Rząd Mykoły Azarowa odstawił na bok obietnice poprawy klimatu dla inwestorów i powrócił do pomysłów, które psuły krew przedsiębiorcom w czasach poprzedniego gabinetu Julii Tymoszenko. Wówczas polska dyplomacja walczyła o jednoznaczne rozwiązanie kwestii nadpłacanego przez nasze firmy VAT.
– Już wcześniej zwrot podatku był dzielony. Część zwracano bezpośrednio, resztę dopiero przy rozliczeniu kolejnej deklaracji – mówi DGP Jerzy Pięta, rzecznik Inter Groclin Auto, która ma na Ukrainie fabrykę podzespołów samochodowych.
Ukraina pozostaje państwem nihilizmu prawnego. Gdy w 2010 r. Wiktor Janukowycz dochodził do władzy, obiecywał poprawę klimatu inwestycyjnego. Po to do rządu został włączony energiczny wicepremier Serhij Tihipko. Dzisiaj warunki do inwestowania nad Dnieprem pozostają najgorsze w Europie, a prawo jest tworzone tak, by korzystali zaprzyjaźnieni z rządzącymi oligarchowie.
To, że wprowadzenie rozliczeń w wekslach jest niekorzystne dla biznesu, przyznają nawet przedstawiciele władz. – Na pewno wpłynie to negatywnie na procesy gospodarcze na Ukrainie. Ale z drugiej strony musimy jakoś spłacić dług z tytułu niezwróconego podatku VAT – mówił deputowany Partii Regionów Hryhorij Smitiuch na antenie 5 Kanału. W tym roku mają zostać wyemitowane weksle na kwotę 17 mld hrywien (7 mld zł). „De facto ekipa Janukowycza znosi pieniądze i zastępuje je papierkami, którymi chcą się rozliczać zamiast żywych środków z budżetu” napisał na blogu opozycyjny deputowany Anatolij Hrycenko.
Kłopoty z odzyskaniem VAT to już smutna tradycja. Teoretycznie eksporterzy mają prawo do odzyskania nadpłaconego podatku za towary sprzedane za granicę. W praktyce jednak zaległości państwa ukraińskiego z tego tytułu sięgają miliardów dolarów. O tym, by rozliczać się za pomocą papierów skarbowych, mówiono już w 2010 r. Fiskus był wtedy winny naszym przedsiębiorcom równowartość 1/8 polskich inwestycji w tym kraju. Wówczas planowano dawać firmom obligacje. Dzisiaj jest mowa o wekslach.
Podobna umowność podatkowa panowała także w czasach rządów obecnej opozycji. W 2009 r. gabinet Julii Tymoszenko również zmuszał do płacenia podatku od osób prawnych awansem. Zbliżały się wybory prezydenta i władze potrzebowały pieniędzy na kiełbasę wyborczą. – Stare obyczaje nigdy nie umierają. Szczególnie na Ukrainie – mówi nam jeden z inwestujących nad Dnieprem biznesmenów.
Niepewność inwestycyjna odstrasza część jego kolegów. Przed dwoma laty własne fabryki mebli sprzedała Turkom firma Forte. Z kolei Mokate, rozważające zainwestowanie na Ukrainie, ostatecznie zrezygnowało z pomysłu. Teraz, jak mówi jeden z przedstawicieli firmy, jej menedżerowie cieszą się, że jednak się na to nie zdecydowali. Wołodymyrowi Dubrowskiemu, ekonomiście z instytutu CASE-Ukraina i Kijowskiej Szkoły Ekonomii, sytuacja coraz bardziej przypomina złodziejskie lata 90. – Wówczas również rozliczano się z przedsiębiorcami za pomocą obligacji. Firmy zbywały je z 90-proc. zniżką ludziom, którzy potem sprzedawali je rządowi za wartość nominalną. Tak się rodziły fortuny. W dobrych czasach kradnie się zyski, w trudnych – jak widać – da się kraść nawet straty – komentuje w rozmowie z DGP.