Koronawirus miał demokratyczny charakter, bo przynajmniej teoretycznie każdy był podobnie narażony na zakażenie. W przeszłości mieliśmy już pandemie i katastrofy powodujące ogromną liczbę ofiar, a przy tym zmniejszające nierówności. Przypuszczenia, że taki skutek przyniesie również COVID-19, możemy już włożyć między bajki, bo pierwsze dane z Polski tego nie pokazują.

Często uważa się, że głównymi czynnikami niwelującymi nierówności były klęski żywiołowe (epidemie lub trzęsienia ziemi) i niepokoje społeczne (wojny i rewolucje). Najbardziej wyrazistym przykładem jest czarna śmierć z lat 1347–1352, która zabiła nawet połowę populacji Eurazji. Wydaje się, że w kilku społeczeństwach europejskich dysproporcje majątkowe zaczęły się potem zmniejszać. Pandemia dziesiątkowała ludzi, a kapitał pozostał nienaruszony, przesuwając równowagę ekonomiczną na korzyść pracy.
Obecna epidemia jest czasami nazywana wielkim wyrównywaczem, ale naukowcy z Utrechtu i Wageningen pokazują, dlaczego może być odwrotnie. Opublikowane w marcu opracowanie Basa van Bavela i Martena Scheffera dowodzi, że w historii większość katastrof i pandemii jednak zwiększała nierówności. To, czy takie wydarzenia pełnią rolę niwelatorów, czy nie, zależy najczęściej od rozkładu bogactwa gospodarczego i politycznego wpływu w społeczeństwie w momencie kryzysu.
W większości przypadków było jednak odwrotnie. Mimo różnic w charakterze wstrząsów, po większości katastrof nastąpiło zwiększenie luki majątkowej. Badania holenderskich naukowców pokazują dwojaki efekt. Po pierwsze, dystrybucja bogactwa i instytucje społeczeństw w momencie szoku w dużym stopniu wpłynęły na skutki pandemii. Po drugie, reakcje instytucji zależą od układu politycznego w społeczeństwach. W kryzysie zasady często są pisane na nowo. Grupy o największej sile nacisku mogą zatem wykorzystać okazję do dostosowania reguł instytucjonalnych, kształtując długoterminową dystrybucję bogactwa. Ponieważ większość społeczeństw była historycznie nierówna, rezultatem było dalsze pogłębianie się dysproporcji.
Na przestrzeni wieków zdarzały się wyjątki, w których zwykli ludzie mieli możliwość oddziaływania na instytucje w kształtowaniu reakcji na kryzys poprzez organizacje takie jak cechy, bractwa, związki zawodowe, spółdzielnie i ruchy polityczne. W krajach, w których taki wpływ na rządy jest słaby, reakcje na nowe kryzysy, jak pandemia, mogą zwiększać nierówności, zamiast je zmniejszać. Ponadto, wyjaśniając wpływ katastrof na równość, musimy rozróżnić bezpośrednie skutki, średnioterminowe skutki środków podjętych w odpowiedzi na katastrofę i pośrednie skutki w dłuższej perspektywie. W społeczeństwach, w których wpływ ludzi na państwo był niewielki, reakcje na nowe kryzysy mogą zwiększać nierówności. Badania te są ostrzeżeniem przed tym, co może nas czekać w najbliższych latach.
Nierówności dochodowe mierzone przez GUS wskaźnikiem Giniego wzrosły wyraźnie w 2020 r. z poziomu 0,301 w 2019 r. do 0,313 w 2020 r. Wzrost nierówności był taki sam wśród mieszkańców wsi i miast. Co kluczowe, w przeszłości wskaźnik ten systematycznie malał, od 2014 r. do 2017 r. z 0,338 do 0,298. Obecnie większe nierówności występują wśród mieszkańców wsi (0,310) niż miast (0,301). Ostatnie postępy Polski w obniżaniu nierówności zostały odwrócone. Sukcesy szczodrej polityki społecznej zniweczył rok pandemii. Dlaczego? Część osób z sektora usług, który nie działał w 2020 r., ukryła się w KRUS, zaniżając dochody rolników. Postojowe rzędu 80 proc. wynagrodzenia i zasiłki opiekuńcze zmniejszyły dochody wielu rodzin. Osoby, które straciły pracę, także miały niższe dochody.
Kryzys w największym stopniu doświadczył 20 proc. społeczeństwa o najniższych zarobkach, gdzie dochód nominalny spadł rok do roku o 6 proc. Ponieważ odbicie części sektorów nastąpiło stosunkowo szybko, a inne miały ujemne wyniki przez cały rok, mieliśmy do czynienia z odbiciem w kształcie litery K, bo część sektorów szła do góry, a część w dół. To też się odbiło na dochodach gospodarstw domowych. Jednym się powiodło, bo pracowali w budownictwie, e-commerce czy doręczaniu przesyłek. Pracującym w gastronomii i hotelarstwie niekoniecznie. Ci ostatni musieli żyć z pomocy publicznej i własnych oszczędności lub się przebranżawiać.
Pewien poziom nierówności jest pożądany, ponieważ stanowi bodziec motywacyjny do pracy i rozwoju. Ale im większe nierówności, tym więcej problemów społecznych i ekonomicznych. Trochę jak cukier, który krzepi, a w dużych ilościach zabija. Nierówności hamują wzrost gospodarczy, przyczyniają się do pogorszenia jakości edukacji, zwłaszcza wśród uboższych. Andrew Berg i Jonathan Ostry z MFW twierdzą, że wysokie nierówności, które ograniczają dostęp do szkolnictwa i usług medycznych wysokiej jakości, wpływają na nastroje polityczne i potencjalnie mogą wydźwignąć do władzy populistów. Niepokoje społeczne towarzyszące pandemii mogą tę tezę potwierdzać.
Nierówności to marnowanie potencjałów. W społeczeństwach, gdzie są one duże, kanały awansu społecznego są zablokowane lub ograniczone. Oznacza to, że zdolne osoby z nizin społecznych mają małe szanse na awans, a to z kolei jest marnowaniem ich potencjału i podkopywaniem merytokratycznego charakteru społeczeństwa i gospodarki. Kolejne badania pokazują też negatywny wpływ na długość życia, zdrowie publiczne, psychiczne, a nawet otyłość. W Polsce, gdzie jednym z istotniejszych czynników rozwoju są ludzie, ich wiedza i ciężka praca, zbyt duże nierówności mogą być barierą rozwojową.
Zgodnie z teorią rozwoju gospodarczego Odeda Galora i Josepha Zeiry, kapitał ludzki nie podlega wymianie handlowej i nie może być przekazany innym, a w wymiarze indywidualnym podlega działaniu prawa malejących przychodów marginalnych. Tym samym niemożliwe jest, aby wysokie inwestycje w kapitał ludzki nielicznych zamożnych jednostek rekompensowały brak inwestycji wśród licznych osób ubogich. Przypomnijmy sobie o roku spędzonym przez młodzież w domach, o studentach, którzy nigdy nie byli na kampusie, czy o gorszych wynikach matur po pandemii. W tej sferze skutki koronawirusa będą odczuwalne przez wiele lat, potęgując efekt nierówności dochodowych.
Dlatego jest tak ważne, by tworzyć instytucje z myślą o zwykłych obywatelach, a nie o elitach, czy jest to system podatkowy, czy system edukacji. Ten pierwszy musi w znacznie mniejszym stopniu obciążać osoby najuboższe, a jednocześnie gwarantować częściowe bilansowanie się przychodów sektora finansów publicznych. Tak rozumiem zmiany w podatkach i składkach – jako pójście w kierunku europejskiej normalności. Sytuacja, w której system jest stworzony tak, że lepiej zarabiający płacą niższe podatki i składki, jest niespotykana na skalę światową. Historia już pokazała, że bez tego czeka nas drastyczny wzrost nierówności, a w konsekwencji jeszcze większa polaryzacja.
Pandemia odwróciła ostatnie postępy Polski w obniżaniu nierówności. W perspektywie czasu może to stworzyć dodatkowe bariery rozwojowe