Przeciętny budżet na prezenty wynosi 200–500 zł. Na perfumy nie wystarczy, a to właśnie chciałby dostać statystyczny Polak. Robiąc gwiazdkowe zakupy, warto jednak dobrze szukać, bo można wiele zaoszczędzić
Książka, koperta z gotówką, kosmetyk (najlepiej perfumy) – to trzy prezenty, które Polacy najbardziej chcieliby znaleźć pod choinką. W następnej kolejności na liście marzeń są: laptop, biżuteria (tu mężczyźni wymieniają zegarki),
bilet na wycieczkę, bon podarunkowy, tablet, ubrania (kobiety chcą buty), smartfon. Niestety zdecydowana większość obdarowanych będzie w tym roku rozczarowana. Jak wynika z badania firmy doradczej Deloitte, przeciętny Polak zamierza w tym roku wydać na podarunki 384 zł i to na wszystkie, a nie na każdy. Perfumy Coco Chanel czy Armaniego więc odpadają. Podobne kwoty na prezenty zadeklarowali Polacy w ankiecie przeprowadzonej w ramach Payback Opinion Poll. Wynika z niej, że 48 proc. Polaków przeznaczy na podarunki świąteczne od 201 do 500 zł. Do 200 zł wyda blisko co trzecia osoba, zaś powyżej 500 zł – 19 proc. respondentów.
Według statystyk od lat najchętniej obdarowujemy się kosmetykami, przeznaczając na nie 35 proc. upominkowego budżetu, kolejne 30 proc. przeznaczane jest na zabawki,
książki i płyty, co oznacza, że wymarzona lektura już może się znaleźć pod świątecznym drzewkiem. Na pewno można oczekiwać praktycznego prezentu. Tę cechę podarunku bierze pod uwagę aż 43 proc. badanych. Potrzeba obdarowywanych w tym roku odgrywa mniejszą rolę. Kierować się nią zamierza 37 proc. respondentów Playback. Tak więc jest nadzieja, że jeżeli prezent nie wceluje w nasze gusta, to wcześniej czy później zrobimy z niego użytek.
Oszczędzić na prezentach
Z punktu widzenia Świętego Mikołaja problem polega nie na tym, w którym sklepie znaleźć prezent, ale jak można zaoszczędzić, kupując go. A można nawet ponad 30 proc., jeśli Święty Mikołaj do pracy weźmie się z wyprzedzeniem uwzględniającym konieczność dojścia przesyłki – np. ze sklepu internetowego. Musi też poświęcić trochę czasu. Dobre rabaty można uzyskać nie tylko na luksusowych produktach, ale nawet na książkach. Oto przykład z księgarskiej listy bestsellerów: „Spowiedź heretyka. Sacrum profanum” Nergala w Empiku kosztuje 55,99 zł, w Merlinie 29,99 zł. Obie pozycje w twardych okładkach. Trochę fatygi przy wyszukiwaniu i oszczędzamy 26 zł. Ale mamy też przykład w drugą stronę: „Najlepsze
przepisy Basi Ritz”, zwyciężczyni pierwszego w Polsce konkursu MasterChef, w Empiku kosztują 40 zł i są prawie o 8,5 zł tańsze niż w Merlinie. Camilla Lackberg, znana szwedzka pisarka kryminałów, z Christianem Hellbergiem, sławą szwedzkich kucharzy, przed świętami wydali „Smaki z Fjallback”, które dla odmiany w Merlinie są o 5 zł tańsze niż w Inmedio, kosztują 44,99 zł.
Z tych przykładów płynie wniosek, że
sklepy nie dzielą się wyłącznie na tanie i drogie. Raczej każdy ma jakąś część pozycji w promocji, które można nabyć taniej niż gdzie indziej. Oto inny przykład. Dwie sieciowe drogerie z kosmetykami z wyższej półki Douglas i Sephora są zwykle droższe niż sklepy internetowe. Ale przed świętami wprowadzają wiele promocji. Jedne z najbardziej modnych męskich perfum One Million Paco Rabanne w Sephorze kosztują 309 zł za 100 ml, tyle że teraz można je kupić w komplecie z dezodorantem, który normalnie kosztuje ponad 100 zł. Ten sam zapach, ale bez dodatków na www.perfumyitp.pl kosztuje 197 zł, a na www.iperfumy.pl – 240 zł.
Na Lady Gaga Fame, odmiany jednych z mocniej eksponowanych zapachów dla
kobiet, także można albo przepłacić, albo zaoszczędzić w zależności od miejsca zakupu. Przy czym także w tym przypadku tradycyjne drogerie nie są najdroższe – mieszczą się w środku stawki, skrajnie niskie i skrajnie wysokie ceny na ten zapach są w sklepach działających w sieci.
Jeszcze większe oszczędności można zrobić na grach, i to zarówno tych komputerowych, jak i na konsole. Jeden z hitów – „FIFA 13” – na peceta może kosztować 150 zł lub o jedną trzecią mniej. Na konsolę można wydać 189 zł albo 40 zł mniej.
Podobnie jest z zabawkami. Ta sama gra planszowa w zasadzie w każdej sieci ma inną cenę. Nie mówiąc już o sklepach w internecie. Za grę „Piranie Atakują” bez wcześniejszej analizy cen w sklepach można przepłacić aż ponad 40 zł. Ceny innych popularnych zabawek różnią się między sobą w poszczególnych sklepach od 10 do 20 zł. To sporo, zwłaszcza dla rodziny wielodzietnej.
