PE i duńska prezydencja porozumiały się we wtorek ws. obligacji finansujących duże projekty infrastrukturalne w UE, które mają wesprzeć wzrost gospodarczy. Na razie chodzi o projekt pilotażowy, na który przeznaczone będzie 230 mln euro z budżetu Unii.

Porozumienie, które osiągnęli sprawozdawcy Europarlamentu i duńska prezydencja w imieniu rządów, wymaga jeszcze formalnego zatwierdzenia zarówno przez Parlament Europejski (głosowanie w lipcu), jak i Radę UE.

"Te obligacje wesprą finansowanie projektów w infrastrukturze transportowej, energetycznej i telekomunikacyjnej" - cieszył się z porozumienia komisarz ds. walutowych i gospodarczych Olli Rehn.

Komisja Europejska proponuje, by tzw. obligacje projektowe służyły finansowaniu kluczowych projektów infrastrukturalnych w UE; miałyby być powiązane z nowym funduszem infrastrukturalnym w budżecie UE po 2014 r. Gwarancje przy użyciu 230 mln euro z obecnego budżetu na lata 2007-13 w powiązaniu z pożyczkami EBI i sektorem prywatnym mogłyby zaowocować, jak wyliczyła KE, inwestycjami na sumę łącznie 4,6 mld euro.

230 mln euro to niedużo

Sprawozdawca PE, szwedzki eurodeputowany Goeran Faerm przyznał we wtorek, że 230 mln euro to niedużo, ale przekonywał, że wprowadzenie pilotażowego projektu "da nam wiedzę o rynkach w Europie". Podkreślił też, że inicjatywą są zainteresowani inwestorzy prywatni, a pierwsze projekty są już przygotowywane.

Szef KE Jose Manuel Barroso zapowiedział pilotażowy projekt obligacji infrastrukturalnych już w październiku ub.r., ale wcześniej nie udało się go uruchomić. Teraz projekt będzie "kamieniem milowym, który przyczyni się do budowania agendy wzrostu gospodarczego" w UE - powiedział we wtorek na konferencji prasowej przedstawiciel duńskiej prezydencji Jeppe Tranholm-Mikkelsen.

Porozumienie osiągnięto w przeddzień nieformalnego szczytu przywódców UE w Brukseli, którego oficjalnym tematem jest właśnie stymulowanie wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w UE. Presję na przyjęcie przez UE "paktu wsparcia wzrostu" wywiera nowy prezydent Francji Francois Hollande.

W PE we wtorek odbyła się debata na temat szczytu, podczas której socjaldemokraci poparli program Hollande'a. Szef frakcji Hannes Swoboda oznajmił też, że socjaldemokraci opowiadają się za tym, by państwa mogły przesunąć terminy spełnienia celów fiskalnych, w tym dopuszczalnego pułapu deficytu w wysokości 3 proc. PKB, jeśli mimo najlepszych chęci nie uda się dostosować do wyznaczonego im przez UE harmonogramu. Socjaldemokraci uważają - zaznaczył - że powrót na ścieżkę wzrostu prowadzi przez stymulowanie inwestycji.

"Udało się nam na nowo odkryć kwestię wzrostu gospodarczego" - powiedział szef największej frakcji w Europarlamencie, Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Joseph Daul. Zdaniem EPL dobre zarządzanie finansami publicznymi i polityka wzrostu to "dwie strony tego samego medalu"; potrzebne są inwestycje, ale takie, które nie pociągałyby za sobą dodatkowych wydatków, na które UE nie stać - dodał Daul.

"Potrzebujemy miliardów, nie milionów"

Były premier Belgii, lider liberałów w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt wzywał KE do szybszego i bardziej radykalnego działania. "Potrzebujemy miliardów, nie milionów, potrzebujemy trwałego rozwiązania" - przekonywał. Liberałowie popierają w tym celu uwspólnotowienie długu państw strefy euro oraz wzmocnienie Europejskiego Banku Centralnego.

Przywódcy państw UE spotkają się w środę w Brukseli na kolacji, by rozmawiać o stymulowaniu wzrostu i zatrudnienia. Oczekuje się jednak, że szczyt znowu zostanie zdominowany przez kryzys euro, a zwłaszcza problemy Grecji i Hiszpanii.