Jeśli nie ma cię w Chile, nie możesz powiedzieć, że jesteś poważnie zaangażowany w miedziowy biznes – mówi się w branży
Chile to globalny potentat miedziowy / DGP
Również KGHM, jeśli chciał dołączyć do grona globalnych potęg miedziowych, musiał zdobyć złoża w tym kraju. Umożliwiło mu to przejęcie kanadyjskiej Quadry. Dzięki akwizycji tej firmy, polska spółka zyskała dostęp do zasobów miedzi, molibdenu i srebra. Złoża Franke, a w szczególności Sierra Gorda, stały się wizytówką największej inwestycji zagranicznej w dziejach Polski. A dzięki obecności w Chile KGHM ma szansę stać się wiodącym producentem miedzi na świecie.
– Ten kraj to największy producent miedzi na świecie. Jest też wiodącym krajem pod względem wielkości inwestycji na eksploatację tych złóż – tłumaczy Andrzej Zabłocki, dyrektor w chilijskim stowarzyszeniu inżynierów górnictwa Instituto de Ingenieros de Minas de Chile.
Nic dziwnego więc, że osiem spośród 20 największych kopalni miedzi na świecie zlokalizowanych jest właśnie tam. Jedynie dwie z nich są podziemne. To ma się jednak zmieniać. – W ciągu najbliższych 30 lat dominująca dziś technika odkrywkowa ma zostać w dużej mierze zastąpiona kopalniami podziemnymi – podkreśla Zabłocki.
Z danych firmy Brook Hunt wynika, że inwestycje w projekty wydobywcze w sektorze miedziowym na świecie do 2021 r. sięgną 325 mld dol. Z tego niemal połowa zostanie zainwestowana w Ameryce Płd. A najwięcej firmy wydadzą właśnie w Chile, bo aż 78 mld dol., i w Peru – około 63 mld dol. Dla porównania inwestycje w tym czasie w Kanadzie wynieść mają 47 mld dol., a w Rosji – około 8 mld dol. W efekcie w 2020 r. wydobycie miedzi w Chile osiągnie poziom 9 mln ton. To oznacza, że produkcja w ciągu najbliższych 9 lat wzrośnie o 3,75 mln ton, czyli aż o 71 proc.

Wśród firm, które mają pociągnąć chilijskie inwestycje miedziowe, analitycy wymieniają m.in. nowych graczy, którzy dopiero weszli do tego kraju, m.in. KGHM.