Google oraz Apple zacięcie walczą o rynek urządzeń przenośnych. Kto zdobędzie na nim hegemonię już dziś, za parę lat będzie zarabiał setki milionów dolarów z reklam
Stworzyć bezpłatny produkt, który zyska tak wielką popularność, aż stanie się rzeczą niezastąpioną dla setek milionów ludzi. Taki cel przyświecał przed czterema laty Andy'emu Rubinowi i szefom Google'a, kiedy wprowadzali na rynek Android – system operacyjny dla urządzeń przenośnych. Dziś jego użytkownikami jest co najmniej 135 mln ludzi, a każdego dnia w internecie loguje się 550 tys. nowych nabywców telefonu lub tabletu, którego mózgiem jest Android.
– Ma być darmowy, dostępny dla wszystkich bez względu na typ urządzenia, najbardziej funkcjonalny i rozwijany także przez samych użytkowników – mówi „DGP” Hiroshi Lockheimer, dyrektor inżynierów pracujących nad rozwojem Androida. W języku biznesu chodzi o zdobycie hegemonii, jakiej w przeszukiwaniu internetu dorobiła się wyszukiwarka Google, a na rynku komputerów Microsoft z systemem operacyjnym Windows. Po to by przegonić konkurentów z Apple'a oraz próbujący za wszelką cenę dołączyć do peletonu Microsoft, który nawiązał współpracę z wielkim przegranym smartfonowej rewolucji – Nokią.
Gra toczy się tak naprawdę o przyszłość, czyli o wszystko – już dziś na świecie używanych jest 5 mld telefonów, a specjaliści są przekonani, że to dopiero początek smartfonowej rewolucji. Za kilka lat ludzie będą częściej korzystać z internetu za pomocą komórki niż laptopa czy komputera. To na urządzenia mobilne postawią reklamodawcy i tutaj rozgrywać się będzie największa batalia o ich pieniądze.

Centrum świata w ręku

Oprogramowanie zainstalowane w telefonach komórkowych ma znaczenie dla ich właścicieli od niedawna. Przez lata aparaty służyły po prostu do dzwonienia i pisania SMS-ów, ustawienia budzika i przypominacza. Tylko nieliczni ludzie na świecie, siedzący w działach R&D (badanie i rozwój) takich firm jak Apple, domyślali się, że jesteśmy w przededniu mobilnej rewolucji.
– Najlepszy sposób na przewidzenie przyszłości to jej wynalezienie – mawiał Alan Key, założyciel Xeroksa. Tym tropem poszedł Steve Jobs, który w 2007 r. wymyślił iPhone'a i wprowadził go na rynek. Telefon z dużym wyświetlaczem działający w dotykowej technologii z miejsca pokochały miliony. O jego sukcesie zdecydowały nie tylko nowatorskie rozwiązania techniczne, ale przede wszystkim system operacyjny, czyli oprogramowanie, bez którego nie można przeglądać internetu, odbierać poczty, słuchać muzyki, używać telefonu jako samochodowego nawigatora, czytać na nim gazety i książek, sprawdzić stan konta, uczyć się języków, rozmawiać przez Skype'a czy zmierzyć czas biegu podczas treningu. Systemem, który pozwalał na to wszystko, był iOS.
W chwili debiutu smartfona Apple'a w siedzibie Google'a w kalifornijskim Mountain View zapaliło się czerwone światło. Zanim w 2008 r. prezes Eric Schmidt ogłosił hasło: „Mobilność to nasza przyszłość”, długo zastanawiano się, jak odpowiedzieć na sukces iPhone'a. Właściciele Google'a zdawali sobie sprawę z jednego – popularność takich urządzeń spowoduje, że ludzie zaczną spędzać w sieci coraz więcej czasu, używając do tego komórek. A to oznacza dziewiczy teren do zdobycia. Larry Page i Sergey Brin wiedzieli, że sytuacja przypomina początek rynku komputerów osobistych w latach 80., który bardzo szybko zdominował Microsoft. To był właściwy moment, by postawić na Andy'ego Rubina, inżyniera, który kiedyś pracował w Apple, i na jego Androida. Tak nazywała się niewielka spółka, którą Google kupił już w 2005 r., gdy jeszcze nikt nie myślał o smartfonach i rewolucji, do jakiej doprowadzą.



Zielony ludzik atakuje

Początkowo wydawało się, że gigant z Mountain View będzie musiał uznać wyższość rywala z Cupertino. Takie przynajmniej głosy pojawiły się po wprowadzeniu przez Google do sprzedaży pod koniec 2008 r. G1, pierwszego telefonu działającego na Androidzie. Aparat nie okazał się komercyjnym sukcesem, więc niektórzy przekreślili szanse koncernu na podbój rynku. Google od początku zakładał, że G1 świata nie zawojuje. Chodziło o wprowadzenie nowego, konkurencyjnego dla iOS systemu operacyjnego. I to się udało – największe koncerny świata zawiązały przymierze z Google'em, by wspólnie przeciwstawić się Apple'owi. – Android startował tylko na kilku modelach telefonów, dziś jest dostępny w ponad 310 rodzajach mobilnych urządzeń na całym świecie – mówi nam Lockheimer.
Liczba inżynierów pracujących nad Androidem jest pilnie strzeżoną tajemnicą. Zespół ma do dyspozycji osobny budynek, bo produkt ma powstawać w kulturze typowego start-upu, a nie obrośniętej w procedury korporacji. W przeciwieństwie do iOS, który jest przeznaczony na urządzenia Apple'a, system Google'a musi być dostosowany do telefonów i tabletów wielu producentów. – Od początku tworzyliśmy go z takim założeniem – tłumaczy Hiroshi Lockheimer. Przyznaje, że sam używa tabletu Xoom Motoroli, a jego żona urządzenia Galaxy Tab Samsunga. Najważniejsze dla klienta to mieć wybór, ale zostać przy Androidzie.

Android wejdzie do domu

Wyglądając przez okno swojego biura, Lockheimer widzi stojące przed budynkiem makiety – przypominającego R2D2 z „Gwiezdnych wojen” wielkiego zielonego ludzika, oficjalną maskotkę Androida, a także gigantyczne Cup Cake (babeczka) i Gingerbread (piernik imbirowy). To nazwy kolejnych wersji Androida przygotowywanych na smartfony i osobno (Honeycomb – plaster miodu) na tablety.
Jesienią stanie obok nich gigantyczna figura Ice Cream Sandwich – symbol najnowszej wersji systemu, po raz pierwszy dostosowanej zarówno do smartfonów, jak i tabletów. Lockheimer dodaje, że to jeden z najambitniejszych projektów, nad jakimi pracuje jego zespół. – Pojawi wiele nowych funkcji, część zostanie usprawnionych – zapowiada.
Na razie nie jest do końca jasne, kto dziś wygrywa w wojnie systemów operacyjnych. Według agencji badań marketingowych Nielsen na początku lipca 38 proc. udziału w rynku systemów operacyjnych używanych na smartfonach miał Android. Na drugim miejscu znalazł się Apple z iOS (28 proc.), na trzecim znane głównie menedżerom BlackBerry (21 proc.), a na czwartym miejscu Windows Phone (9 proc.). Z kolei z opublikowanych przez Apple'a danych po drugim kwartale wynika, że to on jest wciąż górą – z jego iOS na iPhone'ach, iPodach i iPadach korzysta 200 mln użytkowników. Android działa z kolei w 135 mln urządzeń na świecie.
W Polsce na rynku zdecydowanie dominuje Android, głównie za sprawą operatorów komórkowych, którzy najwięcej sprzedają samsungów i htc. W tym roku Polacy kupią około 5 mln smartfonów, z czego znaczna część będzie działać na systemie Google'a. – Widzimy ogromne zainteresowanie – przyznaje Lockheimer. I dodaje, że udział Androida na polskim rynku wzrósł z zaledwie 4 proc. przed rokiem do 20 proc. obecnie. Dodatkowym magnesem będą nowe usługi – Google właśnie wprowadził do Polski głosową nawigację samochodową, dostępną bezpłatnie dla użytkowników telefonów z Androidem.
Eksperci podkreślają, że najbliższe lata zdominuje walka między Apple'em a Google'em, ale to ten drugi powinien się wysunąć na prowadzenie pod względem liczby użytkowników. Pomoże mu w tym to, że jest dostępny na wielu urządzeniach. Apple z kolei stara się utrzymywać pewną ekskluzywność.
Wielką niewiadomą jest natomiast strategia Microsoftu i Nokii. Windows Phone zaczyna zbierać dobre recenzje, ale do pełnego sukcesu potrzebuje też dobrych telefonów. A to już zadanie borykającego się z trudnościami fińskiego koncernu.
Ponieważ telefon towarzyszy ludziom wszędzie, najwięksi gracze już myślą, jakie role mógłby jeszcze spełniać. Kierunek, w jakim będzie zmierzał rynek, zaprezentował podczas niedawnej konferencji Google. Koncern ujawnił w maju prace nad Android@home. – Smartfon pozwoli na wykorzystywanie telefonu komórkowego do sterowania domem: włączeniem energii, gazu, prania, ogrzewania czy muzyki – tłumaczy Hiroshi Lockheimer. Komórka nie tylko będzie z nami wszędzie, ale będzie można przez nią zrobić niemal wszystko. A przy okazji gdzieś zadzwonić.