W e-paleniu jesteśmy prawdziwą potęgą. Według wyliczeń branży w Polsce jest już 1,5 mln użytkowników elektronicznych papierosów. Jeszcze w grudniu 2013 r. Stowarzyszenie na rzecz e-palenia szacowało ich liczbę na 1,2 mln. Tempo imponujące, zważywszy, że w ciągu dwóch dekad liczba palaczy zmniejszyła się o ok. 4 mln osób, do 8,5 mln. 1,2 mld zł, na które szacowana jest obecnie wartość e-tytoniowego rynku w Polsce, to wciąż niewiele w porównaniu z ponad 20 mld wydawanymi na tradycyjne papierosy, ale już nikt chyba nie ma wątpliwości, jaki jest kierunek zmian. Nie tylko w Polsce przybywa użytkowników e-papierosów. Podobne wzrosty są notowane we Włoszech. W Wielkiej Brytanii w rok potroiła się liczba ich użytkowników. Jak doniósł dziennik „The Guardian”, z 700 tys. w 2012 r. wzrosła do 2 mln w 2013 r.
Sprawa jest o tyle poważna dla branży tytoniowej, że po e-papierosy sięgają głównie osoby, które palą także te zwykłe. Według „The Guardian” na rynku brytyjskim 2/3 użytkowników elektronicznych papierosów to palacze tradycyjnych papierosów, a jedna trzecia to byli nałogowcy. Sięgają po te produkty nie tylko dlatego, że są mniej szkodliwe i pomagają w pozbyciu się nałogu. Ważnym argumentem jest też cena. Można więc oczekiwać, że amatorów będzie przybywać. Eksperci szacują, że w ciągu następnych dwóch lat liczba e-palaczy podwoi się, a do 2021 r. e-papierosy stanowić będą nawet 50 proc. globalnego rynku wyrobów tytoniowych.
Nie dziwi więc, że prawdziwy tytoniowy biznes staje w blokach startowych, by zająć pozycję w nowym segmencie. Eksperci mówią nawet, że szykuje się polsko-brytyjska walka o europejski rynek e-papierosów. W naszym kraju zarejestrowała się w maju spółka Nicoventures. To firma należąca do British American Tobacco, która w grudniu 2012 r. na brytyjskim rynku przejęła spółkę CN Creative i tym samym zaistniała w najdynamiczniej rozwijającej się kategorii z marką Vype. – W Polsce rynek e-papierosów rozwija się bardzo dynamicznie. Rejestracja Nicoventures Poland pomoże nam lepiej ocenić potencjał rynku, nie przesądza jednak o wprowadzeniu przez nas e-papierosów do sprzedaży – komentuje Gabriela Bar, kierownik ds. korporacyjnych w BAT. Polskie firmy działające w tym segmencie uważają jednak, że to pierwszy krok w tym kierunku.
Coraz bardziej realne staje się też zaistnienie na polskim rynku e-papierosów innego dużego producenta Imperial Tobacco. Po koniec lutego spółka z grupy tej firmy – Fontem Ventures – wprowadziła w Wielkiej Brytanii e-papierosy o nazwie Puritane. Jak poinformowała Grażyna Sokołowska z polskiego oddziału Imperial Tobacco, grupa rozważa wprowadzenie go w innych krajach. – Obserwujemy polski rynek. Trudno jednak w tej chwili określić, czy na niego wejdziemy – dodaje. 2014 r. to też rok debiutu w Europie elektronicznych papierosów firmy Philip Morris International.
Nic więc dziwnego, że polscy producenci przystępują do kontrataku. Grupa CHIC, w ręku której jest 65 proc. krajowego rynku e-papierosów, tworzy przyczółki za granicami. – W tym miesiącu rozpoczynają działalność nasze pierwsze zagraniczne spółki zależne, m.in. CHIC Nederland. Czekamy też na rejestracje naszych filii w Wielkiej Brytanii i pozostałych krajach Unii. Plany rozwoju na „froncie wschodnim” odkładamy na później – tłumaczy Jerzy Jurczyński z Grupy CHIC, której produkty są dostępne w 27 tys. punktów detalicznych w kraju oraz są dystrybuowane przez ponad 100 firm i sklepów za granicą.
Polski producent nie boi się starcia z brytyjskim BAT. Nie przeraża go nawet 800 mln zł, które koncern wydaje co roku na rozwój i badania. – Dziś innowacje powstają w małych, dynamicznie rozwijających się firmach. Rocznie przeprowadzamy ponad 1,8 tys. analiz chemicznych, toksykologicznych i mikrobiologicznych płynów nikotynowych i aerozoli. Na początku tego roku uruchomiliśmy w Poznaniu specjalistyczne laboratorium typu R&D. Technologicznie jesteśmy trzy kroki przed wielkimi graczami – dodaje Jerzy Jurczyński. – Mamy więc raczej tremę, a nie poważne obawy związane z wejściem tzw. big tobacco na polski rynek – podkreśla.
Polscy producenci nie obawiają się też wojny cenowej. Jak podpowiadają, jest ona możliwa tylko w jednym przypadku, gdy zagraniczni gracze zdecydują się na strategię dumpingową.