Kluczowe pytanie, które zadaje sobie wielu inwestorów brzmi – czy obserwowane w końcu kwietnia wyraźne wyjście notowań górą – złamanie mocnego oporu 1,6120-65 wyznaczanego przez szczyty z października i listopada ub.r. – było sygnałem siły rynku, czy też zwieńczeniem zapoczątkowanych w połowie stycznia b.r. wzrostów. Innymi słowy, czy ustanowione 30 kwietnia maksimum w rejonie 1,63 pozostanie nim na nieco dłużej, niż kilkanaście dni?

Teoretycznie funt miał ostatnio podstawy do zwyżek – mniej „gołębie” zapiski z kwietniowego posiedzenia Banku Anglii zmniejszające praktycznie do zera prawdopodobieństwo dalszego poszerzania programu QE w kolejnych miesiącach, a także seria nieco lepszych danych makroekonomicznych na tle tego co działo się w USA i strefie euro, to argumenty za tym, aby szukać w funcie tzw. bezpiecznej przystani. Zresztą zwyżka funta w końcu kwietnia zbiegła się z wyraźną poprawą nastrojów na brytyjskim rynku długu. Tylko, czy aby te oczekiwania co do funta nie są spóźnione?

Wczoraj wieczorem premier David Cameron zdeklarował, iż nie ma drogi odwrotu od rozpoczętych reform. Dodał, iż wspólnie z wicepremierem Nickiem Cleggiem będą prowadzić politykę ochrony kraju przed „finansowym sztormem”, jaki znów zaczyna nadciągać nad strefę euro. Słowa szefa rządu są jak najbardziej na miejscu, ale też przypominają, że Wielka Brytania nie jest samotną wyspą i ewentualna eskalacja problemów w strefie euro w ciągu najbliższych miesięcy, zaznaczy się też w perspektywach brytyjskiej gospodarki. Swoja drogą, wydaje się, iż niektórzy decydenci zaczynają dostrzegać problem negatywnego wpływu zbyt silnej waluty, chociaż o tym nikt głośno nie mówi. To druga strona medalu tzw. bezpiecznej przystani – problemu z którym od miesięcy zmagają się Szwajcarzy, a ostatnio też Australijczycy.

W kalendarzu na najbliższe dni mamy trzy istotne publikacje – w czwartek odczyt dynamiki produkcji przemysłowej za marzec (spodziewany jest słaby odczyt -0,3 proc. m/m i -2,6 proc. r/r), a także komunikat po posiedzeniu Banku Anglii – czy poza suchym komunikatem dostaniemy jeszcze jakiś dodatkowy istotny przekaz? Z kolei w piątek uwagę zwrócą dane nt. inflacji producenckiej za kwiecień.

Ujęcie techniczne GBP/USD jest dość ciekawe, gdyż rośnie prawdopodobieństwo realizacji scenariusza spadkowego, co byłoby chyba pewnym zaskoczeniem dla części inwestorów. Kluczowa jest strefa wsparcia 1,6060-1,6120 oznaczona żółtym prostokątem. Dopóki nie zostanie złamana, spadki od 1,63 można traktować jako korekcyjny ruch powrotny. Tylko, że niepokój budzi dzisiejsze zachowanie się rynku – widoczna jest czarna świeca, która przykrywa wczorajszy biały korpus. Niebezpiecznie zaczynają zachowywać się wskaźniki (zwłaszcza MACD) sugerując utratę tzw. wzrostowego momentum. Jeżeli dojdzie do złamania wspomnianych 1,6060-1,6120 to będzie to też silny pro-spadkowy sygnał „2B” w średnim terminie.

W takim układzie dość szybko – kilka(naście) dni dojdzie do testu linii trendu wzrostowego od stycznia w rejonie 1,5920-50. Prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza w ciągu 1-2 tygodni staje się większe, niż utrzymania się ponad poziomem 1,6120 i kolejnego testu okolic 1,63.