Trzeba znaleźć odpowiedź na krytykę, która nie dotyczy akurat Polski, wytykającą nie zawsze sensowne wykorzystanie funduszy strukturalnych. Takie przykłady służą przeciwnikom polityki spójności. Stąd koncepcja investment and development contracts, które będą zawierane z poszczególnymi krajami, aby pomoc była warunkowa i właściwie ukierunkowana. To pozwoli uniknąć zarzutów, że pomoc jest przejadana.
ROZMOWA Z JANUSZEM LEWANDOWSKIM, komisarzem UE ds. budżetu i programowania finansowego
W środę ma pan zaprezentować budżet na lata 2014 – 2020. Ile pieniędzy dostanie Polska?
Gorączkowo dopinamy i bilansujemy całość, aby osiągnąć zgodę wszystkich 27 krajów. Dlatego na takie pytanie nie odpowiem. Mogę jednak uspokoić, że respektujemy zasadę dzielenia kosztów i korzyści stosownie do poziomu zamożności krajów UE – na pewno biedniejsze kraje nie będą poszkodowane.
Czy to będzie dużo więcej niż 68 mld euro, które mamy do dyspozycji w tej perspektywie?
Dwa dni przed prezentacją budżetu nie będę ogłaszał takich informacji. Ale wierzę, że obronimy to, co najistotniejsze. Po pierwsze prawo Komisji Europejskiej, aby suwerennie przedstawiła propozycje, bez ulegania rozmaitym naciskom, ważąc interesy płatników netto i beneficjentów budżetu. Po drugie, aby ta propozycja została przyjęta przez główne stolice i wszystkie inne strony jako sensowny punkt wyjścia w negocjacjach – tak aby nie był wywrócony do góry nogami.
Parlament Europejski proponuje 5 proc. wzrostu budżetu. To realne?
Stanowisko PE przypomina, że istnieje coś takiego jak zbiór celów politycznych UE, rozszerzonych po traktacie lizbońskim, i trzeba je sfinansować, bo inaczej są gołosłownymi deklaracjami. To jest stanowisko europejskie, które jest przeciwwagą dla eurosceptyków.
Między głosami o cięciach czy niezwiększaniu budżetu o 5 proc. jest propozycja 2,5-proc. wzrostu. Czy tak może się to skończyć?
Teraz każdy może pospekulować, to przyjemna zabawa, dopóki się nie spekuluje na greckim długu, bo to igranie z ogniem. Wiem, ale nie powiem.
W którą stronę pójdą zmiany?
Trzeba znaleźć odpowiedź na krytykę, która nie dotyczy akurat Polski, wytykającą nie zawsze sensowne wykorzystanie funduszy strukturalnych. Takie przykłady służą przeciwnikom polityki spójności. Stąd koncepcja investment and development contracts, które będą zawierane z poszczególnymi krajami, aby pomoc była warunkowa i właściwie ukierunkowana. To pozwoli uniknąć zarzutów, że pomoc jest przejadana.
Jak kontrakt będzie wyglądał w praktyce?
Większa uwaga będzie skierowana na typowanie biegunów wzrostu dających szanse na rozwój gospodarczy danego regionu i kierowanie pieniędzy w te miejsca. Nowe regulacje opisujące dokładnie te mechanizmy pojawią się najwcześniej we wrześniu. Musimy to zrobić, by ochronić politykę spójności przed cięciami. Bo w wielu europejskich mediach to ona, a nie rolnictwo, stała się głównym celem krytyki.
A co z projektami paneuropejskimi?
To rzecz przesądzona. Oprócz narodowej polityki spójności potrzebny jest duży fundusz finansujący budowę infrastruktury energetycznej, transportowej i telekomunikacyjnej w skali całego kontynentu. To było słabością polityki spójności, że nie powstawały wielkie projekty łączące Europę. Mamy szansę temu zaradzić.
Czy będziemy mogli za to wybudować część dróg?
To będzie zależało od mapy połączeń, ale m.in. temu ma on służyć. Na razie wschodnia część Europy wygląda blado, jeśli chodzi o takie transgraniczne projekty. Dobrze widać, że obecna siedmioletnia perspektywa finansowa to głównie zaspokajanie inwestycyjnego głodu samorządów.