Nie ma – wymyślimy. Brakuje – dopiszemy. Kreatywna księgowość stała się lekiem na wiele gospodarczych problemów. Chętnie sięgają po nią nie tylko firmy, lecz także państwa
Nie ma – wymyślimy. Brakuje – dopiszemy. Kreatywna księgowość stała się lekiem na wiele gospodarczych problemów. Chętnie sięgają po nią nie tylko firmy, lecz także państwa
Dostać się do strefy euro, zwiększyć atrakcyjność inwestycyjną, zmniejszyć zobowiązania finansowe przed zagranicznymi wierzycielami. By osiągnąć te cele, rządy nie muszą wdrażać skomplikowanych i bolesnych reform. Wystarczy tylko trochę popracować nad statystyką.
Za jednego z największych kłamców uchodzą Chiny. Na początku września wybuchł kolejny skandal związany z fałszowaniem statystyk przez lokalne władze. Krajowy Urząd Statystyczny podał, że na ogromną skalę podkręcano wyniki gospodarcze w powiecie Luliang na południu kraju: tamtejsi włodarze ponad dwukrotnie zawyżyli dane dotyczące produkcji. Po kontroli okazało się, że nie było to jedyne pudrowanie wyników w raportach przesyłanych centrali w Pekinie – zamiast 210 mln juanów wydanych na inwestycje przeznaczono na ten cel 10-krotnie mniej. Podobną fantazją wykazały się władze miasta Zhongshan, również na południu Chin. Dzięki autorskim metodom statystycznym dane o produkcji tamtejszych firm okazały się niemal czterokrotnie wyższe od rzeczywistego poziomu. Lokalni kacykowie trafili do aresztu i już zza krat tłumaczą się, że fałszowali raporty tylko dlatego, by ich region nie wypadł zbyt blado w porównaniu z innymi tak błyskawicznie rozwijającymi się częściami kraju.
Podobne zdarzenia stały się już w Państwie Środka normą. Świadczą o tym ubiegłoroczne rozbieżności dotyczące wartości PKB: po zsumowaniu danych przesłanych przez rządy 31 prowincji produkt krajowy brutto okazał się wyższy aż o 4,6 bln juanów (751 mld dol.) od tego, co podał centralny urząd statystyczny.
Władze centralne oficjalnie piętnują podobne zachowania i zapowiadają walkę z oszustami. Ale – jak wskazują ekonomiści – same także bardzo często używają kreatywnej księgowości. W kwietniu chiński rząd opublikował dane dotyczące handlu zagranicznego, z których wynikało, że eksport liczony rok do roku wzrósł aż o 14,7 proc. Trudno było w to uwierzyć, bo w tym czasie Państwo Środka odnotowało spadek eksportu do USA o 0,1 proc., a do Unii Europejskiej – o 6,4 proc. Zdaniem analityków z Royal Bank of Scotland mieliśmy do czynienia nie z godnym pozazdroszczenia cudem gospodarczym, ale ze zwykłym oszustwem – o 9 pkt proc. Podobnego zdania jest Bank of America, który twierdzi, że nadwyżka handlowa Pekinu w okresie od stycznia do kwietnia 2013 r. wyniosła tylko 6 mld dol. zamiast podawanych przez władze 61 mld dol.
To sugeruje, że sytuacja ekonomiczna Chin – będących drugą gospodarką świata – jest znacznie gorsza od przedstawianej. – A przecież wpływ tego kraju na globalną ekonomię staje się coraz większy – uważa pracujący w Hongkongu Liu Li-Gang z Australia & New Zealand Banking Group. O tym, że chińskie statystyki nie zasługują na zaufanie, przekonywał też ostatnio amerykański ekonomista Iacob Koch-Weser w specjalnym raporcie dla komisji Kongresu ds. amerykańsko-chińskich stosunków gospodarczych oraz bezpieczeństwa (US-China Economic and Security Review Commission). Wśród przyczyn kłamstw – oprócz zwykłych oszustw – wymienia także niewydolność chińskiego systemu statystycznego, który nie potrafi przeanalizować tak ogromnych ilości danych.
Choć Chiny pozostają liderem kreatywnej księgowości, inne państwa stosują własne sztuczki. Za przedstawienie kłamliwych danych o inflacji Argentynie groziło w ubiegłym roku wyrzucenie z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Byłby to drugi taki przypadek w historii – w 1954 r. za fałszowanie statystyk z MFW karnie wydalono Czechosłowację. Ostatecznie Buenos Aires dostało czas do końca września na przesłanie poprawionych danych.
Zdaniem światowych ekonomistów Argentyna ponad dwukrotnie zaniżyła dane o wzroście cen: zamiast oficjalnie podawanych 10 proc. w rzeczywistości wynosił on 25 proc. Oznaczałoby to, że kraj plasuje się wśród takich państw, jak Białoruś (53,3 proc. inflacji), Etiopia (33 proc.) i Demokratyczna Republika Konga (26 proc.). Czy argentyńskim urzędnikom chodziło jedynie o względy wizerunkowe? Nie. Dane o inflacji są bardzo ważne dla wierzycieli, bo budżet kraju obciąża konieczność wykupienia obligacji o wartości 38 mld dol. Im mniejsza inflacja, tym niższe koszty obsługi papierów. A to oznacza to, że gdyby Argentynie udało się przekonać MFW do oficjalnego poziomu wzrostu cen, zaoszczędziłaby na tym w ciągu najbliższych pięciu lat ponad 7 mld dol. – obliczył dziennik „Financial Times”. Zdaniem MFW Argentyna fałszuje też dane na temat wzrostu PKB. Oficjalne statystyki mówią, że w 2011 r. wyniósł on 8,9 proc. Niezależni ekonomiści twierdzą, że faktycznie był on o 3 pkt proc. mniejszy.
O tym, jak potężna jest siła statystyki, wiedziano również w ZSRR. Z badań ekonomisty Siergieja Smirnowa z moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki wynika, że na każdą wyprodukowaną rzecz przypadały dwie istniejące na papierze. Naukowiec doszedł do takich wniosków po przeanalizowaniu kilkudziesięciu utajnionych w czasach sowieckich dokumentacji, porównał też radzieckie dane z raportami CIA. – ZSRR na potęgę fałszowało informacje ekonomiczne, by utrzymać społeczeństwo w przeświadczeniu, że gospodarka planowa jest jedynym słusznym systemem – tłumaczy DGP Smirnow. Przekonuje jednak, że obecna rosyjska statystyka nie korzysta z chwytów poprzedników. Innego zdania jest Wasilij Simczer, który w atmosferze skandalu zrezygnował ze stanowiska przewodniczącego państwowego Instytutu Badawczo-Naukowego, w którego skład wchodzi wydział statystyczny. – Dosyć kłamstw – tak skomentował przyczyny własnej rezygnacji. Jak wynika z przygotowanego przez niego raportu, rosyjskie instytucje na polecenie władz od co najmniej dekady fałszują statystyki. Mocno zaniżona jest informacja o inflacji – zamiast oficjalnych 6–8 proc. w rzeczywistości ma ona wynosić nawet 18 proc. Podobnie jest z danymi o liczbie przedsiębiorstw przynoszących straty – ma być ich aż pięciokrotnie więcej, niż wykazują oficjalne statystyki (40 proc. zamiast 8 proc.). Z kolei udział zagranicznego kapitału w gospodarce miał już wzrosnąć do 75 proc., zamiast rzeczywistych 20 proc. – to kłamstwo jest potrzebne, by stan rzeczy mieścił się w ramach istniejącego ustawodawstwa, które nie dopuszcza, by udział zagranicznego kapitału w gospodarce Rosji przekraczał jedną czwartą PKB.
Niewiele lepszą wiarygodność statystyka ma w zachodniej Europie. Sztandarowym przykładem jest Grecja, która – by wejść do strefy euro – razem z amerykańskim bankiem Goldman Sachs fałszowała dane dotyczące swojego zadłużenia. Dopóki Bruksela rzucała pioruny w kierunku Aten, Rzym siedział cicho. Tymczasem, jak ujawnił dziennik „Financial Times”, ostra reprymenda należała się też Włochom.
Gdy decydowało się wejście Italii do strefy euro, włoski rząd zawarł z bankami umowy na papiery dłużne z terminem płatności odroczonym nawet o 30 lat. Dzięki temu deficyt budżetowy w 1995 r. spadł z 7,7 proc. PKB do zaledwie 2,7 proc. Był to największy spadek wśród 11 państw, które w 1999 r. utworzyły strefę euro. To bezprecedensowe osiągnięcie wyglądało tym bardziej podejrzanie, że Włochy w tym czasie odnotowały tylko nieznaczny wzrost wpływów z podatków, a wydatki budżetu państwa zmniejszyły się marginalnie. Sprawa z lat 90. wyszła na jaw dopiero w ubiegłym roku, gdy Włochy postanowiły zrestrukturyzować osiem kontraktów zawartych z zagranicznymi bankami. Borykający się z gigantycznym zadłużeniem kraj (obecnie dług przekracza 2 bln euro) namówił instytucje finansowe do odroczenia płatności, w zamian zgodził się na mniej korzystne dla siebie warunki spłaty. Rzym straci na tym nawet 8 mld euro, co stanowi jedną czwartą wartości nominalnej wszystkich kontraktów.
Dlaczego kraje sięgają po machinacje, mimo że ryzyko wykrycia przekrętów pozostaje tak wielkie? Bo korzyści, jakie z tego płyną, są o wiele większe niż potencjalne straty. Statystyka jest potężnym narzędziem wpływu na ludzi. Tak już jest ukształtowana ludzka psychika, że cyferki są obdarzane przez nas o wiele większym zaufaniem – stwierdza w swojej książce „Proofiness: The Dark Arts of Mathematical Deception” Amerykanin Charles Seife i przekonuje: – Jeżeli chcesz, by ludzi dali wiarę w jakąś bardzo głupią rzecz, wystarczy, że poprzesz ją liczbami.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama