Projekt połączenia Polski ze złożami na Morzu Norweskim nabiera kształtów. W poniedziałek Baltic Pipe był jednym z głównych tematów rozmów premierów Polski i Danii.
Baltic Pipe jest projektem strategicznym dla Polski, z satysfakcją odnotowuję zrozumienie dla realizacji tej inwestycji i że dzięki niej bezpieczeństwo energetyczne będzie dużo większe – powiedziała w poniedziałek premier Beata Szydło po spotkaniu w Warszawie z premierem Danii Larsem Lokke Rasmussenem. To kolejna – po spotkaniu w Oslo z szefową rządu Norwegii Erną Solberg na początku lutego – polityczna rozmowa szefowej polskiego rządu na temat gazociągu z Morza Norweskiego.
Duński rurociąg jest najważniejszym elementem tego projektu i jednym z filarów strategii energetycznej obecnego rządu. Umożliwiłby połączenie złóż gazu na Morzu Norweskim z polskim systemem gazociągowym. Pomysł nie jest nowy – nad sprowadzaniem gazu z Norwegii myślał już 15 lat temu rząd Jerzego Buzka. Po objęciu władzy przez SLD projekt został jednak zablokowany. – Gdyby wówczas zrealizowano tę inwestycję, bylibyśmy w zupełnie innym miejscu, wówczas mówiono, że gaz norweski jest za drogi, ale przez te piętnaście lat zapłaciliśmy ogromną cenę za brak dywersyfikacji, kupując gaz najdrożej w Europie – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, który wówczas negocjował umowy z Norwegami i Duńczykami.
Prace nad odgrzaniem tego projektu nabrały tempa po objęciu władzy przez PiS. – Potrzebujemy 2–3 źródeł dostaw surowca do Polski. Mamy zbudowany terminal LNG w Świnoujściu. Ale to nie wystarczy. Dlatego rząd zdecydował, że projekt Baltic Pipe będzie realizowany – deklarował niedawno Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej.
Norwesko-duńsko-polską rurą ma płynąć do Polski – według wstępnych założeń – ok. 7 mld m sześc. rocznie, czyli prawie połowa zużywanego w Polsce gazu. Gazociąg ma być budowany w latach 2020–2021, a zakończenie inwestycji planowane jest na 2022 r., kiedy będzie się kończył kontrakt jamalski z Gazpromem. Obecnie operatorzy polski – Gaz-System oraz duński – Energinet.dk pracują nad studium wykonalności. Ma być gotowe do końca roku.
Rząd planuje również rozbudowę terminala LNG do przepustowości 10 mld m sześc., ale nie deklaruje jednoznacznie, że zrezygnuje z dostaw gazu z Rosji. Co zatem zrobić z nadwyżką gazu? Eksportować. Baltic Pipe ma się stać ważnym elementem korytarza, którym surowiec popłynie dalej na południe, wykorzystując sieć połączeń między krajami Grupy Wyszehradzkiej. Władze PGNiG wspominają także o możliwości przyłączenia odbiorców z Ukrainy i Litwy. – Celem obecnej ekipy jest przekształcenie Polski w hub gazowy. Ma ona być krajem, który pomimo tego, że jest importerem surowca, pośredniczy także w jego dostawach dla całego regionu – twierdzi Wojciech Jakóbik, ekspert Instytutu Jagiellońskiego. Sugerował to również wicepremier Mateusz Morawiecki, który nie wykluczał wspólnych zakupów gazu przez wszystkie państwa regionu. – Trzeba myśleć o wykorzystaniu naszego terytorium do tranzytu gazu – podpowiada Janusz Steinhoff.
Plan ambitny, a szanse realizacji? Spore. Zarówno strona norweska, jak i duńska wyraziły wstępne zainteresowanie projektem. Cieszę się, że będzie przeprowadzone studium wykonalności dla gazociągu między Danią a Polską. Mamy bardzo zbieżne poglądy, jeśli chodzi o bezpieczeństwo obszaru Morza Bałtyckiego – mówił w poniedziałek duński premier. Warto też przypomnieć, że w ostatnich tygodniach rząd tego kraju zaapelował o debatę na temat geopolitycznych skutków realizacji projektu Nord Stream 2, dołączając w ten sposób do głosów sceptycznych wobec projektu konkurencyjnego w stosunku do Baltic Pipe. Dla Danii kwestia połączenia gazowego z Polską jest jednak bardziej problemem komercyjnym, a nie strategicznym.
Czy zatem rurociąg z Norwegii może być opłacalny? Może, pod warunkiem że zapewni się odpowiedni wolumen gazu. Jest wprawdzie wstępne zainteresowanie zakupem paliwa chociażby przez Ukrainę czy Czechy, jednak tu kluczowa będzie realizacja projektu Nord Stream 2 – gdyby doszła do skutku, to Niemcy dzięki rosyjskiemu gazowi umocnią swoją pozycję głównego rozgrywającego na tym rynku w regionie. Mamy jednak i atuty – jednym z nich jest polityka PGNiG – gazociągiem Baltic Pipe może być transportowany również gaz wydobywany na Morzu Norweskim przez polską spółkę. Na dziś 19 koncesji, jakie ma PGNiG w tamtym rejonie, może dać ok. 0,5 mld m sześc. gazu, a PGNiG zapowiada starania o kolejne kontrakty wydobywcze.
Zapewne jednak i tak warunkiem powstania gazociągu byłaby konieczność zawarcia przez polskiego potentata gazowego długoterminowych umów na dostawy gazu – bez tego budowa Baltic Pipe może okazać się nieopłacalna. Zdaniem Jerzego Steinhoffa gra jest jednak warta świeczki. – Wprawdzie już dzisiaj dzięki rozbudowie połączeń transgranicznych i gazportowi mamy techniczne możliwości obycia się bez rosyjskiego gazu, to jednak projekt Baltic Pipe jest potrzebny. Im więcej połączeń gazowych, tym większe bezpieczeństwo. Wydaje się, że jest też sprzyjający klimat, Rosjanie kilkukrotnym przykręceniem kurka strzelili sobie w stopę i nie uchodzą już za w pełni wiarygodnego dostawcę. Europa zaczęła rozważać większe zróżnicowanie źródeł zaopatrzenia w gaz i warto to wykorzystać – mówi były wicepremier.