Według nieoficjalnej prognozy MSW Grecji, niedzielne wybory parlamentarne w tym kraju wygrała konserwatywna Nowa Demokracja, zdobywając jednak zaledwie 19,2 proc. głosów. Wielkie straty poniósł socjalistyczny PASOK, zdobywając zaledwie 13,6 proc. głosów; w 2009 roku partia ta wygrała wybory z wynikiem 43,92 proc.
Oznacza to, że partie koalicji rządzącej - która zatwierdziła program oszczędności w zamian za zagraniczną pomoc - nie uzyskały większości parlamentarnej.
"Wyniki wyborów w Grecji zdecydowanie nie są dobre dla strefy euro, ale Unia Europejska wielokrotnie dawała sobie radę i nie z takich kłopotów wychodziła obronną ręką" - powiedział w poniedziałek PAP Dziemidowicz. Jak zauważył, wyniki wyborów to wielka klęska dotychczasowych tradycyjnych partii i polityków, którzy rozdzielali między sobą władzę przez ostatnich 40 lat.
"Jeśli poparcie dla Nowej Demokracji spadło z 33 proc. do 19 proc., a dla PASOK z 43 proc. do zaledwie 13, to jest to absolutna dyskwalifikacja sił politycznych, które - według greckiej opinii publicznej - doprowadziły kraj do bankructwa. To było głosowanie przeciwko tym partiom, a nie za innymi partiami" - ocenił.
Zdaniem b. ambasadora, Grecja ma po wyborach poważny kłopot. "Lider Nowej Demokracji Antonis Samaras obiecuje rząd jedności, ocalenia narodowego. Będzie to jednak bardzo trudne, bo nawet jak wejdzie w koalicję z tradycyjnym rywalem, czyli socjalistami z PASOKU, to zabraknie kilku mandatów do i tak bardzo wątłej większości. Będzie konieczność dobrania trzeciego partnera do rządu spośród partii, które weszły do parlamentu" - zaznaczył.
Dziemidowicz podkreślił, że problemem jest wybór ugrupowania, które mogłoby wejść w koalicję, bo - jak zauważył - nawet jeśli niektóre partie są proeuropejskie, to odrzucają jakiekolwiek rozmowy z dotychczasowymi wielkimi partiami, czyli Nową Demokracją i PASOK - bo to ich obarczają winą za klęskę ekonomiczną kraju. Odpada - jak ocenił - koalicja z neonazistami (Złotą Jutrzenką).
"Bardzo trudną koalicją byłaby koalicja z Grecką Partią Komunistyczną, ale to być może języczek u wagi. "Niezależni Grecy", to nowe ugrupowanie centroprawicowe, które jednak nie bardzo ma ochotę współrządzić z dotychczasowymi wielkimi partiami. Kłopot jest bardzo duży, Grecy mają powody, żeby obawiać się kolejnych wyborów, które również mogą nie przynieść rozstrzygnięcia" - przewiduje Dziemidowicz.
Zdaniem. b. ambasadora, nawet jeśli uda się skonstruować rząd, to będzie on słaby i podatny na wszelkiego rodzaju ataki i oskarżenia od opozycji i przeciwników radykalnych porozumień z Brukselą i drastycznych cięć i oszczędności.
"Rząd będzie musiał obiecać przynajmniej próbę renegocjacji dotychczasowych porozumień (z UE), które dadzą Grekom pewien oddech finansowy. Grecy będą popierali ostrzejsze stanowisko rządu w rozmowach z Brukselą, większość z nich uważa warunki Brukseli za zdecydowanie zbyt twarde, a inni Grecy po prostu je odrzucają - twierdząc, że jest to zaciskanie pętli na szyi obywateli" - mówi Dziemidowicz.
Jak dodał, rząd będzie musiał zareagować na tego rodzaju społeczne nastroje, "bo inaczej nie będzie szans na jakikolwiek rządzenie, reformy i próbę wyjścia z politycznego, ale przede wszystkim ekonomicznego impasu".
"Jeśli uda się troszeczkę poluzować twarde i mocno dyscyplinujące Greków reguły i stworzyć im jakąś perspektywę wyjścia z kryzysu - łagodniej, niż poprzez drastyczne zaciskanie pasa, to być może ten rząd ma jakąś szansę powodzenia, ale na razie oceniam je jako bardzo niskie. Być może poluzowanie reguł to będzie efekt wyboru Francois Hollande'a na prezydenta Francji" - ocenił b. ambasador.
W tej chwili w ogóle nie wiadomo, jak grecki rząd będzie negocjował z międzynarodowymi kredytodawcami. Gdyby nowy rząd nie dotrzymał zobowiązań dotyczących oszczędności, Grecja mogłaby zostać pozbawiona pomocy z zagranicy, co z kolei mogłoby oznaczać bankructwo.