Banki liczą koszty, jakie pokryją za wprowadzoną przez rząd Orbana ochronę kredytobiorców. Straty przynoszą węgierskie oddziały banków.
Austriacki Erste Bank poinformował w tym miesiącu, że na Węgry przypada mniej więcej połowa z jego strat poniesionych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Straty przynoszą także węgierskie oddziały austriackiego Raiffeisenu i belgijskiej KBC Group.
Sektor bankowy został dotknięty przez rząd Orbana dwukrotnie. Po pierwsze – wprowadzonym w 2010 r. podatkiem kryzysowym, który pomaga łatać deficyt budżetowy. W tym i przyszłym roku ma on przynieść budżetowi równowartość po 625 milionów euro. Po drugie – przyjętą w tym roku ustawą, która umożliwia zagrożonym kredytobiorcom spłacanie kredytów hipotecznych po stałym, niższym od rynkowego, kursie. W przypadku franka wynosi on 180 forintów zamiast ok. 240, choć powstała różnica będzie musiała być zwracana po 2015 r.
Źródłem problemu jest duża liczba kredytów hipotecznych udzielanych w walutach obcych, w tym głównie – podobnie jak w Polsce – we frankach szwajcarskich. W 10-milionowym kraju takich kredytów jest ponad 1,2 miliona. Po wybuchu kryzysu w 2008 r. i trwającym od tego czasu wzroście kursów franka i euro wobec forinta, coraz więcej Węgrów ma trudności ze spłatą rat – szacuje się, że dotyczy to jednej trzeciej zadłużonych.
Pod koniec września rząd wprowadził jeszcze jeden pomysł mający ułatwić życie zadłużonym – dał możliwość spłaty całego kredytu po zaniżonym kursie, choć tylko w przypadku jednorazowej spłaty i dotyczy ona tylko tych, którzy nie zalegają z ratami. I dopiero po tym zagraniczne banki zaczęły ostro protestować, bo tym razem różnicą kursową zostaną obciążone właśnie one.
– Wprowadzona przez węgierski rząd ustawa o pożyczkach w walutach obcych to kpina z zasad wolnego rynku i podstaw prawnych UE, gdyż ingeruje w prywatne umowy i gwałci reguły prawa – oświadczył rzecznik Erste Bank.
Według prognoz z opcji jednorazowej spłaty kredytu walutowego skorzysta 15 – 20 proc. zadłużonych, co oznacza, że banki stracą na tym od 1 do 2,5 mld euro. Banki zapowiedziały skargę do węgierskiego trybunału konstytucyjnego oraz do Komisji Europejskiej. Węgierski rząd jednak nie zamierza się z niczego wycofywać i deklaruje, że będzie prowadził wojnę z bankami aż do ostatecznego zwycięstwa.
Finansiści protestują, ale z Węgier wycofywać się nie zamierzają, bo na razie straty nie są jeszcze na tyle duże, by ich działalność w tym kraju stała się nieopłacalna. W przypadku K&H Group, czyli węgierskiego oddziału KBC, punktem zwrotnym będzie suma 151 mln euro, zaś Raiffeisen poinformował, że odczuje wpływ nowej ustawy dopiero, gdy jej koszt przekroczy 100 mln euro. O tym, że zagraniczne banki nadal wiążą swoją przyszłość z Węgrami, najlepiej świadczy decyzja Erste, który kilkanaście dni po przyjęciu ustawy po spłacie kredytów poinformował o utworzeniu na Węgrzech nowego funduszu oszczędnościowego.
Kontrowersyjny podatek kryzysowy
W październiku zeszłego roku, a więc kilka miesięcy po przejęciu władzy, rząd Viktora Orbana wprowadził specjalny podatek kryzysowy. Początkowo objęte nim były firmy z sektora finansowego – banki i towarzystwa ubezpieczeniowe, jednak później rozszerzono go na inne gałęzie gospodarki – energetykę, telekomunikację czy wielkie sieci handlowe. Ma on obowiązywać do 2013 r. i przynosić budżetowi dochody rzędu 500 – 600 milionów euro rocznie. Jego wprowadzenie wzbudziło jednak ogromne kontrowersje, szczególnie za granicą. Sektory objęte podatkiem zdominowane są bowiem przez zachodnie koncerny, a wybrano branże, w których przeniesienie działalności do innego kraju jest trudne albo niemożliwe. Na dodatek sprzeciw budziło to, iż podatek jest progresywny i nalicza się go nie od zysku, lecz od przychodu, co powoduje, że im większa firma, tym jej obciążenia były większe. Na początku roku kilkanaście największych firm złożyło skargę na rząd węgierski do Komisji Europejskiej.
BJN