Za kilka lat Polska będzie użytkownikiem trzech rodzin czołgów. W skrajnym scenariuszu nawet czterech. To rozwiązanie niespotykane i drogie

W czasie niedawnej wizyty w Indiach premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zasugerował, że Zjednoczone Królestwo może przekazać Polsce czołgi Challenger 2, tak by wypełnić lukę powstałą po przekazaniu przez Warszawę czołgów T-72 Ukrainie.

Challenger 2 dla Polski?

Nie jest pewne, czy do takiego ruchu faktycznie dojdzie - polskie Ministerstwo Obrony Narodowej nie odpowiedziało na pytania DGP w tej sprawie. Z kolei brytyjski rząd precyzował później, że taka decyzja nie została jeszcze podjęta, a jeśliby do tego doszło, chodziłoby o przysłanie brytyjskich czołgów z brytyjskimi załogami.
Trudno przewidzieć, jak skończą się te rozmowy, ale patrząc na decyzje polskiego resortu obrony, można sobie w skrajnym wypadku wyobrazić, że urzędnicy będą się starali pozyskać Challengery 2. Gdyby do tego doszło, w polskich siłach zbrojnych za kilka lat mielibyśmy aż cztery rodziny czołgów.

Cztery rodziny czołgów w polskiej armii?

Do niedawna w Wojsku Polskim mieliśmy ponad 300 wiekowych czołgów T-72, których część w ostatnich tygodniach przekazaliśmy naszym wschodnim sąsiadom. Do tego dochodzi ponad 200 czołgów T-91 Twardy, które zbudowano na bazie T-72. Oprócz rodziny czołgów poradzieckich w służbie mamy także niemieckie pojazdy Leopard 2A4, których część jest obecnie modernizowana do wersji 2PL, i Leopardy 2A5. W sumie jest ich prawie 250. Trzecią rodzinę czołgów będzie stanowić podobna liczba amerykańskich Abramsów. Umowę w tej kwestii minister obrony Mariusz Błaszczak podpisał w kwietniu, a dostawy mają się zakończyć do końca 2026 r. Jeśli faktycznie dojdzie do dostaw brytyjskich czołgów, będziemy mieli do czynienia z czterema różnymi rodzajami tego typu pojazdów.
To rozwiązanie na świecie raczej niespotykane. Niemcy korzystają wyłącznie z czołgów typu Leopard 2 (wersje od A5 do najnowszych A7), Amerykanie z różnych wersji czołgów M1 Abrams (my mamy kupić najnowszą), a Rosjanie ze swoich rodzimych konstrukcji, które wiele elementów mają wspólnych.
- Brytyjski Challenger 2 jest zbudowany wręcz na przekór całemu światu. Czołgi Leopard i Abrams są gładkolufowe, mają bardzo podobną armatę i mogą korzystać z tej samej amunicji. W przypadku Challengerów 2 nie ma takiej możliwości. Ten czołg powstał w wyniku presji przemysłu brytyjskiego, a nie wojska. Teraz trwa modernizacja wspólnie z Niemcami, tak by armata była taka sama jak w Leopardach i Abramsach. Dla nas pozyskanie brytyjskich czołgów to byłoby kukułcze jajo - komentuje Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.
Wśród państw NATO taką różnorodność w kwestii czołgów można jeszcze spotkać w Grecji (także ma czołgi amerykańskie i niemieckie) oraz w Turcji, która dodatkowo pracuje nad własnym pojazdem, ale ma on cechy wspólne z Leopardami. Jest mało prawdopodobne, by te państwa musiały w bliskiej przyszłości prowadzić wielkoskalowy konflikt. Po drugie, nawet Grecja ma dwie rodziny czołgów, a nie trzy czy - w najgorszym wypadku - cztery jak Polska.

Drogo i skomplikowanie

Takie zróżnicowanie ma też konsekwencje finansowe. Konieczność utrzymywania zdolności oraz części do naprawy i użytkowania różnych typów pojazdów kosztuje więcej niż dla jednego typu. Poza tym o ile np. w kwestii Leopardów przez ostatnie lata mozolnie i z trudem budujemy kompetencje (m.in. w czasie skandalicznie opóźnionej modernizacji czołgów do wersji 2PL), to z Abramsami polski przemysł nie miał do tej pory do czynienia. Zapewne w jakimś ograniczonym zakresie będzie mógł się tego nauczyć, ale może też skończyć się tak, że z każdym poważniejszym problemem będziemy musieli się zwracać do Amerykanów, co oczywiście będzie wymagać większych pieniędzy i czasu. To można obserwować m.in. przy użytkowaniu samolotów F-16 - te maszyny często są wyłączone z użytkowania właśnie z powodu braku części.
Dodatkowo w czasie konfliktu będzie to większy wysiłek logistyczny, a gdy spojrzeć na porażki Rosjan w Ukrainie, to potwierdza się, że ten obszar może decydować o sukcesie lub porażce.
Warto również zauważyć, że prowadzone są rozmowy w sprawie programu „Wilk”, czyli budowy nowego czołgu podstawowego. I choć te pojazdy weszłyby do służby dopiero w latach 30. (rozmawiamy m.in. z Koreańczykami), w polskich siłach zbrojnych możemy doczekać się... kolejnego typu czołgu. ©℗