490,5 tys. jednoosobowych podmiotów gospodarczych zawiesiło aktywność. To najwięcej od szczytu z pierwszej fali zachorowań.

W kwietniu, w czasie pierwszego zamrożenia gospodarki liczba zawieszeń sięgała 485 tys., a według danych Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej z 18 stycznia tego roku zawieszonych było 490,57 tys. jednoosobowych firm. Osób decydujących się na taki ruch przybywa od końca września. Niemal równolegle zmniejsza się grupa aktywnych działalności. Jest ich teraz ok. 2,53 mln, a jeszcze w październiku–listopadzie było ich o ok. 20 tys. więcej. Spory spadek nastąpił w grudniu, kiedy to pula aktywnych JDG zmalała o ok. 13 tys.
– Obecny wzrost liczby podmiotów, które zdecydowały się zawiesić działalność, przyspieszył z początkiem drugiej fali pandemii – mówi Andrzej Kochman, ekonomista Polskiego Funduszu Rozwoju. Zmiany w statystykach ekonomista wiąże z wprowadzaniem ograniczeń pandemicznych. – Nie ma na razie analiz branżowych, ale pewnie przynajmniej część zawieszeń to przedsiębiorcy z branży HoReCa (hotele, restauracje, catering – red.), która najbardziej cierpi w wyniku lockdownu. Dobra wiadomość jest taka, że to jednak nadal tylko zawieszenia, a nie likwidacja działalności. A liczba aktywnych firm, choć spada, nadal jest większa niż w marcu – mówi analityk.
Łukasz Kozłowski, ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, także uważa, że to przez drugą falę pandemii przedsiębiorcy częściej zawieszają działalność. A konkretnie przez sposób, w jaki rząd wspiera przedsiębiorców objętych drugim lockdownem. – Samo zamknięcie biznesów to jedno, ale forma wsparcia to drugie. O ile w czasie pierwszej fali mieliśmy szeroko zakrojoną pomoc, która została przyznana bardzo szybko, to teraz jest ona kierowana do wybranych branż, a na wsparcie przedsiębiorcy musieli czekać dość długo. Lockdown wprowadzono już w październiku, a pierwsze wnioski o pomoc można było składać w grudniu – mówi Kozłowski. Jego zdaniem po pierwszym uderzeniu wiosną ubiegłego roku liczba zawieszeń zaczęła maleć, bo nie było powodów, by o nie wnioskować: wsparcie w postaci np. zwolnienia ze składek na ZUS czy bezzwrotna pożyczka pozwalały firmom, przynajmniej w części, pokryć koszty stałe, nawet przy spadku przychodów. Teraz jest inaczej, przedsiębiorca, który ucierpiał w wyniku lockdownu, może zabiegać o rozliczenie zaległości z tytułu składek, jeśli nie był w stanie ich płacić. Ale odbywa się to po fakcie, prowadzenie biznesu w takich warunkach, gdy nie wiadomo, jaka decyzja ostatecznie zapadnie i kiedy, jest dużo bardziej ryzykowne. W takiej sytuacji bezpieczniej jest zawiesić działalność, żeby uniknąć powstania zobowiązań.
Do tego dochodzi grupa firm, która rozpoczęła działalność w 2020 r. i jest w ogóle wyłączona z pomocy. A nowo zakładanych firm w poprzednim roku było niemało. Od połowy kwietnia do początku drugiego lockdownu pod koniec października liczba aktywnych jednoosobowych działalności gospodarczych zwiększyła się aż o 115 tys. – Przyrost liczby nowych działalności mógł wtedy wynikać ze strukturalnych zmian na rynku pracy. Część osób zapewne zmieniała zawody i podejmowała pracę u nowych pracodawców, którzy ze względu na utrzymującą się niepewność w gospodarce preferowali raczej elastyczne formy zatrudnienia. W czasie pandemii założenie własnej działalności i szukanie zleceń to jedna z prostszych form podejmowania aktywności zawodowej – mówi Łukasz Kozłowski.
Być może obecny wzrost liczby zawieszeń to właśnie efekt dostosowań na rynku pracy pod wpływem drugiej fali pandemii: najłatwiej jest zredukować zatrudnienie, rezygnując ze współpracy z kimś, kto wykonuje zlecenia jako zewnętrzny podmiot.
Piotr Soroczyński, ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, podaje jeszcze jeden trop. Jedną z form pomocy przyznawanej osobom na działalności gospodarczej w czasie pierwszego lockdownu była pożyczka w wysokości 5 tys. zł, która docelowo mogła być umorzona. Jedynym warunkiem było funkcjonowanie przez minimum trzy miesiące od wzięcia pożyczki. Ten instrument, obok zwolnienia ze składek na ZUS, był bardzo popularny wśród przedsiębiorców.
– Zakładając, że pożyczek udzielano głównie w II kw., to warunek umorzenia większości właśnie przestał obowiązywać po wakacjach – mówi Soroczyński. Dodaje, że pechowo zbiegło się to w czasie z szybkim rozprzestrzenianiem się wirusa jesienią – część przedsiębiorców mogła uznać, że jednak nie ma sensu podejmować ryzyka biznesowego w takich warunkach.
– Większość uważała pierwszą falę za pojedynczy epizod, na prostą mieliśmy wychodzić już od czerwca i rzeczywiście w lecie wiele wskazywało, że tak będzie. Gdy jesienią okazało się, że kryzys wraca, część najmniejszych firm, najbardziej wrażliwych na zawirowania i takich, które nie zdążyły odrobić strat, mogła się po prostu poddać – ocenia ekonomista KIG.
Liczba zawieszonych działalności gospodarczych