Pierwszy raz w historii nadzór nakazał właścicielowi banku sprzedać jego akcje i w dodatku poinformował o tym opinię publiczną. Przypomniał, że bankowość to mocno regulowany rynek
Komisja Nadzoru Finansowego zabroniła funduszowi venture capital Abris wykonywać prawa z głosu do akcji FM Banku PBP i nakazała sprzedaż tych papierów. To wprawdzie jeden z najmniejszych banków komercyjnych, jakie działają w Polsce, ale o długiej historii.
Wszystko zaczęło się jeszcze w pierwszej połowie lat 90. Dla zagranicznych banków Polska – z blisko 40 mln obywateli – jawiła się jako bardzo przyszłościowy biznes. Jeśli nawet nie wielki, to na pewno bardzo dochodowy. Był tylko jeden problem: nierozwiązana sprawa zadłużenia zagranicznego z epoki Gierka. Gdy jednak w 1994 r. Polska podpisała porozumienie z Klubem Londyńskim (czyli z międzynarodowymi bankami), ta przeszkoda zniknęła. I na wyścigi zaczęły się pojawiać u nas zagraniczne instytucje. Chciały zakładać polskie filie, czyli osobne spółki, działające na podstawie polskich przepisów, z wydaną w Polsce licencją bankową. Wprawdzie międzynarodowe grupy często wolałyby działać u nas poprzez oddziały (na podstawie swojej oryginalnej licencji, np. francuskiej albo niemieckiej), ale nie zgadzał się na to nasz nadzór bankowy.
Wśród chętnych do podjęcia u nas działalności najwięcej było banków niemieckich. W tej grupie znalazł się Westdeutsche Landesbank – jeden z kilku banków landowych, bardzo aktywny, jeśli chodzi o działalność międzynarodową, a przy tym jeden z największych wierzycieli Polski z Klubu Londyńskiego. Sprawę licencji udało mu się załatwić szybko: podobnie jak inni zagraniczni inwestorzy za zgodę na licencję musiał zapłacić udziałem w restrukturyzacji naszego sektora bankowego, który przeżył głęboki kryzys w pierwszej połowie lat 90. Pomógł w uratowaniu niewielkiego Banku Morskiego w Szczecinie.
Polska filia WestLB wystartowała na przełomie 1995 i 1996 r. Koncentrowała się na obsłudze przedsiębiorstw. Chociaż chętnie angażowała się w finansowanie dużych projektów infrastrukturalnych, np. w energetyce, to aktywa nigdy nie przekroczyły kilku miliardów złotych. Częściowo brało się to z oszczędności: gdyby były wyższe, niemiecki właściciel częściej musiałby myśleć o zwiększaniu kapitałów swojej polskiej spółki. Mógł tego uniknąć, księgując część zaangażowania w innych spółkach grupy. Tylko ok. jednej trzeciej portfela kredytowego całej grupy WestLB była wykazywana w bilansie polskiego banku.
Przez kilkanaście lat WestLB Polska wprawdzie nie należała do największych graczy na naszym rynku. Ale właściciel nie miał powodu do narzekania. O istnieniu WestLB wiedzieli nie tylko prezesi i dyrektorzy finansowi największych firm przemysłowych. W gazetach każdy mógł przeczytać komentarze głównych ekonomistów: Janusza Jankowiaka (dziś ekonomisty Polskiej Rady Biznesu) czy Jana Winieckiego (obecnie członka Rady Polityki Pieniężnej). W radzie nadzorczej polskiego banku zasiadał m.in. Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej.

Kłopoty właścicieli

O ile polski bank nie miał problemów, o tyle przed ogromnymi problemami stał niemiecki właściciel. Najpierw chodziło o zarzuty otrzymywania niedozwolonej pomocy publicznej od władz landu Nadrenii-Wirtembergii (będących równocześnie udziałowcem WestLB). A później – dochodzimy do 2008 r. i wybuchu kryzysu finansowego – o zatwierdzenie pomocy udzielonej na ratowanie banku, który angażował się w ryzykowne operacje finansowe i mocno się na nich sparzył. W zamian za zgodę na ponad 10 mld euro państwowego wsparcia WestLB miał ograniczyć skalę działania o połowę. Oznaczało to m.in. konieczność wycofania się z polskiego rynku. I znalezienia kupca na WestLB Polska.
Tu na scenę wkraczają fundusz Abris oraz DM IDMSA. Abris to firma private equity, pozyskująca pieniądze od prywatnych inwestorów i lokująca je w akcje spółek, których sprzedaż – zwykle po kilku latach – ma przynieść odpowiednio wysokie zyski. Z serwisu Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych można się dowiedzieć, że wartość dotychczasowych inwestycji Abrisu w Polsce to 164 mln euro, a kolejne 82 mln euro fundusz zainwestował w innych krajach. W naszym Abris jest udziałowcem takich firm jak kurierska Siódemka czy Masterlease (akcje tej ostatniej były sprzedawane w ramach oferty publicznej na giełdzie). Z kolei DM IDMSA to niezależny dom maklerski.
W 2010 r. te dwa podmioty odkupiły polski bank od niemieckiego właściciela za ok. ćwierć miliarda złotych (kwota odpowiadała wielkości funduszy własnych kupowanego banku). Cel? O działalności bankowej myślał DM IDMSA, a jego szefowie zapowiadali, że w ciągu dwóch lat wprowadzą akcje banku – już nie WestLB, ale Polskiego Banku Przedsiębiorczości – na giełdę. Tyle że dwa lata później w tarapaty wpadł IDMSA i musiał sprzedać swoje papiery. Na ich odkupienie zgodził się Abris, który z posiadacza 45 proc. akcji stał się jedynym właścicielem (formalnie właścicielem jest zarządzany przez Abris fundusz PL Holdings).
PBP nie był jedynym bankiem w posiadaniu Abrisu. Wcześniej fundusz zaangażował się w tworzenie FM Banku, który wystartował w 2010 r. Ta instytucja powstała na bazie Funduszu Mikro – zajmującego się udzielaniem niewielkich pożyczek dla najmniejszych firm. Oprócz Abrisu tworzyli ją Międzynarodowa Korporacja Finansowa z grupy Banku Światowego, a także Piotr Stępniak – prywatny inwestor z doświadczeniem w bankowości (był wiceprezesem Lukas Banku, a później prezesem Getin Holdingu).
Ponieważ zarówno PBP, jak i FM Bank koncentrują się na obsłudze firm, logicznym krokiem wydawało się ich połączenie. Formalnie fuzję sfinalizowano w połowie ubiegłego roku.

Uderzenie nadzoru

Dotąd wyglądało na to, że bank i jego właściciele są w stanie poradzić sobie z pojawiającymi się przeszkodami. A nawet że nastąpi przyśpieszenie rozwoju. W sierpniu 2013 r. na stanowisko prezesa przyszedł bowiem Sławomir Lachowski – jeden z najbardziej znanych menedżerów bankowych, twórca w ramach BRE internetowego mBanku, a później prezes BRE (dziś ten czwarty co do wielkości bank cały działa już pod marką mBanku). Tyle że do dziś pracuje jako p.o. prezes – dotychczas nie dostał bowiem zgody Komisji Nadzoru Finansowego na objęcie stanowiska (wniosek cały czas jest rozpatrywany). Już to mogło być traktowane jako sygnał ostrzegawczy, że w relacjach między nadzorem a bankiem lub jego właścicielem nie układa się najlepiej.
Po posiedzeniu KNF 8. 04. wiadomo już, że problemy nie dotyczą banku, ale jego właściciela. „KNF jednogłośnie zakazała wykonywania prawa głosu z akcji FM Bank PBP SA przez PL Holdings S.a.r.l. oraz Abris–EMP Capital Partners Limited oraz nakazała zbycie wszystkich akcji FM Bank PBP SA posiadanych przez PL Holdings S.a.r.l. w terminie do 31 grudnia 2014 r.” – czytamy w komunikacie komisji. „W postępowaniu administracyjnym stwierdzono niewypełnianie przez PL Holdings S.a.r.l. oraz Abris–EMP Capital Partners Limited zobowiązań inwestorskich złożonych wobec KNF, co w ocenie komisji ma negatywny wpływ na ostrożną i stabilną działalność banku” – dodano.
O jakie zobowiązania chodzi? – Decyzja KNF dotyczy konkretnej sprawy objętej postępowaniem administracyjnym oraz indywidualnie składanych zobowiązań i oceny ich wykonania przez komisję – mówi Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący KNF.
Nadzór kilka miesięcy temu zablokował już jedną transakcję Abrisu: nie zgodził się, by fundusz uczestniczył w finansowaniu kupna BPH TFI przez Investors Holding. Cała transakcja nie doszła do skutku.
– Będziemy się odwoływali od decyzji KNF, której uzasadnienie otrzymaliśmy w piątek rano. Jest dla nas zaskakująca. Niedawno zakończona kontrola KNF stwierdziła, że „sytuacja ekonomiczno-finansowa banku nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa środków gromadzonych na rachunkach bankowych.” – odpowiada Paweł Boksa, partner w Abris Capital Partners.
Bankowi pozostało uspokajanie klientów. – Decyzja komisji dotyczy strategicznego akcjonariusza, ale nie ma żadnego wpływu na działanie rady nadzorczej i zarządu banku oraz na bieżące, stabilne funkcjonowanie banku – stwierdził Sławomir Lachowski, p.o. prezes FM Bank PBP SA. – Bank realizuje strategię rozwoju, a wyniki za I kw. 2014 r. są lepsze od zakładanych – dodał. Wyników nie podano. Wiadomo, że w końcu września ub.r. bank miał niespełna 3 mld zł sumy bilansowej, co stawia go w gronie najmniejszych banków komercyjnych, a w pierwszych III kw. 2013 r. wypracował ok. 9 mln zł zysku netto.
Co teraz? Decyzje na walnym zgromadzeniu FM PBP będzie podejmował Piotr Stępniak, posiadacz niespełna 1-proc. pakietu akcji. A Abrisowi pozostaje niespełna dziewięć miesięcy na sprzedaż walorów, z których dziś nie może wykonywać prawa głosu. – Kupując bank, liczyli na to, że uda im się szybko dużo zarobić. Teraz odzyskają może 20 proc. zainwestowanych pieniędzy – kwituje menedżer z branży bankowej.

Z góry założyłem, że nasze kontakty nie będą łatwe

W interesie nadzorowanego i nadzorcy jest dobra współpraca – mówi Sylwester Cacek, były właściciel Dominet Banku

Czy po sprzedaży Dominet Banku myślał pan kiedykolwiek o ponownym wejściu w finanse?

Miałem 3-letni zakaz konkurencji, więc nie myślałem o ponownym wejściu w finanse.

Jakie były pana doświadczenia z nadzorem – czy te mniej więcej 10 lat temu inwestorzy spoza sektora bankowego byli traktowani gorzej niż branżowi?

Sądzę, że było więcej nieufności. Na jednym z pierwszych spotkań z nadzorem usłyszeliśmy, że nadzorca nie bardzo sobie wyobraża kolejny fundusz jako inwestora (wcześniej fundusz był inwestorem w Lukasie), ale ostatecznie otrzymaliśmy zgodę na zakup Cuprum Banku. Jednak przy sprzedaży banku miałem możliwość uczestniczyć w spotkaniu w nadzorze dotyczącym zakupu Dominetu przez grupę Fortis. Nie było to łatwe spotkanie dla Fortisu. W kontaktach z nadzorem z góry założyłem, że nie będzie łatwo i że każda dyskusja będzie na końcu sprowadzała się do bezpieczeństwa depozytów i adekwatności kapitałowej. Dyskusje zawsze były rzeczowe i mam wrażenie, że przy każdym spotkaniu skutecznie potrafiliśmy przedstawić swoje stanowisko.

Czy miał pan jakieś konkretne problemy?

Spotykaliśmy się regularnie z nadzorem. Jedynym naszym problemem było to, że przy wprowadzaniu nowych regulacji międzynarodowych zawsze byliśmy wyznaczani z grupy małych banków do testów. Jako małemu bankowi posiadającemu ograniczone zasoby utrudniało to pracę i podwyższało koszty działania, ale w efekcie byliśmy dobrze przygotowani do wprowadzania nowych regulacji. Sądzę, że unikaliśmy problemów i broniliśmy się pracą dlatego, że większość spotkań z nadzorcą była z naszej inicjatywy. Często my prosiliśmy o spotkania i możliwość przedstawienia naszych działań.

Czy to wszystko mogło skłonić pana do wyjścia z tej inwestycji?

Życie z nadzorcą nie jest łatwe w żadnej dziedzinie, ale to nie jest powód, żeby myśleć o rezygnacji. W interesie nadzorowanego i nadzorcy jest dobra współpraca dająca poczucie bezpieczeństwa obu stronom. Jeżeli zostaną naruszone normy współżycia, to pozostają organy odwoławcze lub sądy. Nie, zdecydowanie żaden nadzorca nie mógłby spowodować, że zrezygnowałbym i chciał z tego powodu wyjść z inwestycji.