Jest szansa na wzrost podaży półprzewodników, ale przemysł zaczyna mieć problemy z dostawami surowców i półproduktów z Ukrainy oraz Rosji.

Jeden z największych producentów półprzewodników, amerykański Intel, ogłosił, że będzie rozszerzał swoją obecność w Europie. Wybrał też lokalizacje – największym wygranym okazały się Niemcy, które staną się lokalizacją nowego, wielkiego kompleksu produkcyjnego o wartości 17 mld dol. W Magdeburgu do 2027 r. powstaną dwa zakłady zatrudniające ok. 3 tys. osób.
Od roku wiele krajów UE rywalizowało o tę inwestycję, a w obliczu przedłużających się niedoborów półprzewodników w produkcji elektronicznej i motoryzacyjnej stała się ona jeszcze bardziej pożądana. Firma nie ujawnia, jakiego wsparcia zgodził się udzielić niemiecki rząd, ale musiało być znaczące. W kwietniu szef spółki Pat Gelsinger przyznawał, że aby utrzymać konkurencyjność w rywalizacji z Dalekim Wschodem, konieczne byłyby ulgi i pomoc w wysokości nawet 10 mld dol.
Na tym nie kończą się plany Intela. Firma zadeklarowała, że do końca przyszłego roku przeznaczy dodatkowe 12 mld euro na ukończenie fabryki budowanej w Irlandii, a chce także rozbudowywać centrum badawcze we Francji i zakład we Włoszech. Na mocarstwowych planach skorzysta również Polska – do końca przyszłego roku Amerykanie planują o połowę rozbudować laboratoria swojego oddziału w Gdańsku. W pierwszej turze inwestycji do Europy trafi 36 mld dol. Łącznie do końca kolejnej dekady będzie to 88 mld dol.
Tak szeroki europejski plan nie oznacza, że koncern zaniedba produkcję w swojej ojczyźnie. W ubiegłym roku wskazano, że w Arizonie powstanie fabryka warta 20 mld dol., tyle Intel przeznaczy również na pierwszy etap inwestycji w Ohio, która w przyszłości według koncernu ma się stać największą fabryką chipów na świecie.
Dzięki temu producent chce odzyskać swoje miejsce na rynku półprzewodników. W minionym roku stracił bowiem pozycję lidera na rzecz Samsunga i jako jedyny z 20 największych firm w branży odnotował spadek produkcji (o 1 proc.).
Unia Europejska również stawia sobie wygórowane cele – do 2030 r. chciałaby podwoić swój udział w globalnej produkcji tak, by osiągnął poziom 20 proc. W ubiegłym miesiącu Komisja Europejska ogłosiła plan rozwoju sektora w wysokości 43 mld dol. przeznaczonych na wsparcie prac badawczo-rozwojowych i nowych zdolności.
Zarówno amerykańskiej firmie, jak i europejskim politykom niełatwo będzie osiągnąć stawiane cele. Wsparciem producentów kusi również USA, a Tajwan zapowiada otwieranie kolejnych ośrodków szkolących kadrę zasilającą potem tamtejsze fabryki półprzewodników. To priorytet – chipy stanowią bowiem 20 proc. eksportu wyspy.
A amerykański potentat nie jest jedyną firmą, która skonkretyzowała właśnie swoje wcześniejsze zapowiedzi inwestycyjne. Zajmujący pierwsze miejsce Samsung w ubiegłym roku wydał na nowe zdolności ponad 39 mld dol., co oznacza pobicie rekordu z 2017 r. i wzrost o 25 proc. w porównaniu z 2020 r. Jak informuje Koreańskie Stowarzyszenie Przemysłu Chipowego, w tym roku tylko w Korei Południowej dwaj tamtejsi producenci (Samsung oraz SK Hynix) wydadzą ponad 47 mld dol. Samsung chce rozbudować swoje centrum w Pyeongtaek we wschodniej części kraju – do 2030 r. do dwóch dotychczasowych linii produkcyjnych zostaną dobudowane cztery kolejne. Pod koniec listopada ogłoszono też, że Samsung wybuduje fabrykę niedaleko Austin w Teksasie, gdzie ma już ulokowaną część swojej produkcji. Wyda na ten cel 17 mld dol., co jest największym projektem grupy od momentu rozpoczęcia działalności w USA.
Firma musi działać, bo konkurencja rzuca jej wyzwanie. Trzeci największy producent świata, tajwański TSMC, miesiąc temu poinformował, że za 7 mld dol. wybuduje nowy zakład w Japonii. Projekt nie musi się martwić o potencjalnych odbiorców – udział w nim bierze zarówno reprezentujący branżę elektroniczną Sony, jak i motoryzacyjny Denso należący do Toyoty.
W tym roku TSMC chce łącznie wydać 44 mld dol. I choć wcześniej firma nieoficjalnie dawała do zrozumienia, że produkcja w Europie jest dla niej nieopłacalna, to – jak donoszą media branżowe – po decyzji Intela coraz baczniej przygląda się temu kierunkowi. Tajwański rząd zdążył już zadeklarować wsparcie dla projektów technologicznych na Litwie. Powstanie specjalny fundusz o wartości 200 mln dol., a 1 mld będzie dostępny w ramach pożyczek. Firma realizuje też wartą 17 mln dol. budowę w Arizonie.
Do gry chcą się włączyć inne regiony świata. Foxconn dostarczający podzespoły do Apple’a prowadzi rozmowy z Arabią Saudyjską. Chodzi o zakład o wartości 9 mld dol.
Ambitne zapowiedzi poszczególnych firm będą jednak musiały się zmierzyć z wyzwaniami związanymi z wojną w Ukrainie. Jeśli zastój przemysłu motoryzacyjnego będzie się przedłużał, na rynku może się zmniejszyć zapotrzebowanie na półprzewodniki. Już teraz bowiem część koncernów ma problemy z niedoborem innych części – Volkswagen i BMW ograniczają swoją europejską produkcję z powodu braku wiązek przewodów dotychczas dostarczanych z Ukrainy.
Analitycy ostrzegają też, że konflikt może przełożyć się na zakłócenia w funkcjonowaniu produkcji z uwagi na to, że zabraknie np. niezbędnego do tego procesu neonu. Jak wyliczała firma konsultingowa Techcet, nawet połowa światowej produkcji gazu pochodzi z Ukrainy. Rosja jest z kolei jednym z głównych dostawców wykorzystywanego przy chipach palladu i odpowiada nawet za 40 proc. jego światowego wydobycia. Branża uspokaja jednak, że sobie poradzi. „Tajwańscy producenci chipów zużywają niewiele palladu, a ani Ukraina, ani Rosja nie są głównym źródłem” – zapewniał pod koniec lutego tajwański rząd. W podobnym tonie wypowiadało się też amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Półprzewodników (SIA).