Jerzy Jóźkowiak, prezes Poczty Polskiej, zwykł mawiać, że zarządzana przez niego spółka, by przetrwać, musi cały czas się restrukturyzować. Podczas wczorajszej prezentacji ubiegłorocznych wyników finansowych firmy również nie omieszkał tego powtórzyć. Pochwalił się, że dzięki umiejętnemu zarządzaniu udało się zmniejszyć koszty z 6,8 mld zł w 2010 r. do niecałych 6,6 mld zł w roku ubiegłym.

Jednocześnie jednak spadają przychody, głównie ze względu na malejącą liczbę listów wysyłanych tradycyjną metodą. Przychody zmniejszyły się z 6,9 mld zł w 2010 r. do ponad 6,7 mld zł w ubiegłym. W rezultacie zysk netto za 2012 r. wyniósł 114 mln zł. To więcej niż przed dwoma laty, jednak mniej niż w roku 2011. Winowajcą został ogłoszony wzrost składki rentowej, który podwyższył koszty pracownicze. – W ujęciu porównywalnym, które nie uwzględnia wzrostu składki, wynik brutto grupy kapitałowej zbliżył się do 230 mln zł, co oznacza wzrost o 7 proc. względem 2011 r. – powiedział Jóźkowiak.
Zarząd spółki podtrzymał plany realizacji przyjętej w 2010 r. strategii. Zakłada ona rozwój firmy w trzech obszarach: usług logistycznych, obsługi handlu elektronicznego i sprzedaży produktów bankowo-ubezpieczeniowych. Zarząd ma nadzieję na szybkie rozstrzygnięcia co do struktury właścicielskiej Banku Pocztowego, w którym ok. 25 proc. akcji ma PKO BP. – Liczymy, że w ciągu kilku miesięcy PKO BP odpowie pozytywnie na naszą propozycję i odsprzeda nam swoje walory Pocztowego – podkreślał Jóźkowiak.
Poczta ma zamiar nie tylko się restrukturyzować, ale i inwestować. Nakłady na ten cel do końca 2017 r. mają wynieść 1,3 mld zł. 85 proc. z tej kwoty ma pochodzić ze środków własnych spółki. Jóźkowiak ma też nadzieję na szybkie wejście Poczty Polskiej na warszawską giełdę. Kiedy mogłoby to nastąpić, na razie nie wiadomo.