URE zablokował wniosek taryfowy PGNiG i nie zgodzi się na podwyżki nawet do kwietnia. To zła informacja dla koncernu. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo traci na handlu gazem. Jeszcze w drugiej połowie stycznia Mirosław Szkałuba, wiceprezes PGNiG, mówił, że dzienne straty wynoszą kilka milionów złotych. Teraz, na skutek arktycznych mrozów i rekordowego zużycia surowca, dobowe straty wzrosły kilkakrotnie. Zdaniem Petera Csaszara, analityka KBC Securities, sięgają nawet 20 mln zł dziennie.
URE zablokował wniosek taryfowy PGNiG i nie zgodzi się na podwyżki nawet do kwietnia. To zła informacja dla koncernu. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo traci na handlu gazem. Jeszcze w drugiej połowie stycznia Mirosław Szkałuba, wiceprezes PGNiG, mówił, że dzienne straty wynoszą kilka milionów złotych. Teraz, na skutek arktycznych mrozów i rekordowego zużycia surowca, dobowe straty wzrosły kilkakrotnie. Zdaniem Petera Csaszara, analityka KBC Securities, sięgają nawet 20 mln zł dziennie.
Nie pozostanie to bez wpływu na wyniki firmy za IV kwartał 2011 r. oraz I kwartał 2012 r. Już w trzecim kwartale ubiegłego roku PGNiG miało bowiem ujemną marżę na sprzedaży gazu. W IV kwartale ta tendencja się pogłębiła, a – według szacunków – od początku tego roku spółka do sprzedawanego gazu mogła dopłacić nawet blisko 300 mln zł.
Firma traci, bo Urząd Regulacji Energetyki nie zgadza się na podwyżkę. PGNiG w październiku złożył wniosek taryfowy, w którym domagał się wzrostu cen o kilkanaście procent. W przypadku najmniejszych, detalicznych odbiorców oznaczałoby to wzrost rachunków za ogrzewanie i gotowanie na gazie o około 8 proc.
/>
Zdaniem ekspertów żądania wzrostowe PGNiG są uzasadnione. Spółka sama kupuje gaz coraz drożej – za 1000 m sześc. płaci nawet ponad 500 dol. Nie sprzyjają jej niekorzystny kurs walutowy oraz rosnące notowania ropy naftowej i paliw, do których indeksowana jest cena gazu w kontrakcie z Gazpromem.
Prezes URE konsekwentnie odrzuca jednak przedstawiany przez PGNiG wniosek taryfowy i domaga się kolejnych korekt. Trwający od blisko pięciu miesięcy proces taryfowy jest jednym z najdłuższych w historii. Analitycy nieoficjalnie twierdzą, że to ewidentna gra na czas. – URE staje w obronie odbiorców indywidualnych. Chodzi o to, by jak najdłużej utrzymać dotychczasowe ceny gazu, aby zimą nie podnosić klientom indywidualnym rachunków – mówi nam jeden z naszych rozmówców.
Według Petera Csaszara wygląda na to, że nowa taryfa gazowa nie wejdzie w życie wcześniej niż w marcu. Z naszych informacji wynika, że urząd proces taryfowy może przeciągnąć nawet do kwietnia.
Agnieszka Głośniewska, rzecznik URE, nie potwierdza ani nie zaprzecza. – Postępowanie wciąż trwa i trudno mówić, kiedy się zakończy. Na razie analizujemy dokumenty i nie wykluczamy, że wyślemy do PGNiG ponowne wezwanie do poprawy wniosku – informuje.
W tej sytuacji – paradoksalnie – ratunkiem dla spółki jest ograniczenie dostaw surowca do Polski przez Gazprom. Import z Rosji w ubiegłym tygodniu spadł o 7 proc., a w efekcie PGNiG ściął przesył do kluczowych odbiorców o 2 proc., minimalizując tym samym straty na sprzedaży o kilkaset tysięcy złotych dziennie.
Choć w piątek ilość gazu odbieranego od Gazpromu powróciła do zakontraktowanych poziomów, PGNiG nie odkręcił ponownie kurka dla zakładów chemicznych i płockiej rafinerii. – Czekamy z tą decyzją jeszcze kilka dni – powiedziała nam Joanna Zakrzewska, rzecznik PGNiG. Jak zapewnia, nie chodzi o ograniczenie strat na sprzedaży gazu. – Przyglądamy się po prostu warunkom atmosferycznym i rosnącemu zapotrzebowaniu na gaz. Jeśli mrozy nie wzrosną, wznowimy dostawy – wyjaśnia.
Ten scenariusz – przynajmniej w ciągu najbliższego tygodnia – wydaje się jednak mało realny. PGNiG ostrzegło już, że ze względu na panujące w całej Europie niskie temperatury, w najbliższych dniach niewykluczone są nieregularne dostawy gazu ze Wschodu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama