i eksperymentowali z różnymi wersjami modelu cyklu koniunkturalnego, aby uzyskane wyniki były jak najbliższe rzeczywistości. W ich schemacie konsumenci (agenci) byli mocno zróżnicowani, lecz nie „uśrednieni”. Krueger, Mitman i Perri dowodzą, że kluczowa w odpowiedzi na ich pytanie część rozkładu dochodów i bogactwa to gospodarstwa domowe bez istotnego majątku netto z relatywnie niskimi dochodami (zarobkami). Zmniejszenie konsumpcji w tej grupie na początku recesji generuje znacznie większy spadek konsumpcji ogółem niż w reprezentatywnej (z uśrednionymi konsumentami) wersji modelu wzrostu gospodarstw domowych. Autorzy argumentują, że mechanizmem leżącym u podstaw tego wyniku są zwiększone oszczędności, które czynią te gospodarstwa na wypadek podwyższonego ryzyka bezrobocia, co utrudnia szybkie wyjście z recesji gospodarce jako całości.
Ale badania prowadzone z uwzględnieniem potencjalnego zróżnicowania konsumentów też nie są wolne od wad: bo jak z ich pomocą określić wpływ danej polityki na wszystkie gospodarstwa domowe, czyli na gospodarkę jako całość? Zazwyczaj jest tak, że jednym jest trochę lepiej, innym zaś nieco gorzej. Heterogeniczność komplikuje pomiar i wiele zwykłych miar dobrobytowych staje się bezużytecznymi (upraszczając: suma zmian dobrobytu poszczególnych gospodarstw nie równa się zmianie dobrobytu konsumentów jako jednolitej grupy). Nowe podejście w zmierzeniu się z tym problemem proponuje Marek Weretka (Uniwersytet Wisconsin w Madison). Co prawda zaprojektowana przez niego metoda działa pod pewnymi warunkami (wszyscy agenci są bardzo cierpliwi), ale stanowi platformę do dalszych poszukiwań i rozszerzenia badań przez innych naukowców. Tak to działa. Coś poprawiamy, ale trochę psuje się w innym miejscu i wymaga ciągłych dostosowań. Takie życie.