Pośpiech nie jest wskazany
Niestety z robieniem prezentów nie warto się spieszyć także wtedy, gdy w planach mamy zakup ubrań. A na ubrania poświęcamy ok. 20 proc. budżetu. Im bliżej godziny zero, czyli gwiazdki, tym więcej promocji. Pokazał to ostatni weekend, kiedy to ruszyły zimowe wyprzedaże. To o przynajmniej tydzień wcześniej niż w ubiegłym roku. Sisley swoją ofertę sprzedaje już z 30-proc. rabatem, podobnie jak sieć z butami Szuz Shop. Obniżki zaczęły się też w sieci Aldo, Mango czy Cottonfield i Jackpot. Inni co chwilę ogłaszają akcje promocyjne, które pozwolą zrobić zakupy taniej, choć to nie czas w nich jeszcze na regularne obniżki. Tak robi na przykład Smyk, w którym wszystko można kupić z 25-proc. rabatem.
Warto łowić okazje, bo to właśnie w IV kw. producenci wypuszczają na rynek najwięcej nowości, z definicji drogich. Prześcigają się w reklamach. Wielu z nich w tym okresie wypracowuje nawet połowę całorocznych obrotów. Tak jest w przypadku producentów zabawek.
– W listopadzie i grudniu realizujemy ponad 50 proc. naszej całorocznej sprzedaży. A nasze przychody netto ze sprzedaży wynoszą ponad 50 mln zł rocznie – mówi przedstawiciel firmy Wader.
Inny producent zabawek, firma EPPE postawiła na wiele nowości, które – jak mówią przedstawiciele sklepów – bardzo dobrze przyjęły się na rynku. A są to m.in. gra planszowa „Łowca Duchów” oraz maskotka interaktywna Ktoś Kudłate Coś.
– Sprzedaliśmy wszystkie egzemplarze gry planszowej, a wyprodukowaliśmy jej 20 tys. sztuk. Teraz sprowadzamy ją z innych rynków, na których działa nasza firma. W sumie tą drogą chcemy pozyskać dodatkowo około tysiąca sztuk – mówi Krzysztof Dziełak z firmy EPEE wytwarzającej 5 mln sztuk zabawek w ciągu roku. Ale nie tylko producenci i sklepy z zabawkami przeżywają oblężenie. Również w tym czasie najlepiej sprzedają się dobra luksusowe – zegarki, biżuteria z cennymi kamieniami, drogie perfumy. – Okres przedświąteczny to bardzo dobry czas dla branży jubilerskiej. To wówczas są prowadzone największe działania marketingowe – przyznaje Helena Palej z firmy Apart.
Jednak konieczne są promocje i działania marketingowe. Jak przyznają przedsiębiorcy działający w tym sektorze, teraz pod koniec roku realizowane jest już tylko 20–30 proc. całorocznej sprzedaży. Przed kryzysem było to dwa razy tyle, nawet 50–60 proc. Powodów tego spadku obrotów jest kilka. Przede wszystkim mniej kupują osoby średniozamożne, którym kryzys dał się we znaki. Ponadto panująca, silnie wspierana reklamą moda na gadżety elektroniczne odbiera klientów jubilerom. Konkurencję stanowią także kosmetyki z górnej półki, które pomimo wysokiej ceny są jednak w większości przypadków tańsze niż zegarki ze średniej półki czy biżuteria.
Poza tym wyroby jubilerskie sprzedają się obecnie dobrze przez cały rok, co jest też wynikiem bogacenia się bogatych. Na tym trendzie postanowiła skorzystać także Desa, która w tym tygodniu organizuje aukcje biżuterii. Pieniądze wydane przy takiej okazji mogą okazać się inwestycją. A więc to także swoista okazja przy obdarowywaniu. Licytacji zostanie poddanych ponad sto przedmiotów powstałych w XIX i XX w. Oprócz przepięknych austriackich kolczyków, diamentowych klejnotów w stylu art deco w ofercie znaleźć można również kolekcjonerskie spinki do mankietów, patriotyczne obrączki, a także zegarki – od kieszonkowych po naręczne. Miłośnicy czasomierzy z pewnością zwrócą uwagę na zegarek Jaeger-LeCoultre model Reverso z obrotową kopertą. Ceny wywoławcze eksponatów zaczynać się będą od 800 zł. Zatem w cenie współczesnych kolczyków czy pierścionka z małymi brylancikami kupić będzie można stary artystyczny wyrób.
Na popyt przed świętami liczą wszyscy producenci. Pytanie tylko, czy się doczekają i zarobią tyle, ile chcą. W galeriach handlowych nie brakuje co prawda odwiedzających. Jednak tylko nieznaczna część z nich decyduje się ostatecznie na zakupy. Ewidentnie daje się zauważyć polowanie na okazje wśród kupujących. Dlatego zapewne na dniach sklepy, które jeszcze nie przygotowały obniżek, zaproponują je. Trudno im bowiem będzie walczyć w ostatnich przedświątecznych dniach o klienta z konkurencją, która przyciąga rabatami na cały zimowy asortyment.
– Dlatego, choć popyt na zabawki ruszył, nie spodziewamy się wzrostu sprzedaży w porównaniu z poprzednim rokiem. Oczekujemy ewidentnie stagnacji – zaznacza Krzysztof Dziełak z EPPE. Na przeczesywaniu ofert zyskują więc konsumenci. Producenci jednak już nie za bardzo.
Nie ma zasady, że w sklepach internetowych zawsze jest taniej niż w zwykłych. Przed świętami wszystkie sklepy robią promocje na wybrane rzeczy