Zapytaliśmy Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operatora systemu przesyłowego, o przyczyny i skutki poniedziałkowej awarii stacji w Rogowcu, która wyłączyła 10 bloków największej elektrowni w kraju, i wnioski, jakie należy z niej wyciągnąć na przyszłość.
Zapytaliśmy Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operatora systemu przesyłowego, o przyczyny i skutki poniedziałkowej awarii stacji w Rogowcu, która wyłączyła 10 bloków największej elektrowni w kraju, i wnioski, jakie należy z niej wyciągnąć na przyszłość.
– Przyczyny zakłócenia będą wnikliwie badane i analizowane przez PSE, by wyciągnąć wnioski na przyszłość i ograniczyć ryzyko wystąpienia podobnych sytuacji w przyszłości – odpowiedziała DGP rzeczniczka operatora Beata Jarosz-Dziekanowska. Jej zdaniem wymaga to ustalenia przebiegu zdarzeń nie tylko na stacji Rogowiec i w Elektrowni Bełchatów, lecz także w innych punktach systemu. – Obecnie jest za wcześniej, by wskazywać jednoznacznie, z czego wynikały te perturbacje – stwierdziła.
Zapytana, co uratowało polski system energetyczny w obliczu tak dużego ubytku mocy, odparła, że został on niezwłocznie zbilansowany przez PSE. Uruchomione zostało wytwarzanie w elektrowniach szczytowo-pompowych oraz rezerwy cieplne w pracujących elektrowniach. Tzw. międzyoperatorski import energii z Czech, Słowacji i Niemiec sięgnął zaś 1–1,5 GW. – Krajowy System Elektroenergetyczny pracował i pracuje stabilnie, a odbiorcy nie odczuli perturbacji. Zakłóceń nie zawsze można uniknąć, ale rolą operatora jest przygotowanie się do nich i zapewnienie bezpiecznej pracy systemu niezależnie od zakłóceń. Tak było w tym przypadku – dostępne mechanizmy zaradcze okazały się wystarczające – podkreśliła Jarosz-Dziekanowska.
Wszystkie mechanizmy rezerwowe i ratunkowe zadziałały, pozostaje jednak pytanie o koszty. Operator podkreśla, że w trakcie awarii i zaraz po niej priorytetem było zapewnienie stabilnej pracy systemu i jak najszybsze przywrócenie bloków do pracy. – Kwestie kosztów i ewentualnych rozliczeń będą przedmiotem analiz i kalkulacji – powiedziała nam rzeczniczka PSE.
Ewentualne szkodę będzie też szacować Polska Grupa Energetyczna, właściciel elektrowni w Bełchatowie.
W poniedziałek po południu rynek zelektryzowała informacja o wyłączeniu 3,6 GW mocy z systemu, czyli 10 z 11 bloków należącej do PGE elektrowni. Zapewnia ona 20 proc. potrzebnego w kraju prądu. Wkrótce okazało się, że miało to związek z zakłóceniem pracy należącej do PSE stacji elektroenergetycznej Rogowiec, do której bloki te są przyłączone. Na szczęście awarię już po pół godzinie udało się usunąć, nie trzeba było odcinać odbiorców od prądu, m.in. dzięki międzyoperatorskiemu importowi z Czech, Słowacji i Niemiec. Wspomagają się nim w razie awarii operatorzy systemów elektroenergetycznych. Import energii odbywa się też w ramach transakcji handlowych zawieranych na Towarowej Giełdzie Energii i tak było w czasie tej awarii. Ceny energii na rynku bilansującym w ciągu kilku godzin skoczyły z ok. 280 zł za MWh do niemal 1500 zł za MWh.
Po przywróceniu stacji w Rogowcu do normalnej pracy następnym etapem usuwania skutków awarii było ponowne włączenie bloków w Bełchatowie, co jest operacją złożoną i czasochłonną. We wtorek po południu uruchomione było już 9 z 10 wyłączonych bloków i finalizowane były prace nad uruchomieniem ostatniego.
Prezes spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna Wioletta Czemiel-Grzybowska napisała na Twitterze, że w samej Elektrowni Belchatów nie było awarii, a bloki wyłączyły się automatycznie, czyli tak jak powinny, po awarii rozdzielni PSE. Bełchatowski blok o największej mocy, który nie został odłączony, obsługiwany jest przez inną stację.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama