Po kilku latach odbudowy branża znalazła się w dołku. Przez kryzys, ale i rosnące koszty.

Krajowa branża odzieżowa ma za sobą trudny rok. Szacuje się, że spadek sprzedaży ubrań sięgnął 6 mld zł przy rocznej wartości rynku wynoszącej ok. 30 mld zł. Ucierpiał sektor produkcyjny. Jak wynika z danych GUS, szycie męskich garniturów, damskich kostiumów czy eleganckich bluzek i koszul spadło nawet o połowę. W innych kategoriach spadki sięgają ok. 25 proc. Mimo to krajowym producentom ubrań trudno uzyskać pomoc.
W ramach rządowej tarczy 6.0 na wsparcie mogą liczyć przede wszystkim podmioty sprzedające, a nie produkujące odzież i obuwie. Decyduje kolejność kodów PKD: jeśli pierwszy jest handel, firma może liczyć na pomoc, ale jeśli na pierwszym miejscu znajdzie się produkcja, to już nie.
Jak zauważa Bogusław Słaby, prezes Związku Przedsiębiorców Przemysłu Mody Lewiatan, skutkiem jest preferowanie firm wytwarzających produkty poza Polską.
Tarcza Finansowa 2.0, dystrybuowana przez Polski Fundusz Rozwoju, uwzględnia firmy sprzedające i produkujące w kraju. Nie obejmuje jednak podmiotów specjalizujących się wyłącznie w produkcji.
‒ Te ostatnie są więc ciągle pozbawione pomocy. Apelujemy do rządu o zmianę w tym zakresie. Na razie bezskutecznie. Brak decyzji w tej sprawie spowoduje zamknięcie wielu firm w naszej branży. Obecnie w ponad 40 tys. firm tekstylnych, odzieżowych i skórzanych pracuje ponad 200 tys. osób – informuje Słaby.
Na przełomie maja i czerwca kończy się okres ochronny dla etatów obowiązujący w zamian za pomoc udzielaną w ubiegłym roku, przy pierwszej fali ograniczeń związanych z pandemią. To oznacza, że przemysł będzie mógł zwalniać, a także się zamykać. Eksperci są zdania, że realne jest ryzyko ubytku kilku-kilkunastu procent firm.
Jak wynika z badania ankietowego przeprowadzonego przez Związek Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego, w firmach odzieżowych zamówienia na I kw. tego roku odpowiadają 10−45 proc. wyniku z pierwszych trzech miesięcy 2019 r. (minionego roku trudno używać do porównań). Wtedy moce produkcyjne były bliskie maksymalnego wykorzystania.
‒ Dochodzimy do granicy opłacalności. W naszym przypadku spadek zamówień wynosi kilkanaście procent. Specjalizujemy się w odzieży sportowej i casualowej. Po cięciach w klubach sportowych realizacja wielu kontraktów nie doszła do skutku ‒ mówi przedstawiciel jednej z firm z Łodzi. Wskazuje też znaczenie rosnących kosztów produkcji.
‒ Nie mówię tylko o podwyżkach związanych z płacą minimalną i energią. W listopadzie dostaliśmy informacje od naszych dostawców o 10-proc. podwyżce cen materiałów. Przed kilkoma dniami przyszła informacja o kolejnej, od lutego – wyjaśnia.
O tym, że zwolnienia są tylko kwestią czasu, jest też przekonany Jerzy Materna, wspólnik w przedsiębiorstwie Men’sfield, specjalizującym się w męskich garniturach.
‒ To nieuchronne, gdy nie będzie zleceń. Klienci nie tylko ograniczają skalę zamówień, lecz także przesuwają płatności z 30 do 60 czy nawet 90 dni. Albo wręcz mówią, że zapłacą za naszą produkcję dopiero, gdy ją sprzedadzą. Dotyczy to nie tylko polskich zleceniodawców, lecz także tych z zagranicy ‒ tłumaczy rozmówca DGP.
Dodaje, że zatrudnienie w jego firmie spadło z 350 do ok. 300 osób. To jednak efekt naturalnej rotacji, w tym osiągnięcia przez niektórych pracowników wieku emerytalnego.
‒ Potrzebuję około miliona miesięcznie na same wypłaty. Szyjemy co tylko się da: maseczki, odzież ochronną, ale spadki zamówień są wszędzie. To efekt zamkniętych sklepów, przejścia na zdalną pracę, z powodu czego popyt na ubrania jest mniejszy. W naszym przypadku dochodzi jeszcze brak wesel i dużych imprez – tłumaczy Jerzy Materna.
Według niego ten rok wcale nie zapowiada się lepiej od ubiegłego. Będzie raczej walką o przetrwanie.
Część firm już nie wytrzymała. Według GUS w ostatnim roku zatrudnienie w branży odzieżowej zmalało o ponad 10 proc. Zamknięto już 3528 mikroprzedsiębiorstw, 322 małych i średnich oraz osiem dużych.
‒ Ostatnie lata przyniosły powrót mody na szycie w Polsce. Przekładało się to nie tylko na wzrosty produkcji w niektórych kategoriach, lecz także powrót młodzieży do szkół zawodowych. W ciągu czterech lat przed pandemią nabór do szkół przemysłu mody wzrósł dziewięciokrotnie – wskazuje Bogusław Słaby. Ale też przyznaje, że w ostatnim roku sektor odzieżowy był wśród tych, które odnotowały największe spadki.
‒ Otrzymaliśmy sygnał od rządu, że w ciągu dwóch tygodni dojdzie do wyznaczenia daty spotkania Zespołu Trójstronnego ds. Przemysłu Lekkiego. Będzie to pierwsze spotkanie od pięciu lat – dodaje. ©℗