Inflacja rośnie. Powodem tego wzrostu jest słaby złoty. Rada Polityki Pieniężnej znów zaczęła grozić palcem – nie obniży stóp, a będziemy mieli szczęście, jeśli ich nie podniesie. Wszystkiemu winien słaby złoty. Wczoraj się wprawdzie umocnił, ale wciąż jeszcze za mało.
Inflacja rośnie. Powodem tego wzrostu jest słaby złoty.
Rada Polityki Pieniężnej znów zaczęła grozić palcem – nie obniży stóp, a będziemy mieli szczęście, jeśli ich nie podniesie. Na szczęście złoty zaczął się lekko umacniać. Jeśli utrzyma ten trend, wzrost inflacji spowolni.
Inflacja bazowa, czyli po odliczeniu cen najbardziej zmiennych, np. żywności i energii, wzrosła w listopadzie do 3 proc. – podał NBP. Była wyższa od odnotowanej miesiąc wcześniej o 0,2 pkt. proc. Po odczycie CPI z ubiegłego tygodnia na poziomie 4,8 proc., o 0,5 pkt wyższym niż w październiku, wzrost bazowej był do przewidzenia. – Tak wysoką dynamikę wzrostu cen można przypisać słabej wycenie złotego na rynku oraz silnemu miesięcznemu wzrostowi cen w kategorii
zdrowie – wyjaśnia Karol Ryczko, analityk DM BOŚ.
Podwyżka stóp zarżnęłaby gospodarkę w erze spowolnienia
Na informacje o wysokiej inflacji nałożyły się lepsze od prognozowanych dane o produkcji przemysłowej, która w listopadzie, jak podał w poniedziałek
GUS, wzrosła do 8,7 proc. Ekonomiści oczekiwali spowolnienia jej wzrostu do 5,9 proc.
W konsekwencji jastrzębie w RPP znów doszły do głosu. Prof. Andrzej Kaźmierczak uważa, że jeżeli w pierwszym kwartale 2012 r. inflacja będzie nadal utrzymywała się na wysokim poziomie, konieczne będzie dalsze zaostrzenie polityki pieniężnej pod koniec pierwszego lub na początku drugiego kwartału przyszłego roku. Natomiast Andrzej Bratkowski uznał, że dopóki sytuacja w strefie euro się nie wyklaruje,
podwyżki stóp byłyby błędem. Jednak ocenił, że na 40 – 50 proc. stopy pozostaną na niezmienionym poziomie w całym 2012 r.
– Podwyżka stóp w sytuacji nadchodzącego spowolnienia całkowicie zarżnęłaby gospodarkę – uważa Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. Konsekwencją byłby wzrost rynkowych stóp procentowych, a to oznacza podrożenie kredytów – i tych nowych, i tych już spłacanych przez firmy, jak i gospodarstwa domowe. Szczególnie w przypadku tych drugich podwyżka mogłaby spowodować problemy
klientów indywidualnych ze spłatą zadłużenia. A na pewno przyczyniłaby się do spadku konsumpcji. Firmy, mając wyższe koszty finansowania, także musiałyby poszukać oszczędność, a najszybciej je osiągnąć, tnąc zatrudnienie. Ale nawet utrzymywanie stóp na tak wysokim poziomie jak obecnie: podstawowa – referencyjna na 4,50 proc., hamująco wpływa na inwestycje przedsiębiorstw i zakupy gospodarstw domowych.
4,50 proc. wynosi podstawowa stopa procentowa, spadnie, gdy spadnie inflacja
4,80 proc. o tyle wzrosły w listopadzie ceny w porównaniu z ubiegłym rokiem
1,41 proc. straciło przez tydzień euro do złotego, ale nadal kosztuje 4,45 zł
Najszybszym sposobem na powstrzymanie wzrostu inflacji, co oddaliłoby groźbę podwyżki stóp i dało nadzieję na obniżkę, jest umocnienie złotego. Wczoraj zdecydowanie się to udawało, choć dane o inflacji bazowej przez moment zachwiały tym trendem. – Powody umocnienia były trzy: dobre dane napływające ze strefy euro, podwyżka stóp procentowych na Węgrzech, i to aż o 0,5 pkt. proc. – 7 proc., i najważniejsze potwierdzenie przez agencję Moody’s ratingu dla Polski na poziomie A2 – tłumaczy Karol Ryczko. W konsekwencji euro straciło do złotego 0,89 proc. i trzeba za nie było płacić niespełna 4,45 zł. Dolar spadł o 1,73 proc. – do 3,39 zł, a frank szwajcarski tradycyjnie stracił najmniej – 0,75 proc. i kosztował 3,65 zł.
To ciągle zbyt dużo. Byśmy szybko zobaczyli pozytywny wpływ umocnienia złotego na wyhamowanie inflacji, kurs euro musiałby spaść jeszcze przynajmniej o 15 groszy.