Co czterdziesty śmieciowy e-mail pochodzi z naszego kraju. Zajmujemy 10. miejsce na świecie pod względem produkcji spamu.
ikona lupy />
Najwięksi producenci spamu na świecie (proc.) / DGP
Już nie tylko Nigeria może być niedługo sławna z powodu spamu. Dzień w dzień, nawet w święta, z polskich komputerów na cały świat rozsyłanych jest kilkaset tysięcy niechcianych i czasem niebezpiecznych e-maili. Rodzimych wiadomości śmieciowych jest naprawdę dużo – jak wynika z raportu firmy analitycznej Sophos, w ciągu roku polscy użytkownicy wyprodukowali aż 2,77 proc. globalnego spamu. A to daje nam 10. miejsce na świecie. Mimo iż mamy o wiele mniej internautów i komputerów niż np. USA, Indie czy Rosja, to gonimy je pod tym względem. A nawet wyprzedziliśmy o wiele większe od nas Chiny.
Problem jest coraz poważniejszy, bo jak szacują eksperci, prawie 90 proc. wszystkich internetowych wiadomości wysyłanych na świecie to spam. A cyberprzestępcy stosują coraz bardziej wyrafinowane techniki socjotechniczne, by odbiorca e-maili nie domyślił się, że są one fałszywe. Takie szkodliwe wiadomości są wykorzystywane głównie do rozpowszechniania wirusów, sprzedaży nielegalnych produktów, ale też wyłudzania danych. Właśnie takie wyłudzające dane dostało kilkaset tysięcy użytkowników dużego serwisu Chomikuj.pl, kilka tygodni temu nękały zaś internautów mających konta na Allegro.
Eksperci mają na to zjawisko proste wytłumaczenie: Polacy za rzadko korzystają z programów antywirusowych. A sprzęt niezabezpieczony jest podatny na infekowanie go specjalnym oprogramowaniem, które rozsyła spam. I tak setki tysięcy komputerów w Polsce są zamieniane w zombi i bez wiedzy swoich właścicieli rozsyłają fałszywe wiadomości.
I co smutne, sytuacja nie poprawia się od dłuższego czasu. – Rzeczywiście Polska od kilku lat utrzymuje wysoką pozycję w zestawieniach największych producentów spamu, i to w tych wykonywanych przez różne firmy. Ta mało chlubna sytuacja z jednej strony jest efektem wciąż niewystarczającego zabezpieczania prywatnych komputerów przez użytkowników – mówi Cezary Piekarski, starszy menedżer w dziale zarządzania ryzykiem Deloitte. – Z drugiej może pojawić się nowe zjawisko. Firmy w ramach odpowiedzi na kryzys wprowadzają oszczędności, które niestety mogą dotknąć również kosztów licencji na oprogramowanie antywirusowe. W takim wypadku także sprzęt firmowy może bez wiedzy właścicieli spamować innych użytkowników – dodaje ekspert.
Potwierdza to jeden z analityków krakowskiej firmy specjalizującej się w audytach bezpieczeństwa w przedsiębiorstwach. – Miesiąc temu sprawdzaliśmy sporego przedsiębiorcę i tak właśnie się okazało: połowa stanowisk księgowych i pracowników sekretariatu pracowała na nieaktualnych programach antywirusowych. Oczywiście oficjalne tłumaczenie: dział informatyków zapomniał wykupić licencje, ale jakoś ciężko nam było w to uwierzyć – podkreśla analityk.