W porównaniu do zagranicy, Polaków, którzy lokują pieniądze na rynku kapitałowym, nadal jest bardzo mało

Stopy procentowe bliskie zera i związana z tym nieopłacalność lokowania pieniędzy w bankach zachęcają coraz więcej osób do próbowania swoich sił na rynku kapitałowym. Według prezesa GPW Marka Dietla w poprzednim roku udział drobnych graczy w obrotach na giełdzie podwoił się w porównaniu do 2019 r. Dokładnych danych jeszcze nie ma, ale można zakładać, że zlecenia od indywidualnych inwestorów generowały co najmniej jedną piątą obrotów. Jednocześnie sama wielkość obrotów również wzrosła, i to znacznie, bo o ok. 50 proc.
Napływ na rynek kapitałowy ludzi, którzy wcześniej nie mieli z nim zbyt wiele wspólnego, to charakterystyczne zjawisko widoczne na całym świecie. Już w połowie ubiegłego roku udział „drobnych” inwestorów w aktywności Wall Street szacowano na 25 proc. (rok wcześniej było to ok. 10 proc.). Katalizatorem tej zmiany był szybki rozwój narzędzi do inwestowania, w tym udostępnienie bezprowizyjnych aplikacji na smartfony, służących do składania zleceń. Giełdy względnie szybko otrząsnęły się też po pierwszym pandemicznym szoku, gdy tylko okazało się, że na świecie panuje zgoda co do tego, że za wszelką cenę nie wolno dopuścić do załamania gospodarek. W praktyce oznaczało to skoordynowane luzowanie polityki pieniężnej (w tym interwencyjne zakupy aktywów przez banki centralne) i fiskalnej (programy pomocowe finansowane z rosnącego długu), a dla rynku – napływ świeżej gotówki, który wywindował kursy akcji. Silny wzrost indeksów giełdowych był dla inwestorów dodatkowym magnesem.
Jednak niemal równolegle do wzrostu popularności giełd rozpoczęła się dyskusja, czy aby tak szeroki napływ osób mało doświadczonych w inwestowaniu nie jest ryzykowny dla stabilności rynku. Wskazywano, że prostota, z jaką można wejść do gry dzięki nowym aplikacjom, w tym na skomplikowany i ryzykowny rynek instrumentów pochodnych, może wywoływać ruchy spekulacyjne. Ostatnie wydarzenia wokół spółki GameStop zdają się potwierdzać te obawy. Rzesza drobnych inwestorów skrzyknięta w serwisie Reddit wywindowała w ciągu dwóch tygodni kurs tej sieci sklepów z grami wideo z niespełna 20 do 347 dol. Po GameStop przyszła kolej na inne aktywa, w tym srebro, a działania drobnych inwestorów agencje informacyjne określały mianem „amoku”.
Warszawska giełda do potencjalnych zagrożeń związanych z dużą reprezentacją indywidualnych graczy podchodzi na razie na chłodno. Przemysław Gerschmann, doradca zarządu GPW, mówi, że ich napływ na parkiet ma więcej plusów niż minusów: zwiększa płynność notowanych akcji sprawia, że brokerzy są skłonni obniżać ceny usług i chętniej pracują nad nowymi produktami oraz zachęca nowe spółki do giełdowych debiutów. Jego zdaniem wydarzenia z USA nie są niczym nowym dla rynku kapitałowego, w przeszłości wielokrotnie dochodziło do gwałtownych wzrostów cen aktywów, które kończyły się powrotem rynku do równowagi. Nowa jest tylko skala: inwestorów skupionych w Grupie WallStreetBets na Reddit jest już 8 mln, co powoduje, że siła ich oddziaływania może być bardzo duża. Na dodatek sprawę podchwyciły media, co nakręcało spekulacyjną spiralę.
Według Przemysława Gerschmanna polska giełda powita kolejnych drobnych inwestorów z szeroko otwartymi ramionami, bo w porównaniu do zagranicy Polaków, którzy inwestują na rynku kapitałowym, nadal jest znacznie mniej. – Zdecydowanie liczymy, że trend napływu inwestorów indywidualnych będzie podtrzymany w 2021 r. W minionym roku na giełdzie w krótkim czasie można było dużo zarobić, a nic tak nie rozpala zainteresowania jak duże zyski. Mamy nadzieję, że nowi inwestorzy nie tylko zostaną z nami na dłużej, lecz także przyczynią się do przyciągnięcia nowych osób na rynek – mówi doradca zarządu GPW.
Coraz większe zainteresowanie rynkiem akcji zauważa też Urząd Komisji Nadzoru Finansowego. UKNF potencjalne ryzyko chce jednak rozbroić, prowadząc akcje edukacyjne, bo wychodzi z założenia, że jeśli ktoś decyduje się inwestować samodzielnie, bez udziału profesjonalistów w rodzaju funduszy inwestycyjnych, to powinien być do tego przygotowany. Jak mówi Rafał Mikusiński, zastępca przewodniczącego KNF odpowiedzialny za pion nadzoru nad rynkiem kapitałowym, urząd zwracał uwagę m.in. na rolę mediów społecznościowych we współczesnym inwestowaniu, zalecając krytyczne podejście do znajdujących się tam treści. – Szczególnie w przypadku, gdy zachęcają one do inwestowania w określone produkty. Zdarza się bowiem często, że osoby piszące wyłącznie o pozytywnych aspektach takich inwestycji mają ukryte motywy, np. chcą podbić cenę rynkową akcji z zamiarem ich sprzedania. Zrozumienie zasad funkcjonowania rynku, w tym wpływ informacji na kształtowanie się cen instrumentów finansowych to minimum, z jakim należy rozważać przystąpienie do samodzielnego podejmowania decyzji inwestycyjnych – mówi Rafal Mikusiński. Dodaje, że w tym kontekście wprowadzanie kolejnych regulacji czy zakazów to nie zawsze jest najlepszy sposób. Ale przypomina też, że UKNF ma odpowiednie narzędzia, by ścigać tych, którzy dopuścili się manipulacji. Osobie, która się jej dopuści, grozi grzywna do 5 mln zł albo kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu (albo obie te kary łącznie). Taka sama kara grozi osobie, która wykorzystuje informację poufną. ©℗