Rząd zakłada, że albo – nie wiadomo z czego – sami pokryjemy opłatę reprograficzną, albo naszych klientów przejmie zagranica, a my – i inne polskie firmy – znikniemy z rynku - mówi Andrzej Przybyło, prezes firmy AB, dystrybutora sprzętu elektronicznego.
Rząd zakłada, że albo – nie wiadomo z czego – sami pokryjemy opłatę reprograficzną, albo naszych klientów przejmie zagranica, a my – i inne polskie firmy – znikniemy z rynku - mówi Andrzej Przybyło, prezes firmy AB, dystrybutora sprzętu elektronicznego.
Rozmawiamy przez telefon. Do czego pan go jeszcze używa?
Do e-maili i SMS-ów.
A filmy, muzyka?
Jestem na to zbyt zajęty.
Dla wielu osób smartfon to małe centrum multimedialnej rozrywki. Co jest argumentem artystów za obciążeniem tych urządzeń opłatą reprograficzną – bo to oni dostarczają multimedialnych treści. Czy nie byłoby więc przyzwoicie im za to zapłacić?
Za co? To artyści mają korzyści ze sprzętu, bo dzięki temu ludzie ich słuchają i oglądają – a nie na odwrót. I już dostają wynagrodzenie.
Jak to?
Za dostęp do treści online użytkownik przeważnie płaci abonament – w przypadku mojej rodziny jest to np. Spotify. Mając dostęp do milionów utworów, z playlistami na każdą okazję, nie odczuwamy najmniejszej potrzeby kopiowania czegokolwiek. I myślę, że nie jesteśmy w tym odosobnieni. A ta tendencja jeszcze się wzmocni: niedługo upowszechni się 5G, przechowywanie w chmurze – i kopiowanie utworów na jakiekolwiek nośniki całkiem przejdzie do lamusa.
Artyści powinni więc szukać pieniędzy tam, gdzie są subskrypcje. Bo teraz platformy streamingowe oddają im tylko niewielką część przychodów. Powinni więc dążyć do wynegocjowania sobie wyższych stawek z tymi gigantami, a nie nakładać opłaty na smartfony i inne urządzenia – bo ten model korzystania z treści zanika. Opłata reprograficzna to przeżytek.
Objęcie nią najpopularniejszego sprzętu elektronicznego ma tę opłatę unowocześnić.
Tylko że na to już za późno. Czy pani jeszcze cokolwiek kopiuje? Bo ja nie. Nawet moja teściowa korzysta z playlisty i nie bawi się w ściąganie piosenek na żaden nośnik.
A przypomnę, że uzasadnieniem opłaty reprograficznej jest to, iż stanowi ona odszkodowanie za kopiowanie utworów na własny użytek. Tak mówi dyrektywa unijna. Co więcej, pieniądze muszą trafiać do twórcy, który poniósł szkodę przez to kopiowanie. Tu podstawą są badania popularności artystów w danym kraju: zakłada się, że najchętniej kupowane płyty są też najczęściej kopiowane. Na to jest cały schemat i nie można tym manipulować. Więc jak mamy uwierzyć, że szkody artystów wzrosły nagle ponad 30-krotnie?
Skąd ta liczba?
Dotychczas z opłaty organizacje zbiorowego zarządzania zbierają 30 mln zł rocznie, a teraz chcą kwot rzędu miliarda.
Resort kultury mówi, że na fundusz dla artystów wpłynie 300 mln zł.
To tylko na razie tak wygląda, bo na liście nie umieszczono smartfonów. Ale pozostają w grze, artyści nie odpuszczą. I jest jeszcze kwestia stawek opłaty. Teraz w projekcie najwyższa to 4 proc. Ale wcześniej była mowa o 6 proc. – jeśli ten pomysł też wróci, to zbierze się jeszcze więcej – nawet ponad 1,3 mld zł.
Wróci albo nie. Na razie mówimy o 4 proc. od laptopów, tabletów, dysków, nagrywarek, dekoderów z funkcją nagrywania. To taki duży problem dla branży? Opłatę można wliczyć w koszty i odzyskać jej część w zmniejszonym podatku dochodowym.
To jest narracja ZAiKS-u: że stawki są niskie i dotyczą bogatych producentów sprzętu. A prawda jest taka, że zapłacą importerzy – polskie firmy, jak nasza. Tymczasem my działamy z marżą netto 0,8 proc., bo tak konkurencyjna jest branża handlu elektroniką.
Zaraz, zaraz. W czwartym kwartale ub.r. wygenerowaliście ponad 4,2 mld zł przychodów, prawie 1/3 więcej niż rok wcześniej. Niemal podwoiliście zysk netto. A pan narzeka?
Musieliśmy obniżyć ceny i nasza marża procentowa w czasie pandemii spadła.
Przecież raportujecie wzrost rentowności sprzedaży.
Marża handlowa bez odjęcia kosztów wyniosła 2,44 proc. (a przed rokiem 2,64 proc.). W całym II półroczu ub.r. spadek był nawet mocniejszy (o 0,33 p. proc.). Wzrost wyniku był spowodowany tylko przez wzrost obrotów, optymalizacje kosztów i efekt dźwigni operacyjnej.
Jak pani widzi, nasze marże zmieniają się o ułamki procent. W kontekście planowanej opłaty 4 proc. to nie ma żadnego znaczenia.
A ile zapłaciliście opłaty reprograficznej? Bo tej informacji nie ma w raporcie giełdowym.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy zapłaciliśmy ponad 4 mln zł. I teraz proszę mi powiedzieć: jeżeli po odjęciu kosztów mam 0,8 proc. marży netto, to jak mogę wziąć na siebie jeszcze 4-procentową opłatę? Przy czym 4 proc. to jest stawka od ceny brutto, więc po przeliczeniu na netto (cena towaru bez VAT – red.) opłata reprograficzna wyniesie 4,92 proc. To sześć razy więcej, niż mamy zysku.
Liczyliśmy, jak to będzie w przypadku notebooków, gdzie mamy jeszcze mniejszą marżę. Zarabiamy na ich sprzedaży ok. 15 mln zł, a opłata za ten obrót będzie wynosiła 118 mln zł! Mamy więc o co walczyć. Jeżeli te przepisy wejdą w życie, to bez podniesienia cen będziemy mieli takie straty, że trzeba będzie zwijać firmę.
Jak podniesiecie ceny, to nie stracicie na opłacie. Przerzucicie ją dalej.
Tylko że możemy przez to stracić odbiorców. Nawet autorzy ustawy przyznają, że „w Polsce podnoszenie cen nie wydaje się możliwe, gdyż konsumenci zaczną kupować w Niemczech, gdzie już obecnie wiele sklepów online oferuje wysyłkę do Polski bez dodatkowych kosztów” (tak napisano w poświęconym ustawie o uprawnieniach artysty zawodowego serwisie Artystazawodowy.pl – red.). Czyli rząd zakłada, że albo – nie wiadomo z czego – sami pokryjemy opłatę, albo naszych klientów przejmie zagranica, a my – i inne polskie firmy – znikniemy z rynku.
Chce pan powiedzieć, że 4 proc. opłaty was załatwi? Firmę o miliardowych obrotach na rosnącym rynku? Sami podajecie w raporcie okresowym, że rynek dystrybucji sprzętu IT w Polsce wzrósł o 30 proc. w ub.r., a smartfonów o niemal połowę.
Dla kupujących liczy się przede wszystkim cena. Porównywarki internetowe w sekundę pokażą pani najtańszą ofertę. Stamtąd jedno kliknięcie do sklepu w Niemczech – tamtejszych firm opłata reprograficzna nie obowiązuje, gdy sprzedają do Polski – czy w Chinach i gotowe. Nikt nie będzie przepłacał. W rezultacie sektor, który zatrudnia w Polsce 100 tys. ludzi i płaci tu podatki, będzie się musiał zwinąć.
A planowana opłata reprograficzna też nie zostanie pobrana, bo nie będzie jej już komu płacić. Internetowe sklepy zagraniczne tego nie zrobią. Nie ma żadnego mechanizmu, żeby cokolwiek z nich wyegzekwować. Przecież nikt nie będzie kontrolował milionów przesyłek.
Nie przesadza pan z tym czarnowidztwem?
To podam przykład. AB sprzedaje twarde dyski. Na podstawie obecnych przepisów jeden ich rodzaj – HDD – jest obciążony opłatą, a drugi – SSD – nie. I na tych z opłatą mamy 2,5-krotnie mniejszy udział w rynku. A stawka wynosi tylko 1 proc. I mimo maksymalnego zejścia z marży to wystarczy, żebyśmy przegrywali z dostawcami, których opłata nie obowiązuje. Ustawa o artystach to coś gorszego od piątki dla zwierząt. Zniszczy polską branżę handlu elektroniką, w której pracuje 100 tys. ludzi. A potem rząd powie, że nie był świadomy tego zagrożenia.
Ten scenariusz opiera się na założeniu, że po podwyżce cen nikt nie kupi waszego sprzętu. Dla urządzenia za 2 tys. opłata wyniesie 80 zł. To jest powód, żeby zrezygnować z zakupu?
To jest prawie 100 zł. Na tak konkurencyjnym rynku to robi ogromną różnicę. Porównywarki cenowe są bezlitosne. Czasami słyszę: podnieście marżę o 0,1 pkt proc., to rocznie zarobicie 10 mln zł więcej. Proszę, niech ktoś przyjdzie i taką marżę uzyska. U mnie 0,1 pkt proc. decyduje, czy mam transakcję, czy ją straciłem.
A jak jest w Czechach, gdzie też działacie? Według mapy przygotowanej przez ministerstwo kultury obowiązuje tam opłata m.in. od smartfonów.
Tak wynika z tej mapy, ale nasza firma w Czechach mówi, że od smartfonów opłata nie jest pobierana. Płacimy natomiast od komputerów. Ale nie od wartości urządzenia, jak ma być w Polsce, tylko od wartości twardego dysku zainstalowanego w komputerze, ryczałtowo. Stawka to ok. 5 zł za sztukę. Co przy średniej wartości komputera 2900–3000 zł daje 0,17 proc.
Na takim poziomie opłata w Polsce byłaby dla was do przyjęcia?
Przede wszystkim powinniśmy zacząć od uszczelnienia systemu, który mamy. Musi być wreszcie tak, że wszyscy, którzy według prawa są zobligowani do płacenia opłaty reprograficznej, rzeczywiście będą to robić. Bo jeśli równolegle będą sprzedawać firmy, które unikają ponoszenia jej dzisiaj, to po rozszerzeniu opłaty na nowe urządzenia będziemy na zupełnie straconej pozycji.
Jednak największym problemem w dyskusji o opłacie reprograficznej jest to, że zaczyna się ją od konieczności rekompensaty rzekomych strat artystów spowodowanych przez użytkowników urządzeń elektronicznych, a kończy na tym, czy kogoś stać na finansowanie celu społecznego, jakim jest socjalne wsparcie twórców. Jeżeli o tym, kto wesprze artystów, ma decydować kryterium zysków, to znam wiele branż dużo bardziej zyskownych niż nasza.
Skoro to taki poważny problem, to dlaczego nie ostrzegacie akcjonariuszy przed opłatą reprograficzną?
Bo nie mieliśmy jeszcze projektu ustawy. Ale mówiliśmy o tym na spotkaniach z inwestorami.
Chciałbym też zwrócić uwagę, że wprowadzanie opłaty, żeby finansować emerytury dla jednej grupy zawodowej, to niebezpieczny precedens. Bo zaraz odezwą się inni, którzy też nie mają łatwo. I zacznie się: „Jak to, nie dasz na pielęgniarki?” itd. To doprowadzi do eskalacji żądań i antagonizowania ludzi. Poza tym to jest zwijanie się państwa – rząd przerzuca na firmy z jednej branży sprawę, którą sam powinien załatwić. Jeśli chce pomagać artystom i uważa, że im się należy – niech to robi z budżetu.
No właśnie chodzi o to, żeby twórcy mieli własne pieniądze z opłaty reprograficznej i nie byli na niczyim garnuszku. I żeby uwspółcześnić listę urządzeń, która dziś obejmuje kasety VHS i inne nośniki z lamusa oraz archaiczne sprzęty w rodzaju kserokopiarki.
To jest to, o czym mówiłem na początku. Trzeba obciążyć opłatą serwisy streamingowe. Musi nastąpić renegocjacja warunków, na jakich Spotify i inne platformy płacą wykonawcom. A państwo powinno wreszcie poważnie pomyśleć o podatku cyfrowym. Natomiast obecny projekt ustawy jest złym pomysłem. Żadna branża nie udźwignie samodzielnie obciążenia w kwocie od kilkuset milionów do miliarda złotych rocznie, bo została wylosowana do odstrzału.
Podsumujmy: bez podwyżki cen opłata wpędzi was w straty, a po podwyżce ludzie przestaną od was kupować. To co pan zrobi jako prezes firmy, gdy ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego wejdzie w życie?
Podniosę ceny, bo inaczej musiałbym zbankrutować natychmiast. I pójdę chyba z pielgrzymką do Częstochowy, żeby ktoś się w rządzie opamiętał.
Rozmawiała Elżbieta Rutkowska
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama