W energii odnawialnej utopiono w USA miliony dolarów
Publiczne pieniądze na rozwój ekologicznych technologii i zarazem obamowski złoty środek na tworzenie miejsc pracy okazały się źródłem skandalu z głównym fundraiserem prezydenta Baracka Obamy w roli głównej.
Publiczne pieniądze na rozwój ekologicznych technologii i zarazem obamowski złoty środek na tworzenie miejsc pracy okazały się źródłem skandalu z głównym fundraiserem prezydenta Baracka Obamy w roli głównej.
Skandal z zielonymi technologiami w tle. Amerykański Beacon Power Corp. zbankrutował, choć przed rokiem dostał od departamentu energii 43 mln dol. gwarantowanej przez rząd pożyczki. Zgodnie z planami Białego Domu publiczne pieniądze miały pomóc w tworzeniu miejsc pracy. Problemy Beaconu to drugi taki przypadek w tym roku.
Beacon w 2009 r. otrzymał grant z programu, z którego finansowane są projekty związane z energią odnawialną. To oczko w głowie prezydenta Obamy i jego pakietu stymulującego gospodarkę. Z 43 mln dol. 91 proc. wydano na budowę elektrowni wiatrowej w 3-tys. miasteczku Stephentown w stanie Nowy Jork o mocy 20 MW. Siłownia na razie działa, ale firma, która ją zbudowała, złożyła właśnie wniosek o bankructwo. Dług będzie musiało spłacić państwo.
Historia Beaconu wzmogła krytykę zielonego programu przez opozycyjnych Republikanów. Dwa miesiące temu bankructwo ogłosiła produkująca panele słoneczne Solyndra, która za pośrednictwem amerykańskich władz otrzymała aż 535 mln dol. Kalifornijska firma była traktowana przez Biały Dom jako prymus w zielonej branży, a w jej siedzibie gościł prezydent Obama. – Obietnica czystej energii nie jest tylko kwestią wiary – mówił szef państwa. I choć nieudolny sposób zarządzania firmą był tajemnicą poliszynela (pisali o nim m.in. audytorzy z PwC), kredyt został przelany na jej konta. Bankructwo Solyndry stało się faktem na przełomie sierpnia i września. Kierownictwo tłumaczyło, że nie sprostało konkurencji ze strony Chin. Firma w szczytowym okresie zatrudniała 1,1 tys. pracowników, jednak ta liczba była i tak niższa niż zobowiązania podjęte w trakcie zabiegania o grant.
Jakby tego było mało, w lutym 2011 r. administracja Obamy przeforsowała przepisy, w myśl których w razie bankructwa któregoś z grantobiorców pierwsi w kolejce do odzyskania pieniędzy będą inwestorzy, nie podatnicy. Wielu z nich to sponsorzy poprzedniej (a zapewne również następnej) kampanii prezydenckiej Obamy. W całej sprawie roi się też od podejrzanych powiązań. Np. Steven Spinner: jeden z czołowych fundraiserów prezydenta, który jako urzędnik resortu energii współdecydował o przyznaniu grantu Solyndrze. A interesy prawne firmy reprezentowała kancelaria żony Spinnera.
– Można by umieścić Solyndrę na plakacie przedstawiającym, co może pójść źle z rządowymi dotacjami na energię odnawialną – złośliwie komentował Stephen Munro, analityk Bloomberg New Energy Finance. – Departament energii nie poradził sobie ze stymulowaniem tworzenia nowych miejsc pracy i naraził podatników na wielomilionowe straty – mówił republikański deputowany Cliff Stearns. Prawica zapowiedziała parlamentarne śledztwo w sprawie wpływu sponsorów Obamy na proces decyzyjny.
Krytyka ze strony opozycji skłoniła władze do zamówienia niezależnego audytu programów pomocowych resortu energii. Raport w ciągu 60 dni ma przygotować niezależny ekspert Herb Allison. Ma dużo pracy: departament energii w ramach pakietów stymulacyjnych gwarantował pożyczki warte 24,5 mld dol. To równowartość rocznego PKB takich państw jak Cypr czy Łotwa. Pożyczki idą też na inwestycje w energetykę nuklearną czy badania nad silnikami do pojazdów mechanicznych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama