Polska spodziewa się, że niemiecki sąd nie wyłączy rury spod rygoru unijnej dyrektywy gazowej. To by oznaczało, że Gazprom nie będzie mógł wykorzystywać Nord Stream 2 w stu procentach

Dziś niemiecki sąd w Duesseldorfie ma wydać wyrok w sprawie Nord Stream 2. Niewykluczone, że zezwoli na odwołanie, co z kolei sprawiłoby, że ostateczna decyzja będzie należała do federalnego sądu w Karlsruhe.
Według naszych nieoficjalnych informacji drugi możliwy, choć mniej prawdopodobny, scenariusz jest taki, że sprawa powróci do ponownego rozpatrzenia przez niemieckiego regulatora. Chodzi o Federalną Agencję ds. Sieci (BNetzA), która 15 maja 2020 r. odmówiła zwolnienia niemieckiego odcinka Nord Stream 2 ze stosowania gazowych antymonopolowych przepisów Unii. Nie można jednak zupełnie wykluczyć trzeciego scenariusza, czyli przychylenia się niemieckiego sądu do argumentów Gazpromu za wyłączeniem NS2 z unijnego reżimu. W poniedziałkowym wywiadzie dla DGP prezes PGNiG Paweł Majewski powiedział, że wyrok ten będzie „swoistym testem dla niemieckiej praworządności”.
Dlaczego niemiecki sąd zajmuje się Nord Streamem? Gazprom walczy o wyłączne prawo do użytkowania gazociągu, a jego zarejestrowana w Szwajcarii spółka Nord Stream 2 AG 11 czerwca 2021 r. złożyła wniosek o przyznanie statusu operatora rury. Tymczasem w świetle unijnych przepisów operator nie powinien być spółką kontrolowaną przez właściciela rury i dostawcę gazu, czyli Gazprom. Nie jest więc wykluczone, że w razie odmowy derogacji Gazprom musiałby sprzedać spółkę operatorską, a przynajmniej pakiet kontrolny. To niezależny operator ma bowiem dopuszczać strony trzecie do infrastruktury przesyłowej i wyznaczać opłaty tranzytowe. Na kwestię taryfy zwrócił też uwagę Majewski, mówiąc, że chodzi o to, by uwzględniała ona koszty całości gazociągu NS2, a nie tylko poszczególnych jego części. – Dopiero poddanie tego gazociągu jurysdykcji unijnej może spowodować, że jego działanie będzie w mniejszym stopniu szkodliwe dla europejskiego rynku – podkreślał.
W zależności od potrzeb Gazprom albo neguje całą dyrektywę gazową, albo twierdzi, że jest uprawiony do wyłączenia z jej stosowania. Tymczasem według unijnych przepisów mogą być do tego uprawnione tylko gazociągi do UE ukończone przed wejściem w życie nowelizacji dyrektywy, czyli przed 23 maja 2019 r. Rosyjski koncern argumentuje, że NS2 był wówczas ukończony „z ekonomicznego punktu widzenia”, choć realnie zostanie ukończony zapewne bliżej końca roku – strona rosyjska twierdzi, że już we wrześniu. Polska od początku wskazuje, że inwestycja służy pominięciu krajów tranzytowych takich jak Polska i Ukraina i przeniesieniu transportu gazu z gazociągów Jamał i Braterstwo do Nord Streamu. Gdy tak się stanie, Ukraina nie tylko straci dochody z tranzytu, ale będzie też na końcu odwróconej trasy przesyłowej z zachodu na wschód i w związku z tym może ponosić największe opłaty z tego tytułu.
Tymczasem Gazprom zarezerwował przepustowość na Gazociągu Jamalskim w kierunku Niemiec tylko do końca września 2021 r. Rosyjski dostawca nie stanął do ostatniej aukcji rocznej Gaz-Systemu, która się odbyła 5 lipca, ani nie zakontraktował przepustowości kwartalnej rury na kwartały roku gazowego 2021/2022, czyli od 1 października 2021. Aukcja na te ostatnie odbyła się 2 sierpnia. „Jednocześnie warto nadmienić, że klienci nadal mają możliwość rezerwacji przepustowości w ramach krótkoterminowych produktów (miesięcznych, dobowych i śróddziennych). Aukcje odbywają się w zaplanowanych terminach, najbliższa aukcja, w której możliwa będzie rezerwacja przepustowości w produkcie miesięcznym, odbędzie się 20 września (na październik 2021)” – napisał w odpowiedzi dla DGP polski operator Gaz-System.
Uczestnikiem postępowania przed niemieckim sądem w sprawie derogacji dla Nord Stream 2 jest PGNiG. Spółka wskazywała, że dla korzystnego dla Polski i regionu wyroku w tej sprawie pomocne jest rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości UE z 15 lipca. TSUE oddalił wtedy odwołanie Niemiec od korzystnego dla Polski wyroku sądu UE z września 2019 r. dotyczącego Opalu, czyli lądowej odnogi Nord Stream 1. Warszawa odwołała się od decyzji niemieckiego regulatora o wyłączeniu gazociągu Opal z obowiązku stosowania unijnych regulacji zakazujących monopolizowania infrastruktury przesyłowej w UE. Co ciekawe, stanowisko Berlina poparła wówczas KE. Ponadto unijny trybunał nakazał stosowanie testu solidarności energetycznej przy tego typu decyzjach.
Polska spółka gazowa stara się też zostać stroną tzw. postępowania certyfikacyjnego dla Nord Stream 2, które dopuści gazociąg do użytkowania w Niemczech. Postępowanie to może potrwać 6–7 miesięcy od jego uruchomienia.
W Europie rosną obawy o zapasy błękitnego paliwa na zimę. Według komentatorów to efekt konsekwentnej polityki ograniczania dostaw do Europy przez Gazprom, który chce wzmocnić presję na szybkie uruchomienie Nord Stream 2. To pierwsze tak ostre zagranie gazem przez Moskwę od 2009 r., kiedy kurek z paliwem płynącym przez Ukrainę został zakręcony na prawie dwa tygodnie, a nad Europą zawisło widmo zimnych kaloryferów. W najtrudniejszej sytuacji są przyszli odbiorcy paliwa z NS2: Niemcy, Austria i Holandia, oraz ofiary poprzednich kryzysów gazowych: Bułgaria, Słowacja i Ukraina. Polska, która dzięki dywersyfikacji dostaw zapełniła magazyny w niemal 90 proc., jest stosunkowo bezpieczna, choć na dłuższą metę możemy odczuć wyższe ceny surowca na światowych rynkach. Polska nadal toczy też bitwy prawne, które w razie wygranej ograniczą negatywny wpływ NS2 na nasz region. Dziś sąd w Duesseldorfie może rozstrzygnąć, czy nowa nitka będzie objęta unijnym reżimem ustalania taryf przesyłowych i dopuszczania konkurentów do gazociągu.