Zagraniczna sprzedaż polskich artykułów rolno-spożywczych rośnie szybciej niż eksport liczony jako całość. Od stycznia do końca maja międzynarodowa wymiana zwiększyła się o 7 proc., natomiast wartość sprzedanej żywności sięgnęła 8,6 mld euro, co oznacza wzrost o 8,8 proc. w porównaniu z tym samym okresem przed rokiem – wynika z danych resortu gospodarki.
Choć można wskazać wiele zagrożeń dla eksporterów żywności, eksperci nie mają wątpliwości, że w następnych miesiącach będziemy mieli do czynienia z dalszą ekspansją polskich produktów na rynkach zagranicznych. Różnią się jednak co do prognozowanej skali wzrostu. – Uważam, że w całym roku sprzedaż polskiej żywności za granicą powinna się zwiększyć o blisko 9 proc. – ocenia dr Mirosław Drygas, dyrektor Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Dodaje, że nasze artykuły rolno-spożywcze zdobywają coraz więcej zagranicznych klientów dzięki dobrej jakości i atrakcyjnej cenie. Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ, zakłada, że w tym roku eksport żywności wzrośnie w granicach 5–8 proc. Zwraca uwagę na czynnik niepewności w związku z konfliktem między Rosją a Ukrainą. Handel m.in. produktami spożywczymi z tymi krajami już spadł na początku roku, a teraz problem może się pogłębić w związku z eskalacją działań zbrojnych. O problemach eksporterów w związku z sytuacją na Ukrainie pisaliśmy w DGP przed miesiącem, jednak wtedy część przedsiębiorców uważała, że trudności są przejściowe. Problemem jest też w dalszym ciągu wprowadzone w styczniu przez Rosję, Chiny, Koreę Płd. i Japonię embargo na naszą wieprzowinę w związku z wykryciem na terytorium Polski dzików z zarazkami afrykańskiego pomoru świń. To hamuje wzrost eksportu. – Ponadto w następnych miesiącach można oczekiwać umocnienia złotego, a to nie będzie sprzyjało konkurencyjności polskich towarów – przewiduje Winek.
Jeszcze bardziej ostrożny w prognozach jest Andrzej Kalicki, kierownik Zespołu Monitoringu Zagranicznych Rynków Rolnych FAMMU/FAPA. – Spodziewam się, że w całym roku eksport żywności zwiększy się o ponad 5 proc. – mówi. Jego zdaniem taki wzrost jest prawdopodobny, ponieważ na przykład zbiory zbóż, warzyw i owoców będą dobre, a może nawet bardzo dobre. Zaczynają spadać ceny detaliczne żywności na naszym rynku. – To powinno mobilizować do jej eksportu, który może się okazać bardziej opłacalny niż sprzedaż w kraju – twierdzi Kalicki. Podkreśla też, że w prognozach trzeba wziąć poprawkę na możliwe wahania kursu walutowego, który może wpływać na opłacalność eksportu i w efekcie także na jego poziom.
Mimo tak wielu możliwych problemów na razie nikt nie przewiduje spadku eksportu żywności. Rośnie on również dlatego, że nasze produkty sprzedają za granicą pod własną marką także międzynarodowe sieci handlowe funkcjonujące w naszym kraju. To samo robią zakłady przemysłu spożywczego należące w dużej części do korporacji międzynarodowych, które mają swoje spółki w różnych krajach. W rezultacie, jeśli spełnią się najbardziej optymistyczne prognozy, w tym roku eksport polskiej żywności osiągnie wartość blisko 22 mld euro i będzie ponad cztery razy większy niż wtedy, gdy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej.
Eksport produktów rolno-spożywczych rośnie z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że mamy dobrą żywność, która się świetnie sprzedaje na rynkach międzynarodowych. Ta opinia się upowszechnia. Świadczy o tym choćby fakt, że podczas organizowanych przez różne sieci handlowe polskich dni w krajach zachodnich nasze wędliny natychmiast znikają z tamtejszych sklepów. Bo mają inny smak. Ponadto Polska uważana jest na Zachodzie za kraj, który nie przeszedł jeszcze modernizacji rolnictwa. Wszyscy wiedzą, że mamy dużą liczbę małych gospodarstw. A panuje takie przekonanie, że żywność produkowana w takich gospodarstwach jest zdrowsza. To pomaga w sprzedaży.
Ponadto ci, którzy sprzedają naszą żywność na rynkach zagranicznych, zebrali już wiele doświadczeń, które ułatwiają im negocjacje z kontrahentami. Pomagają im też w zabiegach o nowe rynki, np. w Azji.
Pojawia się jednak kłopot. W przyszłym roku mają się zakończyć negocjacje Unia Europejska – USA, których efektem ma być m.in. strefa wolnego handlu. O kulisach tych negocjacji producenci i przetwórcy żywności mało wiedzą. Trudno się im więc przygotować do nowych wyzwań. Tymczasem Stany Zjednoczone mają odmienne regulacje związane z artykułami spożywczymi i żywnościowymi. Może stamtąd napływać w przyszłości np. żywność produkowana z surowców genetycznie modyfikowanych. Nie wiemy, czy w związku z tym będą jakieś zakazy albo specjalne regulacje. A może się okazać, że pojawią się normy, które trudno będzie szybko spełnić. W konsekwencji może to wpłynąć na zahamowanie wzrostu m.in. polskiego eksportu na rynek Wspólnoty.