Branże energochłonne mają nadzieję na szybkie wdrożenie zapowiadanego przez Unię i polski rząd podatku węglowego. Choć część ekspertów wskazuje, że nie przyniesie on spodziewanego rezultatu.
Branże energochłonne mają nadzieję na szybkie wdrożenie zapowiadanego przez Unię i polski rząd podatku węglowego. Choć część ekspertów wskazuje, że nie przyniesie on spodziewanego rezultatu.
Kwestia podatku na produkty spoza Unii Europejskiej, przy wytwarzaniu których powstają duże ilości gazów cieplarnianych, nabiera rozpędu. W tym miesiącu inicjatywę poparł Parlament Europejski. Premier Mateusz Morawiecki po rozmowie z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem w ubiegłym tygodniu stwierdził, że pomysł wspierają zarówno polskie, jak i francuskie władze. Swoje propozycje ma wkrótce przedstawić Komisja Europejska. – Nowe regulacje mogłyby wejść w życie najwcześniej w przyszłym roku. Założenia są takie, by stało się to nie później niż do końca 2023 r. Prawdopodobnie pierwszymi towarami, jakie zostaną nimi objęte, będą stal, aluminium czy cement – wskazuje Marek Wąsiński, kierownik zespołu handlu zagranicznego w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Polski przemysł ma duże nadzieje związane z opłatą, która obciążałaby ich pozaunijnych konkurentów. Branże, które muszą ponosić wysokie koszty transformacji energetycznej – jak producenci stali czy cementu – od lat opowiadają się za takim rozwiązaniem. Ich zdaniem obecny stan narusza zasady równej konkurencji: firmy działające w Europie borykają się z dodatkowymi kosztami wynikającymi z systemu handlu emisjami czy koniecznością inwestowania w zielone technologie, a odbiorcy wolą sprowadzać tańsze surowce spoza UE wyjęte spod tych regulacji.
– W Europie przemysł hutniczy inwestuje w technologie ograniczające emisję dwutlenku węgla, a na kontynent sprowadza się tańszą stal z państw trzecich, których produkcja jest dużo bardziej emisyjna – tłumaczy Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. Przypomina, że od 2010 r. produkcja w Europie spadła o ok. 70 proc., m.in. z powodu przechodzenia przez odbiorców do tańszych producentów z Europy Wschodniej i Azji. Według danych Światowego Stowarzyszenia Stali, w Unii Europejskiej w ub.r. wyprodukowano 138,8 mln ton stali, a sprowadzono ok. 20 mln ton.
– Jeśli podatek na granicach UE faktycznie równoważyłby koszty ponoszone przez producentów w Europie, to mógłby uzdrowić rynek. Na razie mamy do czynienia z dość absurdalną sytuacją, gdy huty spoza UE, które nie walczą ze zmianami klimatycznymi, są na uprzywilejowanej pozycji. W efekcie nawet kombinaty, które nie mają wielkiej emisji CO2 i są wyposażone w elektryczne piece, mogą mieć problemy ze znalezieniem inwestora. Bolesnym przykładem jest tu Huta Częstochowa – ocenia Stefan Dzienniak.
Inicjatywa podatku węglowego spotyka się jednak ze sprzeciwem ze strony OECD – Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Jej nowy sekretarz generalny Mathias Cormann w wywiadzie dla „Financial Timesa” ocenił, że mogłaby ona zagrozić globalnemu wzrostowi gospodarczemu, a Unia Europejska nie powinna ograniczać światowej wymiany handlowej tylko dlatego, że państwa eksportujące do Europy mogą stosować inne metody walki z globalnym ociepleniem niż Wspólnota.
Przeszkód może być więcej. – Kraje broniące branż przemysłowych jak Francja czy Polska będą dążyć do wprowadzenia opłaty. Nie oznacza to jednak, że gdy po zaprezentowaniu założeń Komisji Europejskiej, przejdziemy do fazy negocjacji między państwami członkowskimi, nie dojdzie do różnicy zdań. Część mniej uprzemysłowionych gospodarek może kierować się innymi interesami – np. obawą o to, że opłata spowoduje wzrost cen za produkty stalowe – prognozuje Marek Wąsiński.
Branże wspierające wprowadzenie opłaty wskazują, że produkty spoza UE często są jedynie minimalnie tańsze niż te, które powstają w krajach Wspólnoty. Argumentują też, że nowe zamówienia dla europejskich firm przekładają się na ich możliwości inwestycyjne i miejsca pracy, co będzie wspierać unijną gospodarkę.
Porozumienia wymaga też przeznaczenie wpływów z podatku węglowego. – Nie spodziewam się, żeby w pierwszym etapie zmienił on sytuację fiskalną kontynentu. Nie to jest zresztą najważniejszym celem, bo chodzi o wymuszenie proekologicznych zmian na producentach z zewnątrz bądź ograniczenie importu wysokoemisyjnych dóbr. W długiej perspektywie jednak graniczny podatek węglowy ma wedle KE stanowić źródło przychodów dla UE. Tym samym stałby się ważny dla spłaty pożyczek zaciągniętych w ramach instrumentu odbudowy Next Generation EU – mówi Marek Wąsiński.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama