Zapowiedziana strata PKO BP, największego krajowego banku, związana z wejściem w ugody z frankowiczami oznacza, że ubiegłoroczny wynik całego sektora bankowego skurczy się być może nawet poniżej 2 mld zł. Poprzednio z tak niskimi zyskami mieliśmy do czynienia jeszcze w poprzednim stuleciu.

Koszty rozwiązania frankowego problemu sprawiają, że znaczenia nabiera to, w jaki sposób będą one rozliczane podatkowo. Resort finansów „w stosownym czasie poinformuje” o wydłużeniu obowiązującego do końca roku rozporządzenia pozwalającego bankom wrzucać umorzenia części kredytów w koszty.

Jeszcze niedawno Komisja Nadzoru Finansowego informowała, że działające w Polsce banki były w sumie 6,9 mld zł na plusie. Sytuację zmienia piątkowa informacja PKO BP mówiąca, że zamiast 2,65 mld zł zysku za 2020 r. podawanego wstępnie w lutym, będzie miał 2,5‒2,6 mld zł straty. Bank przedstawi raport roczny pod koniec tego tygodnia. Pogorszenie jest związane z uchwaleniem na walnym zgromadzeniu, że powstanie fundusz, z którego będą pokrywane koszty ugód z klientami spłacającymi walutowe kredyty hipoteczne.
Trudniej o kredyty
W efekcie można jednak szacować, że wynik sektora bankowego za ubiegły rok to mniej niż 2 mld zł. Ostatni raz z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 1998 r. W dużej mierze również za sprawą PKO BP. Bank był wówczas podmiotem w 100 proc. zależnym od Skarbu Państwa i musiał utworzyć duże rezerwy związane z tzw. starym portfelem kredytów mieszkaniowych. Miało wtedy również miejsce pogorszenie koniunktury związane z serią kryzysów walutowych w krajach dalekowschodniej Azji z poprzedniego roku, do czego w 1998 r. doszedł kryzys finansowy w Rosji.
Koszt ugód na wzór PKO jest szacowany w skali sektora na ok. 35 mld zł
Tamto pogorszenie zyskowności nie było jednak tak drastyczne, jak obecne. Stopa zwrotu z kapitału w sektorze, nawet z uwzględnieniem straty największego gracza, była niewiele niższa od 10 proc. W jej osiągnięciu pomagały wysokie stopy procentowe. Trzymiesięczny WIBOR wynosił wówczas średnio niemal 20 proc. (wysokie stopy były głównym powodem, dla którego jeszcze pod koniec lat 90. praktycznie nie istniała sprzedaż hipotek).
Biorąc pod uwagę stopę zwrotu z kapitału, 2020 r. będzie można porównać z rokiem 1994 – czyli okresem wychodzenia z kryzysu bankowego, jaki wybuchł rok wcześniej. Był związany z problemami ze spłatą kredytów ze strony państwowych firm, których funkcjonowanie załamało się w wyniku transformacji gospodarki centralnie sterowanej w rynkową.
Pogorszenie zyskowności oznacza nie tylko brak możliwości wypłaty dywidendy (nadzór chce, by przynajmniej do połowy roku banki powstrzymały się od dzielenia się zyskami z udziałowcami), lecz także ogranicza możliwości rozwoju akcji kredytowej. Od zgromadzonego kapitału zależy to, jak wiele kredytów może mieć w swoim bilansie bank.
PKO BP przetarł szlak, ale konieczność rozwiązania problemu kredytów walutowych odbije się także na wynikach innych instytucji. Na razie problem dawał o sobie znać w postaci rezerw na tzw. ryzyko prawne związane z kredytami. W ubiegłym roku ich wartość przekroczyła 5 mld zł. Koszt ugód na wzór PKO jest szacowany w skali sektora na ok. 35 mld zł. W innych instytucjach na razie nie zapadły formalne zgody w sprawie wejścia w programy ugód. Wczoraj nad taką uchwałą mieli głosować akcjonariusze Banku Ochrony Środowiska (większościowym udziałowcem jest państwowy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej). Sprawa została jednak zdjęta z porządku obrad. Większość banków wstrzymuje się z formalnymi uchwałami do rozstrzygnięć, jakie będą zapadały w sądach (patrz ramka). Skrajny scenariusz to unieważnienie umów kredytowych. Według wyliczeń KNF może to oznaczać dla sektora koszt rzędu 230 mld zł (podobna jest wielkość funduszy własnych wszystkich działających u nas banków).
Liczą się podatki
Pojawienie się wysokich kosztów sprawia, że znaczenia nabierają podatki. Banki były w poprzednich latach największymi płatnikami podatku dochodowego od osób prawnych. W przypadku ugód do końca roku mogą liczyć na możliwość zaliczenia kwoty umorzonego kapitału kredytów do kosztów podatkowych. Tyle że pozwalające na to rozporządzenie resortu finansów obowiązuje tylko do końca roku.
„MF w stosownym czasie poinformuje o możliwości wydania kolejnego rozporządzenia w sprawie zaniechania poboru podatku PIT i CIT od niektórych dochodów (przychodów) związanych z kredytem hipotecznym udzielonym na cele mieszkaniowe” – informuje resort w odpowiedzi na pytanie DGP o plany przedłużenia obowiązywania obecnych przepisów.
Czy możliwe są inne rozwiązania, które zachęciłyby banki do ugód? „Ministerstwo Finansów analizuje prace UKNF i sektora bankowego dotyczące rozwiązania kwestii kredytów walutowych. W ocenie Ministerstwa Finansów sektor bankowy powinien zwiększyć swoje zaangażowanie w inicjatywach i aktywnościach dotyczących kredytów walutowych” – to standardowa odpowiedź, jakiej resort udzielał także na nasze wcześniejsze pytania dotyczące propozycji nadzoru dotyczącej zmian w wagach ryzyka dotyczących walutowych hipotek.
Zachęta do ugód padła jednak niedawno ze strony Krajowej Informacji Skarbowej. BNP Paribas Bank Polska wystąpił o interpretację dotyczącą rozliczenia CIT w przypadku unieważnienia kredytu. Chciał się dowiedzieć, czy będzie miał możliwość ujęcia takiego wydarzenia w kosztach.
„W sytuacji przedstawionej we wniosku podatkowe rozliczenie skutków nieważnej umowy kredytu powinno być dokonane po stronie przychodów, a nie kosztów uzyskania przychodów. Skoro bowiem pierwotnie zostały wykazane przychody (…), to nie można uznać, że dokonywane obecnie zwroty kwot klientom stanowią koszty związane z tymi nienależnymi bankowi przychodami” – stwierdziła skarbówka. „Dokonywanego obecnie zwrotu środków pieniężnych, które nie mogły stanowić majątku Banku, gdyż nie istniała prawnie skuteczna czynność prawna pozwalająca wpłaty od klientów za taki majątek uznać, nie można uznać za koszt (wydatek) rozumiany jako pomniejszenie majątku/aktywów banku” ‒ dodano.
Z punktu widzenia banku możliwość korekty przychodów i związanego z nimi podatku to w najlepszym razie połowiczny sukces. Korekta może sięgnąć pięć lat wstecz, gdy kredytów udzielano co najmniej 10 lat temu. W przypadku ugód jest inaczej – tu bowiem nie ma unieważnienia, a więc z prawnego punktu widzenia kredyt cały czas istniał.
Z naszych informacji wynika, że o podobne interpretacje wystąpiły również mBank i Millennium. Ostatecznie miały jednak wycofać swoje wnioski. Oba banki odmówiły komentarza.
Frankowe sądne dni
Pojutrze Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma udzielić odpowiedzi na kolejne pytania prejudycjalne zadane przez polski sąd w sprawie dotyczącej kredytów frankowych. Pytania dotyczą m.in. możliwości zastąpienia w umowie kursu pochodzącego z tabeli bankowej kursem banku centralnego, a także tego, czy osoba, która domaga się unieważnienia umowy, powinna być poinformowana przez sąd o możliwych roszczeniach ze strony banku, w tym o tzw. koszt kapitału. Pytania, których będzie dotyczyć czwartkowa rozprawa w TSUE, zostały zadane przez sąd w Gdańsku w związku ze sprawą wytoczoną Bankowi BPH.
Oczekiwanie na to rozstrzygnięcie było jednym z powodów, dla których I prezes Sądu Najwyższego przełożyła na 11 maja posiedzenie Izby Cywilnej SN w pełnym składzie, na którym mają być udzielone odpowiedzi na jej pytania dotyczące kwestii kredytów walutowych. Dotyczą one m.in. możliwości zastąpienia w umowie kursu „bankowego” kursem średnim NBP i „kosztu kapitału”, ale także momentu, od którego biegnie przedawnienie roszczeń banków w przypadku unieważnienia kredytu. W skrajnym przypadku może się okazać, że klienci nie musieliby zwracać pożyczonych pieniędzy.
7 maja ma się z kolei odbyć przełożone posiedzenie „siódemkowego” składu Izby Cywilnej SN, który ma odpowiadać na pytania zadane przez rzecznika finansowego.
Kryzysowa rentowność / Dziennik Gazeta Prawna