Aż 60 polskich firm ma obecnie zakaz eksportu do Rosji
W tym tygodniu przedstawiciele Głównego Inspektoratu Weterynarii mają się spotkać z Federalną Służbą Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Rosji – dowiedział się DGP. Celem wizyty polskich inspektorów na Wschodzie jest wyjaśnienie nieprawidłowości ujawnionych w ostatnich tygodniach w naszych zakładach mięsnych i mleczarskich oraz wskazanie czynności, jakie zostały podjęte w tych sprawach.
W tym tygodniu przedstawiciele Głównego Inspektoratu Weterynarii mają się spotkać z Federalną Służbą Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Rosji – dowiedział się DGP. Celem wizyty polskich inspektorów na Wschodzie jest wyjaśnienie nieprawidłowości ujawnionych w ostatnich tygodniach w naszych zakładach mięsnych i mleczarskich oraz wskazanie czynności, jakie zostały podjęte w tych sprawach.
Polskie służby weterynaryjne nie kryją, że spotkanie jest potrzebne. – Kolejne poważne uchybienie ze strony polskich firm, na których spoczywa odpowiedzialność za przestrzeganie przepisów unii celnej, mogłoby skutkować poważniejszymi konsekwencjami w zakresie eksportu do Rosji. Mówimy oczywiście o zdarzeniu na taką skalę, jak miało to miejsce w Polmleku czy Wierzejkach – tłumaczy Jarosław Naze, zastępca głównego lekarza weterynarii.
W latach poprzednich skala problemu była mniejsza. Widać to choćby po danych o liczbie firm, które mają zakaz eksportu do Rosji. Jest ich 60, z czego większość straciła prawo do sprzedaży na Wschód, kiedy Rosjanie zakazali importu żywych świń. Ale jedna piąta z tej listy to przedsiębiorstwa, na które embargo zostało nałożone w ostatnich miesiącach.
Polskie służby będą starały się wykazać, że w naszym kraju istnieje sprawny system zapobiegania nieprawidłowościom i jednocześnie ścigania za nieprzestrzeganie obowiązujących przepisów. Będą wskazywać np. na Polmlek, który jest podejrzany o fałszowanie etykiet i który stracił prawo do eksportu do Rosji, a także dostał karę w wysokości 10 tys. zł. W stosunku do Wierzejek toczy się też sprawa w prokuraturze. – Zachodzi podejrzenie sfałszowania produktów, a dokładnie dodania do nich słoniny pochodzącej z Hiszpanii, z którą Rosja nie prowadzi wymiany handlowej. Najprawdopodobniej do przestępstwa doszło poza zakładem produkcyjnym – dodaje Jarosław Naze.
Jednak służby nie w każdym przypadku kierują sprawę do prokuratury, choć zdaniem ekspertów powinna to być standardowa procedura. – Tak powinno być, gdy doszło do przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów. Tego rodzaju sprawy powinny być ścigane z urzędu – uważa Monika Zbrojewska, karnistka z Uniwersytetu Łódzkiego
– Każda sprawa ma jednak inny charakter – wyjaśnia Jarosław Naze. – Sprawy Polmleku nie zgłaszaliśmy, bo nie zachodziło niebezpieczeństwo zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi, a kontrola zakładu potwierdziła braki w procedurach zakładowych dotyczących odpowiedzialności podmiotu za przygotowanie partii do eksportu zgodnie z przepisami wymaganymi przez Rosję i państwa unii celnej – dodaje.
Jednak, jak twierdzą ludzie z branży, prokuratura rzadko w takich sprawach kieruje akt oskarżenia do sądu. Przykład to afera solna. – Tu wciąż toczy się postępowanie. Prawdą jednak jest, że mało spraw ma finał w sądzie. Najczęściej są umarzane ze względu na niską szkodliwość społeczną – dodaje Witold Choiński, prezes zarządu Związku Polskie Mięso.
To zwiększa skłonność firm z branży do nieprzestrzegania zasad. Zwłaszcza że nikt nie kontroluje, ile jest przypadków naruszeń przepisów, ile z nich trafiło do prokuratury, a ile – do sądu. – Główny Inspektorat Weterynarii jest jednostką podległą ministrowi rolnictwa i rozwoju wsi i to on udziela informacji – tłumaczy Małgorzata Książyk, dyrektor biura prasowego MRiRW.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama