We wrześniu te nastroje nie były złe. Główny indeks wyniósł 53,1 pkt. Wskaźnik nie tylko utrzymał się powyżej 50 pkt (odczyty poniżej tej wartości oznaczają recesję w sektorze), ale też – inaczej niż na głównych rynkach Europy – wzrósł w porównaniu z sierpniem (o 0,5 pkt). I to mimo niewielkiego pogorszenia wskaźnika produkcji i nowych zamówień (oba indeksy nadal są powyżej 50 pkt). PMI wzrósł dzięki temu, że firmy przestają już zmniejszać stan zapasów towarów w magazynach i dynamicznie zwiększają zatrudnienie.
Ekonomiści uznali te informacje za kolejny symptom postępującego ożywienia w gospodarce. Paweł Radwański z Raiffeisen Banku przypomina, że spadek zapasów w przedsiębiorstwach był już widoczny w danych o PKB za II kw. – Przez kilka miesięcy przedsiębiorcy byli w stanie odpowiadać na wzrost popytu, sprzedając to, co wyprodukowali wcześniej. Ale te rezerwy stopniowo się wyczerpują, co sprawia, że zaczęli przyjmować nowych pracowników, by zwiększać moce produkcyjne – mówi. Według Radwańskiego opublikowane wczoraj dane pokazują, że przedsiębiorcy wyraźnie przestają się już bać kryzysu i można się niebawem spodziewać odbicia w inwestycjach.
Podobnie uważa Wiktor Wojciechowski z Invest-Banku. Też wiąże wzrost zapotrzebowania na pracowników z wiarą firm w trwałą odbudowę popytu. – Wobec ciągłego napływu nowych zamówień polskie firmy przemysłowe utwierdziły się w przekonaniu o trwałości poprawy koniunktury w kolejnych kwartałach i obecnie chcą się do tego ożywienia odpowiednio przygotować – ocenia ekonomista.