Słowo "Grexit" - skrót od "Greece" (ang. Grecja) i rzeczownika "exit" (ang. wyjście) ukuł ekonomista banku Citigroup Ebrahim Rahbari; po raz pierwszy pojawiło się ono w opublikowanym w lutym raporcie, który Rahbari przygotował z głównym ekonomistą swego banku, Willemem Buiterem. Od tego czasu "Grexit" stało się pojęciem obiegowym, które oddaje nieustające niepokoje eurokratów o ewentualne wyjście Aten z unii walutowej - pisze brytyjski dziennik.
Słowo stało się na tyle popularne, że wyszukiwanie go przez Google daje 1,2 mln wyników, choć politycy strefy euro starają się go oficjalnie unikać. Nie ma go np. na stronach internetowych Europejskiego Banku Centralnego - zauważa "FT".
Na razie "Grexit" pozostaje niespełnioną przepowiednią ekonomistów. Rządy strefy euro, a zwłaszcza Berlin uznały, że problemy jakie spowodowałby "Grexit" byłyby dla unii walutowej zbyt niebezpieczne. Szef EBC Mario Draghi obiecał zrobić wszystko co w jego mocy, by zachować integralność strefy euro i nazwał euro walutą "nieodwracalną".
Ale termin "Grexit" nie znikł, a wręcz zakorzenił się w języku eurosceptyków. Na jego wzór ukuto inny neologizm: "Brexit" określający ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Będzie to zapewne gorący temat polityczny w nadchodzącym roku - prognozuje dziennik.
Nie wszyscy wzięli sobie do serca deklaracje szefa EBC w sprawie "nieodwracalności" euro. Grecki minister finansów Jannis Sturnaras powiedział w minionym tygodniu, że Grecja nadal stoi przed "potencjalnym ryzykiem" wypadnięcia z unii walutowej - przypomina "FT".
Inni przewidują, że "Grexit" to więcej niż "potencjalne ryzyko". Ekonomiści Citigroup oceniają teraz szanse na wyjście Grecji ze strefy euro w ciągu 12-18 najbliższych miesięcy na 60 proc. Nowe słowo będzie więc nadal w 2013 roku "drażnić uszy" obrońców strefy euro - przewiduje brytyjski dziennik.